środa, 13 stycznia 2010

I TYLKO MIŁOŚCI BRAK


„GALERIANKI”
POLSKA, 2009
SC. KATARZYNA ROSŁANIEC
REŻ. KATARZYNA ROSŁANIEC
ZDJ. WITOLD STOK
MUZ. O.S.T.R
WYST. Anna Karczmarczyk (Ala), Dagmara Krasowska (Milena), Dominika Gwit (Kaja), Magdalena Ciurzyńska (Julia)

Wczoraj w nocy obejrzałam „Galerianki”. Właściwie nie chciałam, ale nominacje do Złotych Kaczek i Złotych Lwów mówią same za siebie – musiałam sprawdzić i przekonać się na własnej skórze, czy słuszne…
Film opowiada historię Ali, uczennicy ostatniej klasy gimnazjum, która wraz z rodzicami przeprowadza się do Warszawy z mniejszego miasta. Nie, nie przeprowadza się, spada z wielkiej wysokości w sam środek wielkiego centrum handlowego… Inaczej ubrana, inaczej wygląda, mówi i ma stary, rozklekotany telefon komórkowy bez żadnych bajerów… Poznaje cztery koleżanki w białych kozaczkach za kolana, które przemierzają tzw. Galerie Handlowe (swoją drogą, czy jeszcze ktoś pamięta, że w Galerii kiedyś oglądało się obrazy, a nie wystawy sklepowe i „galerianki”?) w poszukiwaniu bogatego, napalonego samca, który za szybki numerek kupi im spodnie, perfumy, albo chociaż opaskę do włosów… No albo telefon…
W skrócie to cała fabuła. Właściwie to naprawdę cała fabuła.
Dla mnie film był przeciętny, postacie przewidywalne. Od razu wiadomo, że Ala ulegnie Milenie, przywódczyni grupy, że pójdzie wraz z nimi szukać mężczyzny gotowego zapłacić za wymarzoną Motorolę, która przecież „tak bardzo do niej pasuje”. Wiadomo, że ktoś będzie przez nią cierpiał i wiadomo, że będzie to zakochany w niej chłopak z tej samej klasy. Który dostrzega jej wewnętrzne piękno i to jaka jest naprawdę. To wszystko wiadomo już na początku filmu.
Myślę, że odbił się tak szerokim echem ze względu na temat. Nikt wcześniej nie pokazał nastoletnich dziewczyn, które uprawiają prostytucję w centrach handlowych za dżinsy albo szminkę. Owszem, mówiło się o tym, ale w programach publicystycznych, które emitowane były późną nocą, albo, gdy na innym programie akurat wyświetlano dobrą (lub gorszą) sensację. Rosłaniec pokazała to szerokiej publiczności. A co ważniejsze, pokazała powody, dla których tak się dzieje. W gruncie rzeczy nie chodzi przecież o rzeczy… Przynajmniej tak wynika z „Galerianek”.
Chodzi o akceptację. Każdy chce być lubiany i akceptowany. Nie tylko dzieci, dorośli również, ale dorośli lepiej sobie z brakiem akceptacji radzą. Nie egzekwują jej za wszelką cenę. Dzieci owszem. Nie podoba im się mój telefon, to oddam swoje dziewictwo po to, by mieć lepszy. Wyśmiewają się z tego, że mój „pierwszy raz” nie był idealny, to skoczę z dachu. Inaczej nie potrafią. Bo nikt ich tego nie nauczył.
Bo chodzi o edukację. Nie tylko o geografię, czy matematykę, choć mam wrażenie, że osoba nauczycielki w tym filmie, to nie pedagog, a sfrustrowana baba, która nie ma sił i pomysłu!, by czegoś jeszcze nauczać. Chodzi o podstawową wiedzę o świecie, o własnym ciele chociażby. Jest taka scena w tym filmie, gdy dziewczyny idą na badania okresowe do szkolnej higienistki. Jedna z nich, Julia, nie zdaje sobie sprawy, z tego, że jest w ciąży. Pielęgniarka zauważa jej zmienione piersi i pyta, czy to możliwe, że tak się satło. „Nie, przecież wszystko wypłukałam!” – odpowiada. „A kiedy miałaś ostatni okres?” „Nie wiem, w tym miesiącu, albo w tamtym” – te dialogi z pozoru brzmią śmiesznie, ale to, co mówi ta dziewczyna jest przerażające – przynajmniej mnie przeraża…
I wreszcie CHODZI O MIŁOŚĆ…..
O miłość, której żadna z tych dziewczyn nie dostaje w domu – jedna mieszka sama, porzucona przez rodziców i Brata, którego uważała za ideał, druga mieszka w wielodzietnej rodzinie, gdzie nie starcza pieniędzy i czasu dla dzieci, trzecia z pozoru ma normalny dom, ale okazuje się, że dla matki najważniejszy jest jej potajemnie przyjmowany kochanek…
Ala na początku filmu prosi mamę, żeby mogła jej pofarbować włosy, a ta się nie zgadza. Nie chodzi przecież o włosy, ale o czas spędzony razem, o bliskość między matką, a córką. Iza Kuna (zresztą świetna w roli matki) wcale tego nie rozumie… Odrzuca córkę i w ten sposób odrzuca jej miłość. Nie jest dla niej wzorem, a dzieci potrzebują ideałów. Ideałem staje się równolatka, koleżanka z klasy, tak samo porozbijana, jak porozbijana jest Ala. One wszystkie krzyczą o miłość! Krzyczą, gdy biją się o chłopaka, krzyczą, gdy jedna drugą całuje, gdy dotyka jej piersi. To nie jest miłość lesbijska, ale pragnienie dotyku, przytulenia. Michał pyta Alę po co zadaje się z Mileną, „Bo jej na mnie zależy” pada krótka odpowiedź, która jest kwintesencją ich pragnień.
Bardzo mocno widać to w scenie, gdy Ala obiecuje Milenie, że do niej przyjdzie następnego dnia. Dostaje w domu szlaban i nie może wyjść. Ma zepsuty telefon, nie może napisać sms. Następnego dnia Milena rzuca się na nią, wyzywa ją i poniża przed cała szkołą. To zemsta za to, iż ją zawiodła, że obiecała ją kochać, a nią wzgardziła.
Ich pojęcie o mężczyznach bierze się z doświadczenia, ale ze złego doświadczenia. Matka zdradza ojca po kryjomu. Nie ma rodziny. Brat wyprowadza się do swojej dziewczyny i nie zabiera Mileny ze sobą. Nie ma rodziny. Tacy są mężczyźni, Opuszczają, zdradzają, kłamią. „Czy myślisz, że seks może być dobry, przyjemny?” – pyta Ala Milenę. „Nie wiem, Może, nie pamiętam.” – odpowiada Ali Milena. Dziewictwo przestaje być darem dla mężczyzny. „No wiesz, faceci wolą jak już ktoś przeora grunt” – poucza Milena Alę. To całkowite odwrócenie wartości, wypaczenie, zwyrodnienie miłości….
Film kończy się sceną, gdy Ala zmywa z twarzy dorosły, pełny makijaż, który wykrzywia ją, wykoślawia, czyni z jej twarzy maskę. To taki gest Rosłaniec w stronę nadziei, podpowiedź, że Ala coś zrozumiała, że nie jest jeszcze tak źle, że może się zmienić, naprawić błędy. Chciałabym w to wierzyć. Ja, gdy patrzę na Alę widzę dziewczynę naznaczoną do końca życia. Nawet, gdy zmywa makijaż, jakieś resztki pozostają na ustach, oczach, skórze…

