wtorek, 8 stycznia 2013

BUJANIE REBEKI W NIEBYCIE


ASA LARSSON
„W OFIERZE MOLOCHOWI”
(TŁ. BEATA WALCZAK-LARSSON)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2013

Jesteśmy tu i teraz, gdzie Rebeca Martinsson mieszka w swoim małym domku odziedziczonym po babci. Ma dwa psy – Verę, znaną z poprzedniej części i Smarkacza. Od czasu do czasu spotyka się z Kristerem, policyjnym treserem psów – biegają po lesie ze zwierzakami, wdychają czyste powietrze, a Krister dodatkowo swoją dziurą po nosie wdycha zapach Rebeki. Coraz bardziej mu na niej zależy, coraz więcej śle jej niby przypadkowych smsów, gdzie chwali się, że akurat piecze chleb. Po to, by odpowiedziała, ale też po to, by czuć, że choć trochę uczestniczy w jego życiu. Zarazić ją tym chlebowym zapachem, zaczadzić, żeby przyszła i już została. Ale Rebeca wciąż jest w związku z Mansem i wciąż mieszkają osobno, dalej prowadzą życie tu-tam, dalej prowadzą rozmowy telefoniczne nocą, ale coraz częściej Rebeca wyłącza telefon tuż przed zapadnięciem zmroku i coraz rzadziej przechodzi jej przez gardło”kocham cię”. Dodatkowo wplątuje się w nową aferę – jej sąsiad Sivvig prosi, żeby pojechała z nim do dalekiej znajomej Sol Britt (prawda, że już same te imiona mają smak śniegu?). Kobieta nie pojawiła się w pracy i jej koleżanka poprosiła Sivviga o sprawdzenie, co się z nią dzieje. Rebeca, psy, Krister i starzec jadą na swoistą wycieczkę, zakończoną śmiercią – na progu sypialni czeka już nie Sol Britt – czeka jej martwe ciało, poznaczone wieloma otworami – co było narzędziem zbrodni? Czy była zbrodnia? Tam gdzie Rebeca – to raczej oczywiste. A oprócz ciała starszej kobiety, ślady małego dziecka – znajdują chłopca w lesie - jest przerażony, zmarznięty i usta ma zamknięte na wszystkie obrazy śmierci, jakie prawdopodobnie ujrzał tej nocy.
Jednocześnie jesteśmy tam – w Kirunie, w roku 1914, gdzie młodziutka Elina Petterson, obejmuje stanowisko nauczycielki. Kiruna kwitnie, Kiruna się rozwija, Kiruna podnosi głowę. Zarządza nią Hjalmar Lundbohn, który przypadkiem znajduje się w tym samym pociągu, którym Elina trafia do Kiruny. Jedno spojrzenie w oczy, parę machinacji i już za kilkanaście dni ich usta się łączą. Na końcu tej drogi też jest trup – Elina ginie.
Okazuje się, że była wyższą gałęzią drzewa genealogicznego Sol Britt. Obok było jeszcze kilka gałęzi – a każda złamana przedwcześnie – wypadki, wypadki, wypadki... Tyle tylko, że „nie wierz przypadkom” kołacze się w głowie Rebeki Martinsson. Wbrew wszystkiemu zaczyna kopać, jak pies myśliwski, który pod warstwą ziemi czuje krew...
To moim zdaniem najsłabsza książka z serii o Rebece Martinsson.
Ale trzeba pamiętać jedno – najsłabsza u Larsson to i tak wciąż dobry plus. Podobno w założeniach autorki ma być sześć książek z cyklu, więc ta byłaby przedostatnią. To dobrze. Dobrze z dwóch powodów – po pierwsze chwała Larsson za to, że nie chce płynąć na fali popularności i wytwarzać małych potworków, tylko dlatego, że się dobrze sprzedają. Być może chce pójść gdzieś dalej, gdzie indziej – bo mam nadzieję, że nie zrezygnuje z pisania – zbyt szlachetne ma pióro, zbyt giętki język, zbyt przepastną wyobraźnie, żeby tak po prostu odejść ze świata literek. A po drugie „W ofierze molochowi” zauważyłam już lekkie zniecierpliwienie, delikatną nutkę nudy i dużo mniej ciepła w stosunku do Rebeki, dużo mniej wyrozumiałości dla niej, a przez to ja też trochę zaczęłam się kręcić na krześle i niepokojenie patrzeć w jej oczy. Ale jednocześnie chcę być pewna, że jej nic nie grozi, że znalazła wreszcie swój świat, swój spokój, swoje miejsce, swoje oddychanie. Więc Aso droga, spiesz się z ostatnią częścią, nie zostawiaj Rebeki w takim zimnie i zawieszeniu...

Premiera 24 stycznia 2013

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz