sobota, 9 stycznia 2010

LALKA


„MIŁOŚĆ LARSA”
USA,2007
SC. NANCY OLIVER
REŻ. CRAIG GILLESPIE
ZDJ.ADAM KIMMEL
MUZ.DAVID TORN
WYST. Ryan Gosling(Lars), Emily Mortimer (Karin), Paul Schneider (Gus), Kelli Garner (Margo), Patricia Clarkson (dr Dagmar)

Niesamowity film, niebanalny temat! Lars jest samotnikiem. Mieszka w garażu. Dom zajął bowiem jego brat z ciężarną żoną. Dowiadujemy się, że matka Larsa umarła przy jego narodzinach, a ojciec niezbyt dobrze radził sobie z wychowaniem dwóch braci. Starszy, Gus, uciekł przy pierwszej nadarzającej się okazji. Lars został z ojcem do jego śmierci. Potem oddał dom młodemu małżeństwu. Bracia mieszkają okno w okno, jednak Gus nie interesuje się Larsem. Jest dobrze, jak jest. Ma dom, spokój, brata, który nie wchodzi mu w drogę. Osobą, która jako pierwsza zauważa, ze z Larsem dzieje się coś niedobrego jest Karin, żona Gusa. Próbuje wciągnąć go w życie rodzinne, zainteresować światem, nieustannie zaprasza go na śniadania i kolacje. Lars nieustannie odmawia….
Po 6 miesiącach Lars puka do drzwi brata i oznajmia, że ma dziewczynę, że jest przyjezdna, że poznali się przez Internet, że jeździ na wózku inwalidzkim, że jest bardzo religijna i głupio mu mieszkać z nią pod jednym dachem, więc prosi, aby Bianka mogła przez jakiś czas zamieszkać w dawnej sypialni ich matki. Karin podniecona i szczęśliwa zmianą, jaka zaszła w Larsie od razu udaje się na górę, trochę posprzątać i przygotować świeże ręczniki… Za pół godziny w drzwiach staje Lars, trzymając na rękach swoją nową dziewczynę – naturalnych rozmiarów silikonową „seks - lalkę”… I co gorsza, wierzy, że to prawdziwa kobieta…
Lars zaczyna „ukrytą” terapię – pod pretekstem tajemniczej choroby Bianki, zostaje zaprowadzony do psycholog, która powoli wydobywa na światło dzienne to, co faktycznie dzieje się z Larsem. To skąd Bianka powstała. Znamienne, że już w pierwszej scenie przy udziale Bianki Lars mówi: „została stworzona przez Boga po to, żeby pomagać ludziom”. I tak jest naprawdę. Bianka odmienia całe miasto. Bianka chodzi na bankiety, udziela się jako wolontariusz, pracuje w salonie fryzjerskim, jeździ z Larsem na romantyczne wycieczki. Lars otwiera się na świat, uśmiecha się i podśpiewuje… W tle przewija się postać Margo – nowo zatrudnionej koleżanki z pracy Larsa. Dziewczyny, która od pierwszej chwili czuje do Larsa coś więcej. Zdaje się go doskonale rozumieć. Jest sama, nowa w mieście, nie ma znajomych. Czuje się samotna i szuka kogoś, kto ją pokocha, oswoi, obejmie. Lars znalazł to u Bianki. Ona go słucha, ona obejmuje. Pewnego wieczoru czyta jej „Don Kichota” i jest to fragment, który mówi: „martwił się tylko tym, że nie ma obok drugiego pustelnika, któremu mógłby opowiedzieć swoje uczucia” (parafrazując).
Ale Bianka nie służy tylko jemu. Jest jedna ważna scena w tym filmie, kiedy Karin i Gus przychodzą do kościoła porozmawiać z pastorem i wiernymi, co mają robić w tej sytuacji. Początkowo wszyscy są oburzeni, zabraniają wpuszczać silikonowej lalki do kościoła, do momentu, aż jedna z nich mówi, iż każdy z nich ma w rodzinie kogoś takiego jak Lars. Że ktoś ma syna przebierającego koty w sukienki, ktoś żonę kleptomanię… A pastor podsumowuje: „Zastanówmy się, co Jezus zrobiłby w takiej sytuacji…”
To film o tym, jak akceptować. O tym, że każdemu trzeba dać szansę. I o tym, żeby na każdego bliskiego zwracać szczególną uwagę. Gus bowiem wstydzi się brata, chce go zamknąć w szpitalu, pyta „Co ludzie powiedzą?”, a potem myje lakę, ubiera, przypina pasami bezpieczeństwa w samochodzie. Dojrzewa, w momencie, gdy lalka zaczyna być Bianką. Dojrzewa, bo poświęca siebie dla Brata. Chce mu wynagrodzić to, że kiedyś od niego uciekł. Dojrzewa, gdy zdaje sobie sprawę, że Lars stworzył Biankę ze swoich strachów, lęków i niepokojów. Że boi się śmierci, że dotyk drugiego człowieka przeraża go na tyle, że odczuwa go jako palenie, że boi się, iż wszyscy opuszczą go tak, jak zrobiła to jego mama umierając… Czy Bianka odejdzie? Nie chce zdradzać. Ale naprawdę warto się przekonać.

Moja ocena: 5/6

1 komentarz:

  1. Widzę, że film wzbudził w nas podobne emocje:) Również uważam, że to świetna lekcja tolerancji (choć to słowo od paru lat wydaje się już dość wyświechtane).

    Jest jednak drobiazg, który mi troszkę zgrzyta w Twojej recenzji - mianowicie.. duża ilość szczegółów fabularnych:) Przyznam, że ja będę do wracać z przyjemnością do Twojego tekstu - żeby przypomnieć sobie niektóre smaczki z filmu:) - ale myślę, że osoby, które "Larsa" nie widziały, mogłyby wyczytać tu trochę za dużo;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń