czwartek, 19 września 2013

BEZ LATARKI – DRESZCZE...

JOHAN THEORIN
„ŚWIĘTY PSYCHOL”
(TŁ. BARBARA MATUSIAK)
CZARNE, WOŁOWIEC 2013

Jan chce dostać pracę w przedszkolu Polana. To specyficzne miejsce. To budynek zrośnięty ze szpitalne dla psychicznie chorych. Ale egzystują w nim przestępcy. Kobieta, która zabiła swoje dzieci strzałem ze strzelby. Albo mężczyzna, który był seryjnym mordercą nastolatków. Część z nich ma dzieci. I o one uczą się i bawią w Polanie. Raz na jakiś czas – czasem codziennie, a czasem co kilka dni, spotykają się ze swoimi rodzicami na terenie szpitala. To nowatorska metoda leczenia – kontakt z dziećmi ma pomóc chorym wyzdrowieć, ma trzymać ich w ryzach, ma naprowadzać na dobry trop, na normalność, na rzeczywistość. A dzieci, na co dzień żyjące w rodzinach zastępczych, lub mieszkające w Polanie, mają z tych spotkań wynosić miłość rodzicielską, zapakowaną w ładny celofan i podaną na tacy. Mają ją przyswajać i dzięki temu lepiej uczyć się świata.
Jan na rozmowie kwalifikacyjnej dostaje dziwne zadanie. Leżą przed nim nakrycia głowy, a on na wybrać dla siebie jedno. Wybiera od razu – przebranie klowna, ale waha się i w końcu stwierdza, że nie jest pacjentem i nie chce wykonywać tego zadania. Lekarz, który prowadzi z nim rozmowę widzi jego moment wahania i doskonale wie, który kostium Jan chciał wybrać – klown symbolizuje tajemnicę.
Tak, z pewnością Jan coś ukrywa.
Jest niespokojny i boi się, że po referencje zadzwonią do przedszkola Ryś. A tam stało się coś, co Jan chce ukryć i musi ukryć, żeby dostać pracę w Polanie. A praca w Polanie jest mu potrzebna do osiągnięcia własnych prywatnych celów...
Jan żyje na jednym z wierzchołków trójkąta – jest teraźniejszość, gdy chwyta za rękę dziecko i prowadzi je przez długi korytarz, w objęcia nie widzianej od tygodnia szalonej matki. Drugi wierzchołek to jego przeszłość, wzorowego wychowawcy, oddanego pracy z dziećmi, zaangażowanego, kochającego to co robi i nagle gubiącego jedno z dzieci w lesie. Jednak najdłuższym ramieniem okazuje się jego własne dzieciństwo, to, gdy próbuje popełnić samobójstwo i trafia do kliniki psychiatrycznej, w której zakratowane okna mają go wyleczyć z samotności. Tam poznaje pewną dziewczynę, a ta dziewczyna wpłynie na jego życie tak mocno, że „święty psychol” będzie można mówić nie tylko na szpital, ale na Jana także.
To czystej krwi thriller psychologiczny – bez żadnych domieszek, rasowy z i z rodowodem. Jest tajemniczy. Jest nieprzewidywalny. Jest świetnie napisany. Jest mocny. Miałam dreszcze, gdy Jan brał za rękę jedno z dzieci i dziwnym podziemnym łącznikiem prowadził do windy. A winda jechała w górę, uprowadzała dziecko w świat nie do końca normalny. Wszystkie odgłosy wewnątrz piwnicy, wszystkie szmery zasypiającego przedszkola, wszystkie chroboty tajemniczych gości, wywoływały we mnie ten niepokój, którego oczekuje się od dobrze skonstruowanej intrygi.
To inna książka niż „Zmierzch”, to inny klimat i inny świat, choć nadal na każdej stronie jest zimno i szaro, tak jak tam. To świat, w którym ja musiałabym się poruszać z latarką, żeby zawsze mieć swoje prywatne światło i złudzenie, że obroni mnie przed cieniami na ścianach.


[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne]