JAN JAKUB KOLSKI
„EGZAMIN Z
ODDYCHANIA”
WIELKA LITERA, WARSZAWA
2012
Przy czytaniu tej
książki pomieszały mi się uczucia.
Najpierw jest bunt. No
bo jak to?! Mój Kolski, który urodził Jańcia Wodnika, spod pióra
którego wyszły takie zdania jak: „Wtedy narodziła się cisza. I
ta była inna od cisz znanych do tej pory. Ludzie usłyszeli najpierw
szum własnej krwi, a potem szelest zbóż z miejsc narodzenia.”
[„Mikroświaty”, s.61] teraz pisze „kurwa, rzygać, chuj,
jebać”? Nagle z ciszy pól i łąk, robi się zamęt miasta, z
zacisznego wnętrza świata, wychodzi się na obrzeża, gdzie zimno?
Pisze o seksie, który boli, o gwałtach, o Auschwitz, o walce z
bobrami?
Ale potem ta książka
pęka i wciąga mnie w siebie, w swoją czeluść, w swoją bezdenną
rozpacz i równie bezdenną radość. Nadchodzi błysk rozpoznania i
już widzę go w tym
„(...)mam dopiero
dwanaście lat, ale wiem, że kocham pana największą miłością na
świecie. Świat nie znał dotąd i nigdy już nie pozna takiej
miłości.
-Nigdy, zawsze...
Jestem od ciebie starszy trzydzieści trzy lata. Moje „zawsze”
skończy się dużo wcześniej od twojego.” [s.21] i w tym, że
dwunastoletnia zakochana dziewczyna dzwoni do mężczyzny po radę, a
on jej każe pić dwie szklanki wody przed snem. I ona pije – co
dzień, do dwudziestego roku życia, w swoim łóżku, czy w obcym,
pijana, czy trzeźwa, na imprezie i w każdym jednym miejscu, w
którym zasypia. A on jej mówi, że „nie wiedział jak się
zaopiekować tym jej... zakochaniem.” [s.71]
Widzę go w tym
zakochaniu małej dziewczynki i potem dorosłej kobiety, w tym, jak
po wielu latach niewidzenia, spoglądają sobie w oczy i zawisa nad
ziemią szklanka z kompotem, wymazuje się cały świat i zatrzymuje
się ziemia. Widzę go w tym zakochaniu do samej głębi, ale i w
tym, jak nie może sobie z tą cała miłością poradzić. Widzę go
w tych deklaracjach miłości i w samym jej imieniu – Muszelka.
Ale jednocześnie
dociera do mnie, że nie ma już tego, który pisał „Mikroświaty”
czy „Kulkę z chleba”. Jest kilkanaście lat starszy – obrósł
nowym ciałem, nową skórą, nowym przeżywaniem, a więc stał się
kimś innym. Być może wtedy, w Popielawach „chuj” brzmiałby
jak pierdnięcie w muzeum – teraz pomaga mu rozładować napięcie.
A napięcia jest dużo.
Bo to książka o
mężczyźnie rozdartym między dwoma kobietami. I każda ciągnie go
w swoją stronę. W swoją śmierć.
Z jednej jest matka,
której śmiercią jest odchodzenie.
A z drugiej Muszelka,
której śmiercią jest porzucanie dawnej siebie, wyłuszczanie się
z dawnej postaci, porzucanie skóry, by poznać nowe słowa i stać
się matką, żoną, nową kobietą. To piękne procesy – i ten z
zasychaniem i ten z nabieraniem w żyły krwi, z rodzeniem, z
nabrzmiewaniem. Ale oba bolesne i dla kogoś, kto kocha, niemal nie
do zniesienia. Dlatego Sandow jest taki pomieszany, taki napięty,
taki uciekający.
I jest bardzo
„kolski”... Ze swoimi umięśnionymi ramionami, łysą głową,
jaskiniami eksplorowanymi w przeszłości, zawodem reżysera i
wykładowcy na uczelni filmowej, ze skórzanymi bransoletkami na
rękach... Kusiło mnie, by poszukać w internecie informacji na jego
temat, sprawdzić, czy się rozwiódł, z kim ma dziecko, czy jego
dziadek był w obozie koncentracyjnym... Ale kusiło tylko przez
chwilę. Bo to nie jest najważniejsze. Podskórnie wiem, że to
książka o nim samym – może nie było dokładnie tak, ale jego na
pewno są uczucia, myślenie, to wszystko musiało wyjść z wnętrza
samego autora. Inaczej się nie da pisać takiej prozy.
Jakiś czas temu
widziałam wywiad w telewizji z Kolskim, w którym mówił, że nie
obchodzi go reakcja czytelników, że ma gdzieś głosy, które na
pewno będą krzyczeć, że „Egzamin z oddychania” to książka
obrazoburcza i że to porno. Trochę w to nie wierzę, w to jego
„gdzieś”, bo pisze się może i dla siebie, ale wydaje się dla
innych. Nie mniej jednak doskonale rozumiem to, co chciał przez to
powiedzieć. Że napisał kawał dobrej literatury, wyrwał kawałek
swojej skóry, mięśni i wrzucił między strony. Jemu została
rana, która się zabliźni, rzucił to „psom” na pożarcie,
pogodził się z brakiem kilku kropel krwi i obojętnie co kto powie,
jego to już nie dotknie. Dopełnił swojej psychoterapii, napisał
Muszelkę, miłość, wojnę, zdradę i zemstę.
„I tu już
przybliżamy się do największej ważności spośród wszystkich
ważności świata. Siebie należy zobaczyć jako część
przynależną, a nie całość oddzieloną. Napiszesz wtedy książkę
z soku brzozowego. Ze szreni przyziemnej, z łętowego dymu. Z
wszystkiego.” [„Mikroświaty”, s.80]
Czasem mam wrażenie, że Twoja recenzja jest dla mnie ważniejsza niż sam tytuł, o którym opowiadasz. Twoje recenzje można czytać bez końca, są jak znakomita proza - i szczerze to piszę, bez słodzenia.
OdpowiedzUsuńWspaniałe cytaty wybrałaś, ten o piciu wody, dwóch szklanek wody - wow. Nie czytałam nic Kolskiego, ale teraz skusiłabym się na tę opowieść.
aerien - Ty wiesz, jak poprawić człowiekowi humor zepsuty poszczepionkową gorączką u Dziecka :-)
UsuńCytat o piciu wody - jeden z tych, co mnie poruszają do głębi... A książka cała jest taka - to dopiero początek!
To tym bardziej muszę jej poszukać :)
UsuńCo do gorączki, oj :( z moją córcią byłam w środę, trzy ukłucia :( ale odpukać zniosła nieźle. Nie znoszę chodzić na szczepienia, tak mi żal tych maluchów :(
Wspaniała recenzja
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
UsuńSwietna recenzja Marto! Sięgnie po książkę, bo Kolski zawsze był mi bliski. Chce go poznać i od tej innej strony.
OdpowiedzUsuń