Moja ocena: 3,5/6

Aha, jeszcze jedno moje skojarzenie… Galerianki – galernicy…. Więźniowie…. Ci, którzy bez ustanku wiosłowali, aż do śmierci. Żeby żyć, musieli wiosłować, ale jak marne było ich życie…

2 komentarze:

  1. Witaj!

    Nie widziałam tego filmu i wątpię czy kiedykolwiek go obejrzę, ale sam temat jest istotny. Trudno nie zauważyć na korytarzach centrów handlowych te białe kozaczki a nawet jeśli się ich nie dostrzega, z pewnością dolatują do naszych uszu ich dzikie, ekstatyczne chichy i oczy naokoło głowy. Tak naprawdę nie chodzi tu tylko i wyłącznie o tego typu "zaradne" dziewczynki. Podobnie jak z pojęciem "blondynka", coraz więcej wokół dziewcząt, które kierują się w życiu tymi samymi wartościami, o ile w ogóle jakieś mają. Wszędzie ich pełno, prawie się o nie potykamy i to jest zasadniczy problem; znak czasów, w których przyszło nam żyć.

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie wiesz, co mnie ruszyło w tym filmie? Wszyscy mówią "wartości, jeśli w ogóle jakieś mają"... W "Galeriankach" jest pokazane, że dzieci, młodzież nie mają skąd tych wartosći czerpać, nie mają wzorów do naśladowania, sięgają po pierwszą ideę, jaka jest w zasięgu ich ręki i to wina dorosłych, że te ideały to nowy telefon i gra komputerowa...

    OdpowiedzUsuń