środa, 24 marca 2010

POLECIEĆ NA BAL


NICHOLAS DRAYSON
„PZREWODNIK PO KRÓLESTWIE PTAKÓW AFRYKI WSCHODNIEJ”
(TŁ. MIROSŁAW JABŁOŃSKI)
MUZA SA, WARSZAWA 2009

„Przypuszczam, że istnieją pewne wady bycia ptakiem. Brak warg lub zębów, na przykład, ogranicza ogromnie przybieranie wyrazu twarzy – i bez wątpienia uniemożliwia wyraźnie wymawianie spółgłosek drżących. Nie posiadając kciuków lub palców, o których warto by wspomnieć, ptak mógłby się przekonać, że trudno jest o dobry skręt ciała przy grze w kręgle. I chociaż pióra są bardzo przydatne do formowania powierzchni aerodynamicznych i stanowią cudowną izolację, to przypuszczalnie robi się w nich nieco zbyt duszno w ciepły dzień. Ale naprawdę dobrą rzeczą wynikającą z bycia ptakiem (bez obrazy wszelkich strusi, emu i pingwinów, które mogłyby to przeczytać) jest możliwość latania.” [s.159]

I dlatego ptaki są tak piękne. Wolne, niedoścignione. Rozpościerają skrzydła, a my możemy je tylko oglądać z dołu, stając się dla nich coraz mniejsi i mniejsi, aż nasze rozmiary przekroczą rozmiary samego ptaka. Jak w Wonderlandzie, gdzie kiedyś jakaś Alicja i jakieś ciastko…
O pięknie ptaków jest przekonana Rose Mbikawa. I stara się swoim przekonaniem zarazić wszystkich mieszkańców Nairobi. Organizuje wtorkowe spacery ornitologiczne, na których zaznajamia wszystkich przybyłych z bogactwem ptasich gatunków oraz nieodmiennie ze swoim miłym usposobieniem.
A tak jak niektóre ptaki, pan Malik jest nieśmiały i strachliwy (no bo spójrzmy na takiego wróbelka na przykład…).
Zakochany po uszy w Rose, nie opuszcza żadnego ze spacerów. Nadmieńmy, że Rose jest wdową. Nadmieńmy, że pan Malik jest wdowcem. I nadmieńmy, że pozostają przyjaciółmi, gdyż pan Malik ma naturę wróbelkowatą nieco.
Kiedy zbliża się termin dorocznego Balu Myśliwskiego, pan Malik zbiera się na odwagę i… do akcji wkracza przystojny, przebojowy, czterokrotny rozwodnik Harry Khan. Chce zaprosić Rose na bal. W ostatniej chwili pan Malik domaga się swoich praw.
A że ptaki, dzięki swoim lotniczym umiejętnościom, wydają się trudnym przeciwnikiem człowieka, panowie muszą się sprawdzić – ten, kto w ciągu tygodnia zaobserwuje więcej gatunków ptaków, będzie miał możliwość zaprosić damę na bal.

