środa, 23 stycznia 2013

KSIĄŻKA Z WSZYSTKIEGO


JAN JAKUB KOLSKI
„EGZAMIN Z ODDYCHANIA”
WIELKA LITERA, WARSZAWA 2012

Przy czytaniu tej książki pomieszały mi się uczucia.
Najpierw jest bunt. No bo jak to?! Mój Kolski, który urodził Jańcia Wodnika, spod pióra którego wyszły takie zdania jak: „Wtedy narodziła się cisza. I ta była inna od cisz znanych do tej pory. Ludzie usłyszeli najpierw szum własnej krwi, a potem szelest zbóż z miejsc narodzenia.” [„Mikroświaty”, s.61] teraz pisze „kurwa, rzygać, chuj, jebać”? Nagle z ciszy pól i łąk, robi się zamęt miasta, z zacisznego wnętrza świata, wychodzi się na obrzeża, gdzie zimno? Pisze o seksie, który boli, o gwałtach, o Auschwitz, o walce z bobrami?
Ale potem ta książka pęka i wciąga mnie w siebie, w swoją czeluść, w swoją bezdenną rozpacz i równie bezdenną radość. Nadchodzi błysk rozpoznania i już widzę go w tym
„(...)mam dopiero dwanaście lat, ale wiem, że kocham pana największą miłością na świecie. Świat nie znał dotąd i nigdy już nie pozna takiej miłości.
-Nigdy, zawsze... Jestem od ciebie starszy trzydzieści trzy lata. Moje „zawsze” skończy się dużo wcześniej od twojego.” [s.21] i w tym, że dwunastoletnia zakochana dziewczyna dzwoni do mężczyzny po radę, a on jej każe pić dwie szklanki wody przed snem. I ona pije – co dzień, do dwudziestego roku życia, w swoim łóżku, czy w obcym, pijana, czy trzeźwa, na imprezie i w każdym jednym miejscu, w którym zasypia. A on jej mówi, że „nie wiedział jak się zaopiekować tym jej... zakochaniem.” [s.71]
Widzę go w tym zakochaniu małej dziewczynki i potem dorosłej kobiety, w tym, jak po wielu latach niewidzenia, spoglądają sobie w oczy i zawisa nad ziemią szklanka z kompotem, wymazuje się cały świat i zatrzymuje się ziemia. Widzę go w tym zakochaniu do samej głębi, ale i w tym, jak nie może sobie z tą cała miłością poradzić. Widzę go w tych deklaracjach miłości i w samym jej imieniu – Muszelka.
Ale jednocześnie dociera do mnie, że nie ma już tego, który pisał „Mikroświaty” czy „Kulkę z chleba”. Jest kilkanaście lat starszy – obrósł nowym ciałem, nową skórą, nowym przeżywaniem, a więc stał się kimś innym. Być może wtedy, w Popielawach „chuj” brzmiałby jak pierdnięcie w muzeum – teraz pomaga mu rozładować napięcie. A napięcia jest dużo.
Bo to książka o mężczyźnie rozdartym między dwoma kobietami. I każda ciągnie go w swoją stronę. W swoją śmierć.
Z jednej jest matka, której śmiercią jest odchodzenie.
A z drugiej Muszelka, której śmiercią jest porzucanie dawnej siebie, wyłuszczanie się z dawnej postaci, porzucanie skóry, by poznać nowe słowa i stać się matką, żoną, nową kobietą. To piękne procesy – i ten z zasychaniem i ten z nabieraniem w żyły krwi, z rodzeniem, z nabrzmiewaniem. Ale oba bolesne i dla kogoś, kto kocha, niemal nie do zniesienia. Dlatego Sandow jest taki pomieszany, taki napięty, taki uciekający.
I jest bardzo „kolski”... Ze swoimi umięśnionymi ramionami, łysą głową, jaskiniami eksplorowanymi w przeszłości, zawodem reżysera i wykładowcy na uczelni filmowej, ze skórzanymi bransoletkami na rękach... Kusiło mnie, by poszukać w internecie informacji na jego temat, sprawdzić, czy się rozwiódł, z kim ma dziecko, czy jego dziadek był w obozie koncentracyjnym... Ale kusiło tylko przez chwilę. Bo to nie jest najważniejsze. Podskórnie wiem, że to książka o nim samym – może nie było dokładnie tak, ale jego na pewno są uczucia, myślenie, to wszystko musiało wyjść z wnętrza samego autora. Inaczej się nie da pisać takiej prozy.
Jakiś czas temu widziałam wywiad w telewizji z Kolskim, w którym mówił, że nie obchodzi go reakcja czytelników, że ma gdzieś głosy, które na pewno będą krzyczeć, że „Egzamin z oddychania” to książka obrazoburcza i że to porno. Trochę w to nie wierzę, w to jego „gdzieś”, bo pisze się może i dla siebie, ale wydaje się dla innych. Nie mniej jednak doskonale rozumiem to, co chciał przez to powiedzieć. Że napisał kawał dobrej literatury, wyrwał kawałek swojej skóry, mięśni i wrzucił między strony. Jemu została rana, która się zabliźni, rzucił to „psom” na pożarcie, pogodził się z brakiem kilku kropel krwi i obojętnie co kto powie, jego to już nie dotknie. Dopełnił swojej psychoterapii, napisał Muszelkę, miłość, wojnę, zdradę i zemstę.
„I tu już przybliżamy się do największej ważności spośród wszystkich ważności świata. Siebie należy zobaczyć jako część przynależną, a nie całość oddzieloną. Napiszesz wtedy książkę z soku brzozowego. Ze szreni przyziemnej, z łętowego dymu. Z wszystkiego.” [„Mikroświaty”, s.80]

6 komentarzy:

  1. Czasem mam wrażenie, że Twoja recenzja jest dla mnie ważniejsza niż sam tytuł, o którym opowiadasz. Twoje recenzje można czytać bez końca, są jak znakomita proza - i szczerze to piszę, bez słodzenia.
    Wspaniałe cytaty wybrałaś, ten o piciu wody, dwóch szklanek wody - wow. Nie czytałam nic Kolskiego, ale teraz skusiłabym się na tę opowieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aerien - Ty wiesz, jak poprawić człowiekowi humor zepsuty poszczepionkową gorączką u Dziecka :-)
      Cytat o piciu wody - jeden z tych, co mnie poruszają do głębi... A książka cała jest taka - to dopiero początek!

      Usuń
    2. To tym bardziej muszę jej poszukać :)
      Co do gorączki, oj :( z moją córcią byłam w środę, trzy ukłucia :( ale odpukać zniosła nieźle. Nie znoszę chodzić na szczepienia, tak mi żal tych maluchów :(

      Usuń
  2. Swietna recenzja Marto! Sięgnie po książkę, bo Kolski zawsze był mi bliski. Chce go poznać i od tej innej strony.

    OdpowiedzUsuń