JOHAN THEORIN
„ŚWIĘTY PSYCHOL”
(TŁ. BARBARA MATUSIAK)
CZARNE, WOŁOWIEC 2013
Jan chce dostać pracę
w przedszkolu Polana. To specyficzne miejsce. To budynek zrośnięty
ze szpitalne dla psychicznie chorych. Ale egzystują w nim
przestępcy. Kobieta, która zabiła swoje dzieci strzałem ze
strzelby. Albo mężczyzna, który był seryjnym mordercą
nastolatków. Część z nich ma dzieci. I o one uczą się i bawią
w Polanie. Raz na jakiś czas – czasem codziennie, a czasem co
kilka dni, spotykają się ze swoimi rodzicami na terenie szpitala.
To nowatorska metoda leczenia – kontakt z dziećmi ma pomóc chorym
wyzdrowieć, ma trzymać ich w ryzach, ma naprowadzać na dobry trop,
na normalność, na rzeczywistość. A dzieci, na co dzień żyjące
w rodzinach zastępczych, lub mieszkające w Polanie, mają z tych
spotkań wynosić miłość rodzicielską, zapakowaną w ładny
celofan i podaną na tacy. Mają ją przyswajać i dzięki temu
lepiej uczyć się świata.
Jan na rozmowie
kwalifikacyjnej dostaje dziwne zadanie. Leżą przed nim nakrycia
głowy, a on na wybrać dla siebie jedno. Wybiera od razu –
przebranie klowna, ale waha się i w końcu stwierdza, że nie jest
pacjentem i nie chce wykonywać tego zadania. Lekarz, który prowadzi
z nim rozmowę widzi jego moment wahania i doskonale wie, który
kostium Jan chciał wybrać – klown symbolizuje tajemnicę.
Tak, z pewnością Jan
coś ukrywa.
Jest niespokojny i boi
się, że po referencje zadzwonią do przedszkola Ryś. A tam stało
się coś, co Jan chce ukryć i musi ukryć, żeby dostać pracę w
Polanie. A praca w Polanie jest mu potrzebna do osiągnięcia
własnych prywatnych celów...
Jan żyje na jednym z
wierzchołków trójkąta – jest teraźniejszość, gdy chwyta za
rękę dziecko i prowadzi je przez długi korytarz, w objęcia nie
widzianej od tygodnia szalonej matki. Drugi wierzchołek to jego
przeszłość, wzorowego wychowawcy, oddanego pracy z dziećmi,
zaangażowanego, kochającego to co robi i nagle gubiącego jedno z
dzieci w lesie. Jednak najdłuższym ramieniem okazuje się jego
własne dzieciństwo, to, gdy próbuje popełnić samobójstwo i
trafia do kliniki psychiatrycznej, w której zakratowane okna mają
go wyleczyć z samotności. Tam poznaje pewną dziewczynę, a ta
dziewczyna wpłynie na jego życie tak mocno, że „święty
psychol” będzie można mówić nie tylko na szpital, ale na Jana
także.
To czystej krwi
thriller psychologiczny – bez żadnych domieszek, rasowy z i z
rodowodem. Jest tajemniczy. Jest nieprzewidywalny. Jest świetnie
napisany. Jest mocny. Miałam dreszcze, gdy Jan brał za rękę jedno
z dzieci i dziwnym podziemnym łącznikiem prowadził do windy. A
winda jechała w górę, uprowadzała dziecko w świat nie do końca
normalny. Wszystkie odgłosy wewnątrz piwnicy, wszystkie szmery
zasypiającego przedszkola, wszystkie chroboty tajemniczych gości,
wywoływały we mnie ten niepokój, którego oczekuje się od dobrze
skonstruowanej intrygi.
To inna książka niż
„Zmierzch”, to inny klimat i inny świat, choć nadal na każdej
stronie jest zimno i szaro, tak jak tam. To świat, w którym ja
musiałabym się poruszać z latarką, żeby zawsze mieć swoje
prywatne światło i złudzenie, że obroni mnie przed cieniami na
ścianach.
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne]
Brzmi przerażająco, mrocznie i duszno...Nie znam, ale zainteresowałaś.
OdpowiedzUsuńNo tak jest trochę... niepokojąco - na pewno, duszno - w pewnych momentach, przerażająco, gdy się schodzi z Janem do piwnicy, która jest łącznikiem między Polaną a szpitalem, mrocznie - gdy dowiadujemy się, jak się kończy ta historia...
OdpowiedzUsuń