RAYMOND QUENEAU
„ZAZI W METRZE”
(TŁ. MARYNA OCHAB)
PIW, WARSZAWA 2005
(s.18-19)
- Ja będę chodzić do szkoły do sześćdziesiątki – oświadcza zdecydowanie Zazi.
- Jak to do sześćdziesiątki? – pyta Gabriel cokolwiek zdziwiony.
- A tak. Chcę być nauczycielką.
- To nie jest zły zawód – mówi łagodnie Marcelina. – I dostaje się emeryturę. (…)
- Mam gdzieś emeryturę – mówi Zazi. – Nie po to chce być nauczycielką, żeby dostać emeryturę.
- No oczywiście, że nie po to, domyślamy się – mówi Gabriel.(…) - No to dlaczego chcesz zostać nauczycielką?
- Żeby dopieprzyć gnojkom – odpowiada Zazi. – Tym, którzy będą w moim wieku za dziesięć lat, za dwadzieścia, za pięćdziesiąt, za sto i za tysiąc. A niech się zesrają!
- No, no – mówi Gabriel.
- Będę się nad nimi pastwić. Każę im lizać podłogę. Każe im zeżreć gąbkę do tablicy. Wpakuje im ekierkę w tyłek. Będę ich kopać w dupę. Bo będę nosić botki. W zimie. O, takie długie (gest). Z ostrogami, żeby ich dźgać w zadek.
- Wiesz co – mówi spokojnie Gabriel – sądząc po tym, co piszą w gazetach, dzisiejsza oświata zmierza w zupełnie innym kierunku. Wręcz w przeciwnym: łagodność, wyrozumiałość i życzliwość, ot co. (…)
- Zresztą – podejmuje Gabriel – za dwadzieścia lat nie będzie nauczycielek. Zastąpi je kino, telewizja, elektronika, te rzeczy. (…)
Zazi przez chwilę wyobraża sobie te przyszłość.
-W takim razie zostanę astronautą – oświadcza.
- No właśnie – Gabriel kiwa głową z aprobatą. – Trzeba kroczyć z postępem.
- Tak, będę astronautą, żeby dopieprzyć Marsjanom.
To właśnie mała Zazi… Mała, chociaż tak naprawdę w książce nie określono ile ma lat. A zachowuje się czasami jak dziecko, niesforne, niegrzeczne i zdecydowanie nadużywające zwrotu „Mam to gdzieś”, a czasami jak dorosła, w pełni świadoma życia kobieta.
Niemniej jednak wymaga opieki – jej matka, chcąc spędzić romantyczny weekend w Paryżu ze swoim nowym mężczyzną, podrzuca Zazi na dwa dni swojemu bratu Gabrielowi. Gabriel jest tancerzem w gejowskim klubie, gdzie odtwarza jednoosobowo „Jezioro łabędzie”. Odbiera siostrzenicę z dworca, przywozi ją do domu i idzie spać (prowadzi raczej nocny tryb życia), a znudzona mała Zazi wybiera się na podbój Paryża. Spotyka coraz to nowe osoby, które są dziwnymi przewodnikami w świecie absurdów. Wdowa, zakochująca się w każdym napotkanym mężczyźnie, policjant udający stręczyciela, barman z papugą Zieleniną, powtarzając w kółko zdanie: „Gadasz, gadasz, tylko to potrafisz”, wycieczka zagranicznych turystów… i kilku innych osobników.
Queneau to jeden z prekursorów francuskiego modernizmu, zafascynowany potoczną francuszczyzną (argotem), co bardzo mocno w książce się uwidacznia. Bawi się stylami i konwencjami, bawi się słowem i jego głębią, widać, ze kocha język. Są tam zdania , które mnie ubawiły i zachwyciły typu:
(s.22)
Nie wolno być aż tak nieinteligentnym!
albo
(s.29)
Turandot nie odpowiada. Włącza mała tiwi, którą ma pod czaszką, żeby w swoich prywatnych wiadomościach raz jeszcze obejrzeć przeżytą scenę: o włos nie wszedł przez nią jeśli nie do historii, to do kroniki wypadków.
Ale najwięcej chyba w „Zazi…” jest surrealizmu. Najpierw zachwycającego, a potem coraz bardziej duszącego. Początkowo książkę czytało mi się świetnie, bawiłam się dobrze razem z Zazi, ale potem styl, absurd i nierealistyczne postacie zaczęły mnie męczyć. Przestałam się uśmiechać i zaczęłam nerwowo liczyć strony, jakie pozostały mi do końca. Zazi zresztą też na koniec książki zasypia – jest zmęczona i znużona całym dniem.
Ciekawa jestem ekranizacji. Plakat filmu jest rewelacyjny.
Może obejrzę, ale dopiero za jakiś czas. Jeśli tak - powiem, która Zazi wywołała więcej uśmiechów.
Moja ocena:3,5/6
No patrz. Jak ostatnio buszowałam po Allegro, to rzuciła mi się ta "Zazi" (w wersji książkowej) w oczy, do nabycia była za kilka złotych.
OdpowiedzUsuńCytaty wybrałaś rewelacyjne "A niech się zesrają!" :D Och, chyba się skuszę na lekturę, mimo że w ostatecznej Twojej ocenie wypadła raczej słabo. Ale i tak wystarczyło, bym poczuła się a) rozbawiona b) zaintrygowana.
Poza tym wszystkim dodam, że bardzo ale to bardzo mnie cieszy, że -podobnie jak ja- tak wielką uwagę zwracasz na język w powieściach. Piękne zdania to coś, co mnie uwodzi. Najnudniejsza lektura będzie mi najdroższą, o ile została pięknie napisana.
Pozdrawiam :)
Hm... dziwne, w mojej szkole 90% gówiniarzy było takich jak ta Zazi; dlatego tak nienawidzę tych smrodów ;]
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Aerien - czytaj, ciekawa jestem Twojej opinii :-)
OdpowiedzUsuńAnhelli - ale Zazi byłą przy tym zabawna i dość słodka, a polscy "gówniarze", jak ich nazwalaś, to zcasem po prsotu zwykłe chamy... i tyle.
Niestety, a co do Zazi nie będę się upierać, bo nie znam treści :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)