sobota, 2 stycznia 2010

MOJA KROMKA CHLEBA/TWOJA KROMKA CHLEBA


DOUGLAS COUPLAND
„ZŁODZIEJ GUMY”
(TŁ.JAN RYBICKI)
G+J, WARSZAWA 2008

Couplanda znam z czytanych dawno, dawno temu „Polaroidów z koncertu” oraz z czytanego całkiem niedawno „Pokolenia X”. „Polaroidy…” muszę niewątpliwie sobie przypomnieć, ale „Pokolenie…” jest ciągle świeże w mej pamięci i dlatego sięgnęłam po „Złodzieja gumy”. Nie zawiodłam się.
Douglas to specyficzny autor. Poniewiera czytelnikiem, wbija swoimi słowami w środek ogromnej, czarnej dziury, zalewa samym jądrem łzy, odbiera wszelką nadzieję, a gdy już jest na kolanach, gdy błaga o litość, to podaje słońce i kromkę chleba z masłem.
„Złodziej gumy” to historia Roger’a Thorpe’a, czterdziestoletniego rozwodnika, który stracił syna w wypadku samochodowym. Od tamtej chwili zaczął się dla niego upadek. Coraz niżej, niżej i niżej… Pije, pracuje w markecie z artykułami biurowymi, gdzie nie ma żadnej szansy na awans i „nieustannie się zastanawia, jak by to było, gdyby dało się uciec z własnego życia.” (s.7). Nietrzeźwy już od śniadania, chowa się na zapleczu wielkiego sklepu i pisze pamiętnik. Pamiętnik ten przez przypadek trafia w ręce dużo młodszej Bethany. Zaczynają wymieniać między sobą listy, na kartkach ofiarowując samych siebie, a w rzeczywistości udając, że się nie znają. Wkrótce Roger postanawia spełnić swoje marzenie i zaczyna pisać powieść. Wplata fragmenty w listy i dzięki temu my również mamy możliwość poznać satyrę na drobnomieszczańskie społeczeństwo. Pozornie życie Rogera, życie Bethany, życie Dee Dee, matki Bethany, nie ma żadnego sensu. Jest tylko pragnieniem dotrwania do śmierci. „Ja nie zasługuję na duszę, ale ciągle ją mam. Wiem, bo boli.” – mówi Roger (s.29). „Jakoś trudno mi uwierzyć, że ludzie to największe osiągnięcie życia na Ziemi. Musi pojawić się coś lepszego, niż my.” – wtóruje mu Dee Dee . (s.144) „Mieszkamy na planecie samolubnych robotów, które mają na imię ja” – woła nam prosto w ucho Bethany. (s.272). Ale tuż przy końcu, kiedy zostaje jeszcze kilka stron, gdy nie ma już żadnej nadziei, Coupland wrzaskiem swoim budzi Nas i woła – ŻYCIE JEST PIĘKNEM, KTÓRE POWINNIŚMY CENIĆ I HOŁUBIĆ! Pokazuje dwie strony medalu, nie zostawia nas z niczym. Dlatego na pewno sięgnę jeszcze po Couplanda, bo paradoksalnie to jeden z najbardziej optymistycznych autorów, jakiego znam.
Poza tym kocham (tak, to już miłość!) Couplanda za wielowątkowość, wielowymiarowość jego książek. To trochę jak powieści szkatułkowe, w których za przewróceniem kolejnych kartek, odkrywa się wciąż nowe i nowe historie. W „Złodzieju gumy” są to listy głównych bohaterów; powieść, którą pisze Roger oraz zadanie z warsztatów twórczego pisania, na które uczęszczała kiedyś Bethany – opisz jak się czuje kromka chleba, która ma zostać posmarowana masłem, z punktu widzenia kromki. I on i ona podają kilka wersji, a jedna jest śmieszniejsza i prawdziwsza od drugiej…
A na koniec jeszcze fragment powieści Rogera (nawiasem mówiąc ma rewelacyjny tytuł „Jezioro rękawiczne”: „Wydaje mi się, że każdy czytelnik posiada własną listę ukochanych książek, która jest tak samo jedyna w swoim rodzaju jak jego linie papilarne. (s.107)

Moja ocena: 5/6

2 komentarze:

  1. Podoba mi się ta ostatnia myśl... Couplanda niestety nie znam... Jeszcze.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę wreszcie kupić tę książkę. Twoja recenzja jeszcze bardziej mnie do tego zachęciła.

    OdpowiedzUsuń