niedziela, 7 marca 2010

O PRZYJAŹNI


MARY I MAX
AUSTRALIA, 2009
SC. Adam Elliot
REŻ. Adam Elliot
ZDJ. Gerald Thompson
MUZ. Dale Cornelius

Jakiś czas temu oglądałam ”Zaklęte serca”, a dziś trafiłam na animację „Mary i Max”. Tylko, że ten film jest dużo lepszy…
Mary ma osiem lat, mieszka w Australii, ma znamię na czole, duże okulary, matkę pijaczkę i złodziejkę i jest szykanowana w szkole. Czuje się samotna, a jej największym marzeniem jest to, aby mieć przyjaciela.
Max ma lat czterdzieści cztery, mieszka w Nowym Jorku, jest gruby – waży 160 kilo! – jest Żydem, był szykanowany w szkole i jest samotny. Jego największym marzeniem jest to, aby mieć przyjaciela.
Dziwnym i ciekawym trafem, którego nie zdradzę, Mary i Max zaczynają ze sobą korespondować.
Sposób, w jaki Max się zachowuje i to, co pisze o sobie, nasunął mi myśl, że jest autystykiem, że ma zespół Asperegra. I rzeczywiście. Temat więc podobny jak we wspomnianych „Zaklętych sercach”.
Między chorym Maxem, który nie potrafi wyrażać emocji, a skrzywdzoną przez los, przez świat Mary, zawiązuje się przyjaźń. Przyjaźń ważniejsza niż rodzina, niż kariera, niż wszystko inne. Przyjaźń – marzenie, która może zmieniać świat.
Na początku jest informacja, że ta historia zdarzyła się naprawdę. Nie wiem, na ile się zdarzyła, na ile jest inspirowana wieloma różnymi historiami, ale ważne, że zdarzyć się naprawdę mogła. I że reżyser dobrze wie, o czym mówi.
I niesamowite jest dla mnie to, jak wiele emocji – śmiech, ból, płacz, zachwyt, niedowierzanie… pokazał Elliot plastelinowymi figurkami! Więcej chyba, niż zdobiłaby zagrać ludzie.
Jak bardzo pięknie pokazał chorobę – tutaj zamkniętą w małym ludziku - która w rzeczywistości siedzi w dużym ludziku, ale czasami tak samo plastelinowym, jak Max..
Piękne figurki, piękne zdjęcia, piękny plastelinowy Nowy Jork, piękne szarości i sepie, piękna opowieść.
Naśmiałam się i napłakałam.
Wachlowałam się całym wachlarzem emocji, a cały czas miałam w głowie podziw dla Adama Elliota.
Kilka lat temu dostał Oscara, wtedy poruszył w plastelinowym świecie problem syndromu Tourette'a, więc chyba problem choroby psychicznej nie jest mu obcy. Zresztą scena, gdy mały Max narysował sobie przewodnik po ludzkich wyrazach twarzy, by móc właściwie je odczytywać, mówi za siebie…
Arcydzieło.
Rewelacja.
Zrobiło na mnie przeogromne wrażenie.


Moja ocena: 6/6

I jeszcze link do artykułu o „Mary i Max”, z którym się zgadzam całkowicie.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie brzmi :) muszę poczekać tylko kiedy będę gotowa na taką dawke emocji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno poszukam i obejrzę. Lubię taką animację :))

    pozdrawiam cieplutko i wszystkiego Naj w Dniu Kobitek!! ;]

    OdpowiedzUsuń