środa, 24 września 2014

BIAŁO-CZARNE ZŁE DOBRO


SUE MONK KID
"CZARNE SKRZYDŁA"
(TŁ. MARTA KISIEL-MAŁECKA)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2014

Mam na imię Sara. Mam 11 lat. W dniu urodzin dostałam od rodziców prezent – moją własną niewolnicę – stała naprzeciw mnie, z wielką kokardą zawiązaną na szyi. A ja myślałam tylko o tym, że nie powinno się posiadać ludzi na własność… Moja niewolnica ma na imię Hetty. Później, kiedy się już zaprzyjaźniłyśmy, wyznała mi jednak, że czarnoskóre matki patrzą na swoje dziecko, leżące w koszyku i nadają mu inne imię. To imię pochodzi od jakiejś cechy zewnętrznej, od pory roku, w  której się urodziło, albo od czegoś, co akurat się wydarzyło. Hetty tak naprawdę nazywała się Szelma. Gdy mi to wyznała, starłam się nie nazywać jej już inaczej niż tym jej „koszykowym imieniem”. Jej matka opowiadała jej, że w Afryce czarni ludzie byli kosami, że latali nad ziemią tak wysoko, jak tylko chcieli. Ale, gdy przypłynęli do Ameryki, wszystko się zmieniło – skrzydła zniknęły – pozostały po nich tylko łopatki i ogromna tęsknota za wolnością. Bo w Ameryce, wszyscy czarni, którzy nie mają dość pieniędzy, są niewolnikami. Jeśli wygrasz przypadkiem na loterii, możesz wykupić sam siebie od swego pana i cieszyć się wolnością. Możesz nawet mieć swoich własnych niewolników i albo traktować ich z największym szacunkiem, albo chłoszcząc ich bądź im wymyślając, odpłacać za swój własny, niedawny los.
Matka Szelmy była nasza krawcową. Szyła tak pięknie, że moja matka nie chciała się z nikim nią dzielić. Nie oznaczało to, że lepiej ją wynagradzała. Oznaczało to, że nie dała jej nigdy przepustki, z którą Charlotte mogła chodzić po mieście i z którą mogłaby się zatrudnić u kogoś jeszcze, żeby odkładać pieniądze na wykupienie siebie i Szelmy od moich rodziców. Każdy miał swoją cenę – kiedyś Szelma zajrzała do inwentarza osobowego, który zrobił dla nas pewien urzędnik i znalazła siebie, matkę i całą resztę na ostatniej stronie. „Tam właśnie odnotowano nas, niewolników, zaraz po korycie na wodę, taczkach, młotku do gwoździ i buszli ziaren kukurydzy.” [s.150] Charlotte, zakochana w swojej córce, chciała dla niej wolności – na uszczęśliwienie Szelmy znała tylko ten jeden sposób. Kiedyś nawet, gdy moja matka nie słyszała, wymusiła na mnie pewną obietnicę – przyrzekłam Charlotte, że wyzwolę Szelmę. Próbowałam – Bóg mi świadkiem, że tak, ale akt wyzwolenia Szelmy, który napisałam,  jedno z rodziców podarło w drobny mak. Cierpiałam, po raz kolejny cierpiałam. Już raz, gdy miałam cztery lata, widziałam, jak moja matka każe jedną z niewolnic – wyznaczyła jej chłostę, a ja nie mogłam potem mówić przez tydzień. Straciłam głos, bo chyba zdałam sobie sprawę, że nie jesteśmy tak do końca ludźmi, że tkwią w nas jakieś potwory. Nie znałam sposobu, w jaki, mając 11 lat, mogłabym uwolnić Szelmę. Mogłam traktować ją najlepiej jak potrafiłam – nie zwracać uwagi na to, że nie ma jej pod moimi drzwiami rankiem, choć powinna spać tam na sienniku i być na każde moje zawołanie. Mogłam sama się ubierać. Mogłam przymknąć oczy na jej niesamowicie silny związek z matką. I mogłam nauczyć ją czytać, co było surowo zabronione przez prawo. W domu mego ojca, sędziego, codziennie przez godzinę, pokazywałam Szelmie litery, żeby odmienić jej los. I zrodziło się we mnie nieugaszone pragnienie, by zmienić świat, by nie tylko Szelmę uwolnić, ale wszystkich innych niewolników. „(…)równie dobrze mogłam proklamować równość warzyw i zwierząt, zwierząt i ludzi, kobiet i mężczyzn, mężczyzn i aniołów.” [s.195]
Ale gdzieś tam tliła się we mnie nadzieja, że kosztem zaledwie mnie samej, mogłam uratować milion istnień i dać im czarne skrzydła…
Sara Grimke to postać historyczna. To kobieta, która jako pierwsza, wraz ze swoją siostrą Angeliną, działała na rzecz abolicji, a także na rzecz kobiet. Pisały, przemawiały, krzyczały, manifestowały. Poświęciły poniekąd siebie same, bo Sara do końca życia była samotna, a Angelina późno wyszła za mąż, zresztą też za abolicjonistę i czynnego działacza. To postacie słodko-gorzkie, które Sue Monk Kidd przyoblekła w powieściowe szaty, nadała im trochę cech, których pewnie nie miały, a niektóre pominęła. Dla równowagi powołała do życia Szelmę, a raczej obdarzyła ją twarzą, głosem i własną opowieścią. W historycznych źródłach można znaleźć niewolnicę Sary Grimkę, którą dziewczyna nauczyła czytać – obydwie zostały za to srogo ukarane. Czy biała dziewczyna przeżyła karę, a czarna nie?
Jest wiele rzeczy, które nie mieści mi się w łowie – rasizm, gwałty, okrucieństwo wobec dzieci, znęcanie się nad zwierzętami. Między tym, co z za małej głowy wypada jest niewolnictwo. Uchodzi za jedną z najstarszych formacji społecznych - od czasów starożytnych do tych, które niedaleko za naszymi plecami, trzymało głowę wysoko. Niewolnicy nie oglądali nieba – ich głowy musiały być zawsze opuszczone, by nie wzlecieć zbyt wysoko i przypadkiem nie zerwać łańcuchów.

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]