środa, 24 marca 2010

GDYBYM TYLKO MOGŁA…


(a zagraniczny plakat jest sto razy ładniejszy niż polski)

„KRÓLIK PO BERLIŃSKU”
POLSKA, NIEMCY2009
SC. Bartosz Konopka, Piotr Rosołowski
REŻ. Bartosz Konopka
MUZ. Maciej Cieślak
LEKTOR: Krystyna Czubówna

Gdybym tylko miała jakąś moc… Gdybym na przykład mogła przyznawać jakieś nagrody. Znaczące nagrody. Które niosłyby za sobą uznanie dla twórcy. Propozycje. Czerwone dywany. Szampana i truskawki w śmietanie.
Dałabym wtedy taką swoją nagrodę - nazwijmy ją roboczo Oscar® - pięknemu filmowi Konopki o królikach…
O fabule to jakoś głupio pisać. Króliczy świat, królicza łąka, terytorium wolności, które nagle zostaje ograniczone zasiekami, a później murem, coraz wyższym i wyższym.
A… Zapomniałam napisać, że wszystko dzieje się gdzieś w kraju o nazwie Niemcy. A właściwie w dwóch krajach o nazwie Niemcy. Króliki zaś nie mają wyjścia i choć nie do końca rozumieją sytuację, choć dziwny mur jest dziwnie dziwny, to MUSZĄ się przystosować i odnaleźć w nowych warunkach. Nie ma rady. Popadają w marazm, a potem są inne, kolejne stadia…
Alegoria.
Bajka.
Przypowieść.
Różnie można by o „Króliku po berlińsku” mówić. Fantastyczny, cięty dowcip, ukryty gdzieś na dnie komentarzy (czytanych przez Czubównę, tym jej głosem niepowtarzalnym zupełnie). Film mądry, odważny, piękny. O murze berlińskim (nie wiem sama, czy to pisać z wielkiej litery…) w taki sposób w jaki nikt, nigdy dotąd… A może jednak, tylko, że ja nie znam.
I jeszcze ten tytuł – królik po berlińsku. Nazwa potrawy. Menu w restauracji. Wykwintne danie (no tuż po zburzeniu muru może nie takie wykwintne – dlaczego – warto obejrzeć i się przekonać). Takie moje skojarzenia. I tylko czemu te „króliki – człowieki” na rzeź musiały iść, żeby ktoś tam u góry mógł się najeść…?
Świetne zdjęcia! Temat poruszający wciąż i wciąż. Mimo, że coraz mniej chyba nas dotyczy.
A oglądając ten film miałam w głowie moje dzieciństwo. Gdy tata przyjechał kiedyś z Zagranicy (to było dla mnie i mojego Brata nazwa własna, to miejsce, do którego Tata pojechał – miasto? państwo? Zagranica) i przywiózł kamyk. Brzydki. Odrapaniec. Nad morzem nikt by na taki nie spojrzał. Miałam kolekcję zielonych, brązowych i ślicznie mieniących się srebrnych kamyków. A ten był szary. Betonowy. I po co mi on? „To kawałek muru berlińskiego” powiedział Tata z uśmiechem.

Moja ocena: 6/6

4 komentarze:

  1. Kamyk z królikiem pięknie Ci się skomponował. :) Świetna recenzja, a film na pewno obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film widziałam, tuż przed jego słynnym wojażem za ocean po Oskara, którego nie dostał. Emitowała go TVP1 bardzo późną porą i chyba właśnie z tego powodu... zasnęłam ;]

    pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzisz, a ja poprosiłam Rodziców i mi nagrali :-) (w telewizorze mam tylko 4 programy i w sumie wcale mi z tym nieźle, póki Rodzice nagrywają co ciekawsze rzeczy - z Ale kino! na przykład...)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm... ale ja nie zasnęłam dlatego, że leciało późno. Normalnie chodzę spać przed świtem ;]-

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń