MAŁGORZATA
MUSIEROWICZ
„JĘZYK
TROLLI”
AKAPIT
PRESS, ŁÓDŹ 2004
Od
kilku dni na blogach temperatura sięgająca tych najwyższych
możliwych. Konkurs na blog roku... Kampanie bliskie prezydenckich,
namawianie, proszenie, błaganie, pewnie nawet i formy przekupstwa.
Niektórym chodzi o zwiększenie poczytności bloga, innym o nagrody,
jeszcze innym o bankiety i zaszczyty. W zeszłym roku wzięłam
udział, bo pragnęłam, żeby Michał Żebrowski, który był
jurorem w mojej kategorii, przeczytał mój blog. W tym roku trochę
dla sprawdzenia własnych sił – czy tak wątłe, jak sądzę, czy
może trochę bardziej powinnam w siebie uwierzyć.
Wkomentarzach do konkursowej notatki Jolanta napisała mi, że nie
powinnam szukać poparcia w kręgu blogowiczów. Trochę dreszczem
mnie przejęła ta opinia – na szczęście zaraz aerien dodała
swoje trzy grosze, a potem tamaryszek i podniosło mnie to z czeluści
tej wielkiej niepewności co do ludzkich zamiarów, uczuć i knowań.
Nie wszyscy są tacy... Ja w tamtym roku, i w tym też, wysłałam
sms na zaprzyjaźnione blogi – wiem, że zmniejszam tym swoje
szanse, ale nie o to tu dla mnie chodzi - to w moim osobistym
odczuciu taka prywatna nagroda dla osób, które cenię za ich
pisanie, za ich myśli, za to, że migną mi przed oczami jakimś
dobrym tytułem, że mogę czerpać inspirację z ich lektur, że
mogę polemizować z ich punktem widzenia. Wiem, droga Jolu, że nie
ma tak różowo na świecie, że raczej czarne barwy przeważają,
ale trzymajmy się wersji, że teraz całą szarą burość przykrył
jasny, biały śnieg i nie widać, że jesteśmy w środku źli.
I
tu się objawia moja niedawna lektura...
Bo
kolejny raz sięgnęłam po Jeżycjadę, a że nie przeczytałam
dotąd wszystkich części, bo kiedyś zatrzymałam się i nie
uzupełniłam swojej wiedzy, teraz z zachwytem odkryłam, że „Język
Trolli” to jedna z tych moich ulubieńszych części Jeżycjady. No
bo... jest tam studio nagrań, w którym nagrywa się wszystko, ale
głównie reggae. Bo jest pewien czarujący Murzyn, który ma dredy,
a na dodatek córkę, która ma na imię Jagienka (widzę oczyma
wyobraźni małe czarne, na którą wołają tak po staropolsku –
cudo!). Jest ognisko palone przy drodze, gdy korek sięga kilku
kilometrów, a zimno daje się we znaki kierowcom i tańce przy tym
ognisku, które porywają nawet najbardziej opornych. Jest Józinek,
syn Idy, który w tej części chodzi już do trzeciej klasy i jest
najmniej mówiącym z całej rodziny. Jest eksperyment z żarówką
wkładaną do ust, nad którym śmiałam się do łez. Jest
zapatrzona w starszego brata Łusia, którą Józinek uczy samych
dobrych rzeczy w miejsce oglądania telewizji. Jak zwykle jest
borejkowy dom, nie zamykany na klucz, pełen dzieci, dorosłych,
sałatki, zapachu ciasta i miłości – to, co w Jeżycjadzie istotą
rzeczy i co najlepsze ze wszystkiego. A nade wszystko jest Staszka
Trolla. Józinek przez przypadek poznał ją w szkole i od razu
poczuł do niej sympatię. Bo Staszka taka właśnie jest – emanuje
ciepłem, emanuje światłem, emanuje dobrocią. Pasuje do domu
Borejków jakby tam właśnie było jej jedyne miejsce na świecie. I
to ta Staszka właśnie mówi: „Są tacy, co okradną nawet wiejski
kościółek. I są tacy, co oddadzą ostatni grosz dla chorego. Jak
wiem, że są ci drudzy, to się nie boję tych pierwszych.”
I
ja tę Trollę za to podziwiam – bo ona naprawdę kieruje się
takim mottem, bo naprawdę wierzy w ludzi, a ta wiara się od niej
odbija, jak od lustra, celuje w drugiego człowieka i już nie można
być złym – bo nie wypada, bo nie da rady, bo zło się rozpływa,
bo nawet, gdy się nie chce poczęstować kromką chleba głodnego,
stojącego w korku wędrowca, to po spotkaniu z Trollą ustawia się
stół i rozdaje za darmo herbatę, choć bez cukru.
I o
tym myślę sobie w kontekście całego tego konkursu. O „Języku
Trolli”, który nie zawiera złych, brzydkich słów, co ranią,
mówi tylko tymi, co głaszczą, co przytulają, co rozśmieszają...
A
wracając do Bloga Roku – to co mi się w tym konkursie podoba, to
fakt, że z jednego telefonu można wysłać tylko jednego sms na
dany blog. To oznacza, że nie wygra ten, kto od rana do wieczora
stuka sms, bo ma promocję w swojej sieci. Ale to, co mi się nie
podoba (choć po części to rozumiem), to fakt, że juror dostaje
tylko ogryzek... Z kilku tysięcy blogów, zaledwie cząstkę, którym
ma się przyjrzeć, zbadać i w końcu ocenić. Rozumiem, bo jak
inaczej Agata P. miałaby czas na zjedzenie śniadania, poczytanie
książki i wieczorne ciastko z kremem, jeśli miałaby czytać te
wszystkie blogi wciąż i wciąż pojawiające się na stronie
głównej konkursu? Jak wtedy rzetelnie ocenić zawartość? Ale to
wciąż ogryzek... A ogryźć jabłko mógł człowiek, robak, jeż,
albo pies wegetarianin. Albo papuga. A jak wyglądało wcześniej?
Czy było słodkie, czy winne? Koloru czerwonego, czy przeważał
żółty? No nic, ja tam idę drogą Trollową i uśmiecham się, że
jakiekolwiek sms podbił mojego bloga z ostatniego miejsca, że jest
aerein, tamaryszek, Jolanta, że nie wszyscy są robaczywi...