(a zagraniczny plakat jest sto razy ładniejszy niż polski)
„KRÓLIK PO BERLIŃSKU”
POLSKA, NIEMCY2009
SC. Bartosz Konopka, Piotr Rosołowski
REŻ. Bartosz Konopka
MUZ. Maciej Cieślak
LEKTOR: Krystyna Czubówna
Gdybym tylko miała jakąś moc… Gdybym na przykład mogła przyznawać jakieś nagrody. Znaczące nagrody. Które niosłyby za sobą uznanie dla twórcy. Propozycje. Czerwone dywany. Szampana i truskawki w śmietanie.
Dałabym wtedy taką swoją nagrodę - nazwijmy ją roboczo Oscar® - pięknemu filmowi Konopki o królikach…
O fabule to jakoś głupio pisać. Króliczy świat, królicza łąka, terytorium wolności, które nagle zostaje ograniczone zasiekami, a później murem, coraz wyższym i wyższym.
A… Zapomniałam napisać, że wszystko dzieje się gdzieś w kraju o nazwie Niemcy. A właściwie w dwóch krajach o nazwie Niemcy. Króliki zaś nie mają wyjścia i choć nie do końca rozumieją sytuację, choć dziwny mur jest dziwnie dziwny, to MUSZĄ się przystosować i odnaleźć w nowych warunkach. Nie ma rady. Popadają w marazm, a potem są inne, kolejne stadia…
Alegoria.
Bajka.
Przypowieść.
Różnie można by o „Króliku po berlińsku” mówić. Fantastyczny, cięty dowcip, ukryty gdzieś na dnie komentarzy (czytanych przez Czubównę, tym jej głosem niepowtarzalnym zupełnie). Film mądry, odważny, piękny. O murze berlińskim (nie wiem sama, czy to pisać z wielkiej litery…) w taki sposób w jaki nikt, nigdy dotąd… A może jednak, tylko, że ja nie znam.
I jeszcze ten tytuł – królik po berlińsku. Nazwa potrawy. Menu w restauracji. Wykwintne danie (no tuż po zburzeniu muru może nie takie wykwintne – dlaczego – warto obejrzeć i się przekonać). Takie moje skojarzenia. I tylko czemu te „króliki – człowieki” na rzeź musiały iść, żeby ktoś tam u góry mógł się najeść…?
Świetne zdjęcia! Temat poruszający wciąż i wciąż. Mimo, że coraz mniej chyba nas dotyczy.
A oglądając ten film miałam w głowie moje dzieciństwo. Gdy tata przyjechał kiedyś z Zagranicy (to było dla mnie i mojego Brata nazwa własna, to miejsce, do którego Tata pojechał – miasto? państwo? Zagranica) i przywiózł kamyk. Brzydki. Odrapaniec. Nad morzem nikt by na taki nie spojrzał. Miałam kolekcję zielonych, brązowych i ślicznie mieniących się srebrnych kamyków. A ten był szary. Betonowy. I po co mi on? „To kawałek muru berlińskiego” powiedział Tata z uśmiechem.
Moja ocena: 6/6
Kamyk z królikiem pięknie Ci się skomponował. :) Świetna recenzja, a film na pewno obejrzę.
OdpowiedzUsuńFilm widziałam, tuż przed jego słynnym wojażem za ocean po Oskara, którego nie dostał. Emitowała go TVP1 bardzo późną porą i chyba właśnie z tego powodu... zasnęłam ;]
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło :)
Widzisz, a ja poprosiłam Rodziców i mi nagrali :-) (w telewizorze mam tylko 4 programy i w sumie wcale mi z tym nieźle, póki Rodzice nagrywają co ciekawsze rzeczy - z Ale kino! na przykład...)
OdpowiedzUsuńHm... ale ja nie zasnęłam dlatego, że leciało późno. Normalnie chodzę spać przed świtem ;]-
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)