niedziela, 28 marca 2010

NA ZAKOŃCZENIE…


TRUMAN CAPOTE
„HARFA TRAW”
[W:] TRUMAN CAPOTE, „ŚNIADANIE U TIFFANY’EGO; HARFA TRAW”
(TŁ. BRONISŁAW ZIELIŃSKI)
PRÓSZYŃSKI I S-KA, WARSZAWA 1999

…mojego pierwszego wyzwania literackiego wybrałam „Harfę traw” Capote’a.
Dobry wybór.
A dobry z dwóch względów.
Po pierwsze dlatego, że to naprawdę świetna opowieść. Czyta się lekko, szumiąco, jakby się słuchało szeptania źdźbeł trawy… Jakby się zamieszkało z bohaterami w domku na drzewie.
A jeden z bohaterów to Collin. Jako kilkunastoletni chłopak stracił matkę. Kilka dni potem jego ojciec zginął w wypadku samochodowym. Collin przeniósł się do domu ciotek – Vereny i Dolly Talbo.
Verena jest oschłą, starszą damą, potęgą finansową miasteczka, bogatą, zgorzkniała damą, której przeszkadza gadanie domu, której wstyd za siostrę, Dolly.
Bo drugim z bohaterów jest Dolly – sześćdziesięciolatka, która żywi się wyłącznie drobiowymi móżdżkami i słodyczami, która ma pokój wymalowany cały na różowo i która jest chyba opóźniona w rozwoju (nie jest powiedziane dosłownie, co jej jest). Ale Dolly jest szczęśliwa i ma przyjaciółkę.
Gdyż trzecim z bohaterów jest Katarzyna – czarna kucharka, która jest dla Dolly kimś ważniejszym niż siostra, kimś, kto ją rozumie i wspiera, kimś, kto wychowywał się wraz z siostrami Talbo, kimś kto ma problem ze sztuczną szczęką, usta wypycha sobie kilogramami waty i przez to tylko Dolly i Collin potrafią zrozumieć, co Katarzyna mówi.
Collin zaprzyjaźnia się z Dolly i Katarzyną, tworzą swój własny świat w wielkim, bogatym domu pod rządami Vereny. Małą ostoję, pełną śmiechu, gwaru, radości, gdzie wszyscy są wspólnie, gdzie nikt nie czuje, jak bardzo jest sam.
„Ponieważ w kuchni znajdował się piec na drewno oraz kominek, było tam ciepło jak w uchu. Zima mogła zdziałać tylko tyle, ze omrażała okna swoim zerowym, błękitnym tchnieniem. Gdyby jakiś czarodziej chciał dać mi podarek, niechby mi ofiarował butelkę napełnioną odgłosami tej kuchni – owym ha, ha, ha i szeptem ognia – butelkę pełną jej maślano-cukrowo-plackowych woni(…)” [s.78]
Cała trójka pomaga też Dolly w warzeniu jej tajemnej mikstury – specyfiku na puchlinę wodną. A Verena, węsząc możliwość zysku, chce sprzedać przepis na recepturę – jedyną rzecz, która tak naprawdę należy do Dolly.
Verena rozdrażniona paktem, przymierzem trzech dobrych duszyczek, w kłótni z siostrą mówi o jedno słowo za dużo. To słowo rani Dolly boleśnie, uderza w sam środek serca i Dolly odwraca się na pięcie.
Postanawia, że wyprowadzi się z domu i zamieszka w domku na drzewie. Katarzyna wierna przyjaźni idzie wraz z nią. Collin wierny swojemu sercu, dołącza do nich.
Jak się można spodziewać całe miasteczko nie mówi o niczym innym…

Drugim powodem, dla którego to dobry wybór na zakończenie, jest swoiste podsumowanie moich lektur.
W domku na drzewie zamieszkują bowiem trzy osoby, które niejako reprezentują trzy grupy społeczne, które na Południu nie mają prawa głosu, są szykanowane, wyśmiewane i o których prawa trzeba walczyć – nie są im należne z urzędu.
-Collin Bachor-
-Dolly Wariatka-
-Katrzyna Czarnuch-
Takie „nazwiska” mogliby powiesić sobie na drzwiach swojego domku.
I to smutne, że całe miasteczko próbuje ich ściągnąć na ziemię, używając do tego strzelby.
Na Południu nie ma miejsca na inność. I taka jest konkluzja chyba każdej z powieści, jaką przeczytałam.
Oczywiście w każdej powieści znajduje się ktoś, kto walczy o inność, kto wchodzi do domku na drzewie z zapasami, albo z dobrym słowem, kto położy sam siebie na „południowej tacy” po to, by inność ocalić i by dać jej prawa.
Ale dlaczego trzeba o to walczyć?

Mimo tematu – nastrojowa, pachnąca dzieciństwem. Płynąca, a ja tonąca w niej, bez tchu, ale to dobre tonięcie, takie, które wciąga jak wir, a potem pozwala zaczerpnąć wielki, ożywczy łyk powietrza.
Piękna.

Moja ocena: 5,5/6
(czytana już kiedyś dawno, dawno temu, ale wtedy nie prowadziłam żadnych rankingów, notatek, a szkoda, bo mogłabym porównać)

3 komentarze:

  1. Chcę sięgnąć po Capote już od dawna i jakoś mi nie po drodze. Czytałam tylko "Z zimną krwią", czas to zmienić!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja akurat "Z zimną krwią" jeszcze nie miałam okzaji czytać. Ale to do nadrobienia.
    Również pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno nie czytałam, ale czekam z tym do lata, bo niektóre książki najlepiej smakują kiedy za oknem rozleniwiające słoneczko :)

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń