środa, 2 stycznia 2013

… I O STARYM


W paru słowach chcę opowiedzieć o moim czytelniczym roku 2012. O tym, że był inny niż zwykle – czytałam albo starocie, kierując się zasadą wyzwania „Z półki”, albo nowości. Mało było książek pośrodku.
Dzięki „półkowemu” znów podałam rękę Couplandowi i przeczytałam genialne „Poddani Microsoftu”, która to książka dostała szóstkę w moim prywatnym rankingu (oj, mało ich było w tym roku). Drugą szóstkę dostał „Moment niedźwiedzia” Tokarczuk – genialna, fascynująca, mądra...
Blisko szóstki był Stuhr ze swoim „Tak sobie myślę..” - za odwagę, za bezkompromisowość, za inteligencję, za takt i piękna polszczyznę.
Poza tym otworzyłam się szeroko na dwie inne formy – audiobooki, do których zaczęłam się przekonywać pod koniec zeszłego roku. Nauczyłam się skupiać uwagę na tyle, żeby śledzić losy bohaterów, żeby nadążać za akcją, żeby wyobrażać sobie. W audiobookach zdecydowaną furorę zrobił „Rumcajs” w interpretacji Zborowskiego, którego słuchałam już z moją córką. Poza tym świetnie mi się słuchało „Szaleństw Majki Skowron” - upalne lato i ja w tym dziwnym wymyślonym lecie sprzed lat... A oprócz tego wrażenie zrobiły na mnie „Rumianki w trawie” - też staroć, ale jaki dobry!
Drugą formą, po którą nie sięgałam od wieków, są komiksy. Przez jakiś czas wypożyczałam je namiętnie z biblioteki, niemal codziennie po kilka. Tu odkryłam cykl o Marzi – świetne książki o moim dzieciństwie – lata osiemdziesiąte, gdy zbierało się papierki po czekoladach, bo były kolorowe, a do gumy dodawało się rysik z kredki, żeby była kolorowa, jak te papierki. Poza tym wrażenie zrobiły na mnie „Pogrzeby Łucji”, „Trzy cienie” (dobrze, że czytałam jeszcze nie mając Majki przy sobie, bo nie przebrnęłabym chyba przez ten komiks o tym, jak ojciec wyrusza na wyprawę w świat, żeby ocalić swoje dziecko przed chorobą) i świetna „Trup i sofa”.
Dwie książki skradły moje serce nie tyle ze względu na treść, co na formę - „Różnimisie” - choć treść też jest ważna, ino mało jej ;-) (choć gdybym miała wybierać książkę roku 2012 to chyba właśnie ona...) oraz „Cudowne dzieci” - DodoEditor to wydawnictwo, które odkryłam przypadkiem i które uszczknęło kawałek mojego serca właśnie genialnymi wydaniami książek!
No i są jeszcze dwie książki Liao - „Księżyc zapomniał” i „Dźwięki kolorów”, które są tak piękne, tak malarsko dopracowane, że przy czytaniu ich/oglądaniu ich z otwartych ust na podłogę kapała mi ślina...
No i powróciłam do świata literatury piękniejszej i trudniejszej – do książek dla dzieci – są teraz moją niekwestionowaną miłością wyższą i czytam ich znacznie więcej, niż „dorosłej” literatury.
I tu oprócz „Różnimisiów” moimi faworytami zostały „Król i morze”, „Bajki na dłuższą metę” i „Bajki przez telefon”.

Taki dziwny ten rok... Chyba trochę słaby, trochę mizerny dla mnie. Musiałam się zastanawiać i szperać w notatkach, żeby zobaczyć te naj. Nie było strzału, który powalił mnie jak obuchem w głowę i żebym leżała do teraz, do początku 2013. Rozczarował mnie trochę mój Murakami, choć wybaczam, bo to nie była nowa książka. Nie przybyło też bardzo wiele na listę „must have” z tej dorosłej literatury (za to przybyła ponad setka tytułów dziecięcych). Letnio było, bez uderzeń gorąca. Oby 2013 był rozgrzany do czerwoności – taki mój prywatny...

1 komentarz:

  1. "Trzy cienie" są mocne, masz rację.
    "Dzwięki kolorów" dopisuję sobie do listy.
    "Bajki przez telefon" mam, ale wciąż nie ruszone... ech. Ruszyć trzeba.
    Gorącego roku życzę!

    OdpowiedzUsuń