ASA LARSSON
„W OFIERZE MOLOCHOWI”
(TŁ. BEATA
WALCZAK-LARSSON)
WYDAWNICTWO LITERACKIE,
KRAKÓW 2013
Jesteśmy tu i teraz,
gdzie Rebeca Martinsson mieszka w swoim małym domku odziedziczonym
po babci. Ma dwa psy – Verę, znaną z poprzedniej części i
Smarkacza. Od czasu do czasu spotyka się z Kristerem, policyjnym
treserem psów – biegają po lesie ze zwierzakami, wdychają czyste
powietrze, a Krister dodatkowo swoją dziurą po nosie wdycha zapach
Rebeki. Coraz bardziej mu na niej zależy, coraz więcej śle jej
niby przypadkowych smsów, gdzie chwali się, że akurat piecze
chleb. Po to, by odpowiedziała, ale też po to, by czuć, że choć
trochę uczestniczy w jego życiu. Zarazić ją tym chlebowym
zapachem, zaczadzić, żeby przyszła i już została. Ale Rebeca
wciąż jest w związku z Mansem i wciąż mieszkają osobno, dalej
prowadzą życie tu-tam, dalej prowadzą rozmowy telefoniczne nocą,
ale coraz częściej Rebeca wyłącza telefon tuż przed zapadnięciem
zmroku i coraz rzadziej przechodzi jej przez gardło”kocham cię”.
Dodatkowo wplątuje się w nową aferę – jej sąsiad Sivvig prosi,
żeby pojechała z nim do dalekiej znajomej Sol Britt (prawda, że
już same te imiona mają smak śniegu?). Kobieta nie pojawiła się
w pracy i jej koleżanka poprosiła Sivviga o sprawdzenie, co się z
nią dzieje. Rebeca, psy, Krister i starzec jadą na swoistą
wycieczkę, zakończoną śmiercią – na progu sypialni czeka już
nie Sol Britt – czeka jej martwe ciało, poznaczone wieloma
otworami – co było narzędziem zbrodni? Czy była zbrodnia? Tam
gdzie Rebeca – to raczej oczywiste. A oprócz ciała starszej
kobiety, ślady małego dziecka – znajdują chłopca w lesie - jest
przerażony, zmarznięty i usta ma zamknięte na wszystkie obrazy
śmierci, jakie prawdopodobnie ujrzał tej nocy.
Jednocześnie jesteśmy
tam – w Kirunie, w roku 1914, gdzie młodziutka Elina Petterson,
obejmuje stanowisko nauczycielki. Kiruna kwitnie, Kiruna się
rozwija, Kiruna podnosi głowę. Zarządza nią Hjalmar Lundbohn,
który przypadkiem znajduje się w tym samym pociągu, którym Elina
trafia do Kiruny. Jedno spojrzenie w oczy, parę machinacji i już za
kilkanaście dni ich usta się łączą. Na końcu tej drogi też
jest trup – Elina ginie.
Okazuje się, że była
wyższą gałęzią drzewa genealogicznego Sol Britt. Obok było
jeszcze kilka gałęzi – a każda złamana przedwcześnie –
wypadki, wypadki, wypadki... Tyle tylko, że „nie wierz przypadkom”
kołacze się w głowie Rebeki Martinsson. Wbrew wszystkiemu zaczyna
kopać, jak pies myśliwski, który pod warstwą ziemi czuje krew...
To moim zdaniem
najsłabsza książka z serii o Rebece Martinsson.
Ale trzeba pamiętać
jedno – najsłabsza u Larsson to i tak wciąż dobry plus. Podobno
w założeniach autorki ma być sześć książek z cyklu, więc ta
byłaby przedostatnią. To dobrze. Dobrze z dwóch powodów – po
pierwsze chwała Larsson za to, że nie chce płynąć na fali
popularności i wytwarzać małych potworków, tylko dlatego, że się
dobrze sprzedają. Być może chce pójść gdzieś dalej, gdzie
indziej – bo mam nadzieję, że nie zrezygnuje z pisania – zbyt
szlachetne ma pióro, zbyt giętki język, zbyt przepastną
wyobraźnie, żeby tak po prostu odejść ze świata literek. A po
drugie „W ofierze molochowi” zauważyłam już lekkie
zniecierpliwienie, delikatną nutkę nudy i dużo mniej ciepła w
stosunku do Rebeki, dużo mniej wyrozumiałości dla niej, a przez to
ja też trochę zaczęłam się kręcić na krześle i niepokojenie
patrzeć w jej oczy. Ale jednocześnie chcę być pewna, że jej nic
nie grozi, że znalazła wreszcie swój świat, swój spokój, swoje
miejsce, swoje oddychanie. Więc Aso droga, spiesz się z ostatnią
częścią, nie zostawiaj Rebeki w takim zimnie i zawieszeniu...
Premiera 24 stycznia
2013
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz