W paru słowach
chcę opowiedzieć o moim czytelniczym roku 2012. O tym, że był
inny niż zwykle – czytałam albo starocie, kierując się zasadą
wyzwania „Z półki”, albo nowości. Mało było książek
pośrodku.
Dzięki
„półkowemu” znów podałam rękę Couplandowi i przeczytałam
genialne „Poddani Microsoftu”, która to książka dostała
szóstkę w moim prywatnym rankingu (oj, mało ich było w tym roku).
Drugą szóstkę dostał „Moment niedźwiedzia” Tokarczuk –
genialna, fascynująca, mądra...
Blisko szóstki
był Stuhr ze swoim „Tak sobie myślę..” - za odwagę, za
bezkompromisowość, za inteligencję, za takt i piękna polszczyznę.
Poza tym
otworzyłam się szeroko na dwie inne formy – audiobooki, do
których zaczęłam się przekonywać pod koniec zeszłego roku.
Nauczyłam się skupiać uwagę na tyle, żeby śledzić losy
bohaterów, żeby nadążać za akcją, żeby wyobrażać sobie. W
audiobookach zdecydowaną furorę zrobił „Rumcajs” w
interpretacji Zborowskiego, którego słuchałam już z moją córką.
Poza tym świetnie mi się słuchało „Szaleństw Majki Skowron”
- upalne lato i ja w tym dziwnym wymyślonym lecie sprzed lat... A
oprócz tego wrażenie zrobiły na mnie „Rumianki w trawie” - też
staroć, ale jaki dobry!
Drugą formą,
po którą nie sięgałam od wieków, są komiksy. Przez jakiś czas
wypożyczałam je namiętnie z biblioteki, niemal codziennie po
kilka. Tu odkryłam cykl o Marzi – świetne książki o moim
dzieciństwie – lata osiemdziesiąte, gdy zbierało się papierki
po czekoladach, bo były kolorowe, a do gumy dodawało się rysik z
kredki, żeby była kolorowa, jak te papierki. Poza tym wrażenie
zrobiły na mnie „Pogrzeby Łucji”, „Trzy cienie” (dobrze, że
czytałam jeszcze nie mając Majki przy sobie, bo nie przebrnęłabym
chyba przez ten komiks o tym, jak ojciec wyrusza na wyprawę w świat,
żeby ocalić swoje dziecko przed chorobą) i świetna „Trup i
sofa”.
Dwie książki
skradły moje serce nie tyle ze względu na treść, co na formę -
„Różnimisie” - choć treść też jest ważna, ino mało jej
;-) (choć gdybym miała wybierać książkę roku 2012 to chyba
właśnie ona...) oraz „Cudowne dzieci” - DodoEditor to
wydawnictwo, które odkryłam przypadkiem i które uszczknęło
kawałek mojego serca właśnie genialnymi wydaniami książek!
No i są jeszcze
dwie książki Liao - „Księżyc zapomniał” i „Dźwięki
kolorów”, które są tak piękne, tak malarsko dopracowane, że
przy czytaniu ich/oglądaniu ich z otwartych ust na podłogę kapała
mi ślina...
No i powróciłam
do świata literatury piękniejszej i trudniejszej – do książek
dla dzieci – są teraz moją niekwestionowaną miłością wyższą
i czytam ich znacznie więcej, niż „dorosłej” literatury.
I tu oprócz
„Różnimisiów” moimi faworytami zostały „Król i morze”,
„Bajki na dłuższą metę” i „Bajki przez telefon”.
Taki dziwny ten
rok... Chyba trochę słaby, trochę mizerny dla mnie. Musiałam się
zastanawiać i szperać w notatkach, żeby zobaczyć te naj. Nie było
strzału, który powalił mnie jak obuchem w głowę i żebym leżała
do teraz, do początku 2013. Rozczarował mnie trochę mój Murakami,
choć wybaczam, bo to nie była nowa książka. Nie przybyło też
bardzo wiele na listę „must have” z tej dorosłej literatury (za
to przybyła ponad setka tytułów dziecięcych). Letnio było, bez
uderzeń gorąca. Oby 2013 był rozgrzany do czerwoności – taki
mój prywatny...
"Trzy cienie" są mocne, masz rację.
OdpowiedzUsuń"Dzwięki kolorów" dopisuję sobie do listy.
"Bajki przez telefon" mam, ale wciąż nie ruszone... ech. Ruszyć trzeba.
Gorącego roku życzę!