LAURA ESQUIVEL
„Z SZYBKOŚCIĄ PRAGNIENIA”
(TŁ. PIOTR FORNELSKI)
ZYSK I S-KA, POZNAŃ 2002
Akcja dzieje się w Meksyku na początku XX wieku. Jubilo, syn Hiszpanki i wnuk Indianki, to dziecko, które daje radość. W jego obecności każdy się uśmiecha. Jubilo ma również rzadki dar – rozumie ludzi, ich najskrytsze pragnienia i intencje. Rozumie swoją matkę Hiszpankę, która idzie pod ramię z postępem, ale rozumie również babkę – potomkinię Majów, która pielęgnuje tradycję. Jako jedyny w domu Jubilo opanował obydwa języki – matki i babki – służy za tłumacza i łagodzi wszelkie spory między tradycyjną, dostojną Indianką, a nieco szaloną matką, mająca zupełnie inne poglądy na wychowanie dzieci. Interpretuje ich słowa tak, by nie raniły. Obrabia je, wygładza, poleruje i wypięknia. Słowa dzięki niemu tracą swoje ostre kąty, nie uderzają w serce, jedynie delikatnie muskają i wywołują uśmiech.
W głowie Jubila powstaje pragnienie – chce już zawsze służyć ludziom w ten sposób – oswajać słowa. Postanawia zostać telegrafistą. Uczy się pilnie alfabetu Morse’a, budowy telegrafu i osiąga swój cel. A potem poznaje miłość swojego życia i oprócz słów, uczy się magicznej mowy ciała.
Książka jest napisana z dwóch perspektyw czasowych – opowiada dzieje życia Jubila, ale też jego teraźniejszość.
Stary, zniedołężniały, chory Jubilo, pozbawiony mowy, mieszka ze swoją córką. Córka nie zna całej prawdy o miłości matki i ojca. Nie wie też co sprawiło, że od kilkudziesięciu lat ze sobą nie rozmawiają. Postanawia dowiedzieć się prawdy wszelkimi możliwymi sposobami.
Powiem szczerze, że trochę się zawiodłam. Po cudnych, magicznych „Przepiórkach w płatkach róży” „Z szybkością pragnienia” nie miało już dla mnie takiej siły. Nie miało tyle magii, tyle wyrazistości.
Zapowiadało się świetnie, pierwsza część, o dzieciństwie Jubila jest zdecydowanie najlepsza, potem autorka wikła nas w losy zakochanej pary, która trochę jak czapla i żuraw nie może się ze sobą spotkać. Jak jedno jest szczęśliwe, to drugie ma jakiś problem i wątpliwości. A potem na odwrót. Jest stereotypowy czarny charakter, o którym od początku wiadomo, że będzie zakochanym bruździł.
Poza tym Esquivel zbudowała swoją powieść na pewnym schemacie – każdy rozdział zaczyna od rozważań – na temat miłości, słowa, chemii międzyludzkiej, porozumienia, a potem opowiada część historii. I tak do następnego rozdziału.
Krótka książeczka, a czytałam ją naprawdę długo, bo momentami nużyła.
I genialny początek popsuł się i zbanalniał.
Może gdybym zaczęła od „Pragnienia” zamiast od „Przepiórek” to doceniłabym „Pragnienia”. A tak, nie jest niby źle, ale czegoś zabrakło…
A na koniec ładny, bardzo mądry kawałek o miłości (z serii początkoworozdziałowych rozważań):
Słowo „kochać” jest czasownikiem, a więc oznacza czynność. Miłość przejawia się za pomocą czynów, poprzez działanie. Człowiek czuje się kochany, gdy druga osoba obdarza go pieszczotami, pocałunkami, czułością, a także innymi, bardziej konkretnymi rzeczami. Człowiek, który kocha, zawsze będzie się troszczył nie tylko o uczucia ukochanej osoby, lecz również o jej materialne potrzeby.
Nikt nie uwierzy matce, ze kocha swoje dziecko, jeśli nie będzie go karmić, ubierać, opiekować się nim i zapewniać mu odpowiednich środków, by mogło się rozwijać i uniezależniać. (…)
Tak więc czasownik „kochać” można odmieniać na dwa sposoby. Pierwsza koniugacja to pocałunki i tym podobne czułości, drugą zaś stanowią dobra materialne. Żywienie kogoś, ubieranie i opłacanie mus studiów oraz dachu nad głową są również aktami miłości. Dowodem, z kogoś kochamy, mogą być pieszczoty, lub kupno butów na zimę. W tym sensie buty są równie ważne jak pieszczota – pełnia taką samą funkcję. Nie mogą być jednak zwykłym substytutem.
[s.52]
Moja ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz