wtorek, 9 marca 2010

CENA MIŁOŚCI


„$9,99”
AUSTRALIA, IZRAEL, 2008
SC. Tatia Rosenthal, Edgar Keret
REŻ. Tatia Rosenthal

Po „Mary i Max” sięgnęłam po kolejną animację – robioną zresztą tą samą metodą: plastelina i montaż poklatkowy.
Przyciągnęła mnie do tego filmu osoba Etgara Kereta. Młody izraelski pisarz, bożyszcze młodzieży izraelskiej, ale ciągle tłumaczony na wiele języków, dzięki czemu jego popularność rośnie.
Keret jest także wykładowcą Wyższej Szkoły Filmowej w Tel Awiwie. Uwielbiam jego prozę, ale widziałam jego film „Meduzy” i szczerze mówiąc nie zachwycił mnie. Fajny pomysł, ale nie mogłam zupełnie wejść do tego filmu… Jednak mimo minimalnego rozczarowania, postanowiłam dać mu jeszcze jedną filmową szansę.
I małe, zgrabne cudeńko zobaczyłam!
To opowieść o mieszkańcach jednego bloku (film jest wynikiem pracy nad zaadaptowaniem kilku różnych opowiadań Kereta) – wiele historii w jednej.
Jest Dave, który mieszka z ojcem, mimo, iż ma 28 lat; jego ojciec to zmęczony życiem mężczyzna, od którego uciekła żona; jest też brat Dave’a – Lenny, zakochany w modelce; są rozliczni sąsiedzi, z których każdy ma swój problem – staruszek Albert, magik Parcus na emeryturze, wiecznie narajany Ron, który ma dziwne towarzystwo…
Wszystkie te postacie łączą trzy rzeczy – miejsce zamieszkania (cienkie ściany bloku zmuszają sąsiadów do uczestniczenia nawzajem w swoim życiu), postać bezdomnego Anioła, który ukazuje się każdej z postaci oraz poradnik za 9,99 o sensie życia, który kupił Dave i który również przewija się przez życie każdego z nich.
No i jest jeszcze coś – chyba najważniejsze – nieustanna, nieujarzmiona, nieutulona, niewyczerpywalna potrzeba bycia kochanym, docenianym, zauważonym – każda jedna postać w tym filmie na swój sposób zabiega o miłość. Jedni o rodzicielską, inni o erotyczną, jeszcze inni o przyjacielską. Ale moim zdaniem to właśnie w jakiś sposób pokazuje poradnik sensu życia – oczywiście metaforycznie i bardzo obrazowo.
No i jedna ważna dla mnie rzecz: realizm magiczny… Nie wiem w sumie, czy ten termin można odnieść do filmu, ale od razu mi się nasunął – współistnienie magii, cudowności, ze zwykłym szarym życiem tak, że nikt się tej magii nie dziwi. Sama współscenarzystka filmu stwierdza: "Chciałabym, żeby widzowie myśleli, że to, co dzieje się w tym filmie, jest trochę magiczne momentami, ale takie też jest życie. Życie wzbudza takie uczucia, te mniej i te bardziej przyjemne". (cytat za stroną Ale Kino!). A ja realizm magiczny uważam za świetny wynalazek i bardzo się lubuję, a najlepszym, pierwszym z brzegu i to rodzimym przykładem jest „Dom dzienny, dom nocny” i „Prawiek i inne czasy” [Olgi Tokarczuk], które czytam co jakiś czas, po kilka stron chociaż, by tą magią – niemagią przesiąknąć.

A film… Piękny, mądry i dobrze zrobiony (plastelina to fantastyczne filmowe tworzywo!). Kładę na półkę z ulubionymi.

Moja ocena: 6/6

3 komentarze:

  1. Nie obraź się, ale jesteś moją Encyklopedią filmowo-książkowych pomysłów; co ja bym bez ciebie zrobiła?!?

    zdrówko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana - gdzie tu powód do obrazy?! Raczej do dumy :-)
    A nawiasem mówiąc - 14 marca (a raczej już 15) o 0.15 film będzie w Ale kino!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety obejrzę go w nie-tradycyjny sposób... a więc szperając po sieci, nie mam Ale Kino. Wiesz... na tym mazurskim zadupiu nie wiele dociera fal z kosmosu ;)-

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń