środa, 14 kwietnia 2010

NIE ZAPOMNIJ O MNIE…


„JESZCZE NIE WIECZÓR”
POLSKA, 2009
SC. Jacek Bławut, Jacek Piotr Bławut, Stanisław Józefowicz
REŻ. Jacek Bławut
ZDJ. Wojciech Staroń
MUZ. Tomasz Stroynowski
WYST. Jan Nowicki (Jerzy "Wielki Szu"), Nina Andrycz (występuje w roli samego(j) siebie), Sonia Bohosiewicz (Małgorzata), Ewa Krasnodębska (Marilyn), Irena Kwiatkowska (występuje w roli samego(j) siebie), Bożena Mrowińska (Renata), Zofia Perczyńska (Matylda), Anna Grażyna Suchocka (dyrektorka Skolimowa), Danuta Szaflarska (Barbara), Teresa Szmigielówna (Marta), Beata Tyszkiewicz (Róża), Zofia Wilczyńska (Dorota), Stefan Burczyk (Sodolski), Wieńczysław Gliński (występuje w roli samego(j) siebie), Witold Gruca (występuje w roli samego(j) siebie), Lech Gwit (Henryk), Robert Jurczyga (Czarek), Fabian Kiebicz (Fred, mąż Barbary), Roman Kłosowski ("Nostradamus"), Kazimierz Orzechowski (występuje w roli samego(j) siebie), Antoni Pawlicki (raper), Witold Skaruch (rehabilitant John), Bohdan Wróblewski (Tyka)

[to wpis dla mojej Babci I.H. – ona by dokładnie widziała za co i co w tym wpisie jest najważniejsze!]

Jestem wzruszona. Zachwycona. Trochę brak mi słów, a trochę mam ich w głowie ocean nieprzebrany.

„Jeszcze nie wieczór” to film o jeszcze nie umieraniu.
Do Domu Artystów Weteranów w Skolimowie przyjeżdża Jerzy-Szu, grany przez Jana Nowickiego. Jerzy, znajomy dyrektorki, chce odpocząć, pomyśleć, nabrać dystansu, a także popić w samotności. Wkracza w ułożony świat pensjonariuszy Domu, kradnie spokój i na nowo tworzy sceniczną bohemę. Michała Walkiewicz w swojej recenzji, porównał Wielkiego Szu z tego filmu do McMurphy’ego z „Lotu nad kukułczym gniazdem” i trudno nie zgodzić się z takim porównaniem. Kompletnie, zdaje się, odmienny od reszty pensjonariuszy, młodszy, szybszy, pełen pomysłów, postanawia zatrudnić wszystkie „Alzheimery”, „Parkinsony”, ludzi na wózkach, nie słyszących i niedowidzących po to, by wykorzystać ich siłę (ciągle wierzy w to, ze ta siła w nich jest) i stworzyć jedyne w swoim rodzaju przedstawienie – „Fausta” (a Faust sprzedał duszę za wieczną młodość przecież…)
Jestem tym filmem zaskoczona, jego formą, jego środkami wyrazu. To połączenie dokumentu i fabuły. (Bławut jest znanym i cenionym dokumentalistą, więc pewnie ciężko mu było zrezygnować do końca z fabuły, musiał zaczerpnąć z nieskończonego źródła rzeczywistości). Dla mnie fabułą jest Jerzy-Szu, a dokumentem cała reszta. Niektórzy zresztą grają tutaj siebie samych.
Podziwiam naprawdę ich odwagę zagrania w tym filmie. (A pamiętajmy dodatkowo, że najtrudniej jest zagrać siebie! najciężej wejrzeć w swoje wnętrze, spojrzeć w lustro…). To pewnie w większości ich ostatnie role. 
Pokazali siebie bez upiększeń, a Bławut pokazał starość. Starość straszną, brzydką i piękną jednocześnie. Jest taka scena z Niną Andrycz, która przemawia do pensjonariuszy, mówiąc o tym, że ich młodość dawno minęła i że żaden młody nie wie nic o starości, odsuwa od siebie taką możliwość, nie wierzy. A kamera bezlitośnie przybliża twarz Niny Andrycz, pokazuje nam każdą najmniejszą zmarszczkę. I makijaże kobiet, jak teatralne maski, szminka zaznaczająca zanikające usta i zbyt kolorowe cienie do powiek…
W tym filmie gra Zofia Wilczyńska, która zaczynała w kinie przedwojennym, która przed „Jeszcze nie wieczór” grała poprzednio w 1981 roku…! I Dorota, bohaterka przez nią kreowana, przychodzi do Szu-reżysera i mówi, że nie wie, czy da radę zagrać, czy będzie jeszcze potrafiła. Jerzy mówi – nie kokietuj, bo przecież wszyscy wiemy, jak wielką byłaś aktorką…
I dużo jest takich smaczków – trochę gorzkich – jak na przykład Fred (Fabian Kiebicz), który jest chory na Parkinsona, który zaczyna tracić pamięć, który nie jest w stanie przypomnieć sobie dnia wczorajszego, ale mówi swojej żonie wierszyk sprzed wielu wielu lat:

Niezapominajki, to są kwiatki z bajki! 
Rosną nad potoczkiem, patrzą żabim oczkiem. 
Gdy się płynie łódką, śmieją się cichutko. 
I szepcą mi skromnie: „nie zapomnij o mnie”.

Przewrotnie, pięknie…
Starość jest skonfrontowana z młodością – Małgorzata, kucharka, która ma zagrać najważniejszą rolę w „Fauście” i raper, który reprezentuje zupełnie inny styl.
To też nie przypadek. To przewartościowanie, jakiemu uległ dzisiejszy świat.
Kucharka – aktorka? Czy wśród pensjonariuszy DAW jest ktoś, kto nie poświęcił scenie całego życia? Kto na scenie pokazywał pluszowego jednorożca, operację plastyczną nosa, albo miał „zryty beret” i dzięki temu zyskał sławę? Czy ktoś śpiewał nie mając wyćwiczonego wielogodzinnymi próbami głosu, teorii muzyki w małym paluszku i wiedzy na temat najważniejszych kompozytorów świata?
Ale młodość ma jeden atut – jest młoda…
Gdzieś przeczytałam, że scena w barze, gdzie Szu pije, słuchając hip-hopu, jest sceną naciąganą, sztuczną. A ja uważam, ze jest bardzo, bardzo prawdziwa. Jerzy czuje się młody, ale już nie jest. Co więcej – już nigdy nie będzie i Bławut dobitnie to pokazuje umieszczając go w tym klubie – śmiesznego, starego, pokracznego…
I Szu w końcu też okazuje się pokoleniem odchodzącym, tak samo jak McMurphy jest dokładnie kimś takim, jak pozostali pensjonariusze.
Piękny, prawdziwy film.
Kolosalne wrażenie.
Szczery.
Bolący.
I wciąż mam w głowie ostatnie sceny – Jerzego, w teatralnym makijażu, którzy przechodzi od śmiechu do płaczu.
Ale mam też w głowie tytuł „Jeszcze nie wieczór”.
I to dodaje sił.


Moja ocena: 5,5/6

PS. Jakiś czas temu zamieściłam teledysk do tego filmu, teraz ogląda mi się go inaczej, to dzięki teledyskowi obejrzałam film, a teraz dzięki filmowi wracam znów do teledysku.


5 komentarzy:

  1. Jak dla mnie film bardzo dobry - a i moment w którym go oglądałem dobrze wyczuty. Nawet z pozoru głupia scena o staruszkach w parku okazuje się wspaniała historią dopełniającą fabułę. Tylko motyw psa mi się nie podobał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale to był pies faustyczny :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po raz kolejny inspirujesz mnie do poszukiwań... A więc polska kinematografia wciąż żywa?? Cudownie!! Obejrzę :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Film o nieumieraniu" - dobre określenie (jest i o umieraniu, odchodzi postać grana przez p.Szaflarską i aktor podczas spektaklu). Jeszcze nie umieramy, jeszcze w zielone gramy..., choć karty znaczone czasem. Widziałam film niemal rok temu, Twój post odświeżył mi pamięć. I wzbogacił. Nie myślałam wcześniej o zmianie warty jak o odchodzeniu dawnego etosu aktora - a to słuszna uwaga. Przedziwna mieszanka - jest tu piękno i okrucieństwo życia. Te cudne fotosy na ścianach i komodach zestawione ze słabością ciała. Pamiętam, że mnie się wydał ten film pogodnym, a osobie, z która go oglądałam - strasznie dołujący. Rozumiem obie perspektywy.
    Bławut daje swoim aktorom właśnie to, co postaciom filmu występ w "Fauście". Wielką szansę i dawno zapomniany smak życia.
    Pozdrawiam :)
    ren

    OdpowiedzUsuń
  5. Anhelli - obejrzyj, Ty też na pewno dużo, dużo dostrzeżesz w tym filmie. Pewnie mnóstwo rzeczy, które ja przegapiłam :-)

    Ren - ta "ostatnia rola"... wiesz, Ci ludzie powoli odchodzą, pewnie większości już nie zobaczymy na ekranie, dobrze, że Bławut ich pokazał, że ich przypomniał, że dał im szansę. Ale też dobrze, że Oni chcieli, że nie byli zbyt próżni.
    Masz rację, ja też zwróciłam uwagę na te zdjęcia w ich pokojach - zdjęcia z młodości, które przypominają, jacy kiedyś byli piękni, wysportowani, młodzi.

    OdpowiedzUsuń