Ta książka mi się niesamowicie podobała. Tak właśnie. To bardzo dobre słowo. Gdzieś przeczytałam, że jest staroświecka. I właściwie muszę się z tym zgodzić. Jest ładnie napisana. Bez wulgaryzmów, bez udziwnień. Zwykłym, prostym, zabawnym językiem. Duża, naprawdę ogromna dawka humoru. Takiego do opowiadania przy herbatce. Miłego, nienachalnego. Dwóch mężczyzn, stających na przeciwko siebie, by według ściśle określonych zasad walczyć o damę. Dama niczego nieświadoma. Wszystko pozostaje tajemnicą, bo tak nakazuje honor.
Poza tym sposób prowadzenia narracji – te wszędobylskie wtrącenia spod znaku „zostawmy na chwilę Rose, by obejrzeć jej dom”. Gra z czytelnikiem, gra z przymrużeniem oka i gra, w którą naprawdę chętnie się gra. Ja przynajmniej grałam z radością, ale to Drayson wygrał :-) Jest przyrodnikiem, który dwa lata spędził w Kenii, więc co do warstwy merytorycznej nie waham się zawierzyć jego osądowi.
Poza tym traktuje Afrykę z dystansem.
„Istnieje niepokojąca, ale nierzadka przypadłość prezydentów i innych przywódców globu, znana jako Martwienie Się o Afrykę. Zaraża się nią zwykle na zagranicznych szczytach poświęconych ubóstwu i chorobom na świecie, a na symptomy składają się bolesne skurcze sumienia z powodu przepaści, która dzieli „pierwszy” i Trzeci Świat pod względem zamożności, niemiłe doznania gdzieś w podbrzuszu, sugerujące, że być może kapitalizm nie jest najbardziej dobroczynną siłą, o czym się nas ciągle zapewnia, oraz częste ataki nawoływań, Żeby Coś Zrobić. Najlepszym nieodmiennie lekarstwem jest mocna dawka krajowego kryzysu.” [s.101]
Nie czyni z niej miejsca, gdzie wszyscy cierpią, ale gdzie żyją też zwykli ludzie, ludzie z pasją i tacy, którzy do tego stopnia się zakochują w jej pięknie, że zostają tam na zawsze (Rose to nie jest czarnoskóre imię).
Za to też go doceniłam. Za tło, które nie przesłania całego obrazu.
No i postacie… Pan Malik skradł mi serce! Dżentelmen w każdym calu, mężczyzna z zasadami, facet który dla wybranki swego serca zgodził się zbadać ile razy człowiek może pierdnąć w ciągu całego dnia.
A jak do tego doszło i dlaczego Harry Khan mówi na niego Jack – odsyłam do „Przewodnika…”
Literatura rozrywkowa wyższych lotów!

Moja ocena: 5,5/6

7 komentarzy:

  1. Och, to ja muszę, ale to koniecznie muszę przeczytać!!! Te dwa wybrane przez Ciebie cytaty absolutnie mnie porwały i rozbawiły :)) kolejna świetna recenzja, piszesz (i czytasz, i oglądasz) w zaiste ekspresowym tempie, ale jakość Twoich recenzji zawsze na najwyższym z możliwych poziomów! :) Bardzo lubię do Ciebie zaglądać :) Pozdrawiam, miłego wieczoru życzę, a książkę zapisuję już na listę: przeczytaj koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam na nią ochotę.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja odnoszę wrażenie, że czytałam zupełnie inną powieść.:)
    Mnie się nie podobała, oceniłam na 3. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to nawet trochę za wysoko.
    Książkę przeczytałam kilka miesięcy temu (wrzesień 2009) - nie pozostawiła we mnie najmniejszych śladów. Odebrałam ją jako chłodną i mdłą, żaden z bohaterów nie wzbudził ani mojej sympatii, ani głębszego zainteresowania. Czułam się bardzo zawiedziona, bo na podstawie noty wydawcy spodziewałam się rewelacji.
    Zawsze fascynuje mnie to, że ten sam tekst może wywołać tak krańcowo różne reakcje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aerien! Dzięki śliczne. Czytam i oglądam głównie wieczorno-nocną porą, gdy mój Mąż już śpi, a ja jeszcze zasnąć nie mogę, albo rano, tuż po przebudzeniu, gdy mam na późniejszą zmianę do pracy.
    A o książce chętnie poznam Twoje zdanie, tym bardziej, że często się zgadzamy - ciekawam, czy i tym razem tak będzie.

    Anno-ja polecam, Lireael już nie...Jakie będzie Twoje zdanie??

    Lirael - faktycznie to fascynujące. Każdy odnajduje w ksiazkach coś innego, coś swojego. Ale wiem z doświadczenia, że ważne w jakim momencie życia czytasz daną książkę - co wtedy czujesz, co się dzieje dookoła Ciebie, jaki masz nastrój... Czasem już brałam jakiś tytuł, czytałam do połowy, odkładałam zmęczona, a potem Przyjaciółka mówiła - "daj szasnę tej książce!", czytałam jeszcze raz, w innej czasoprzestrzeni i była to książka na 5,5.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam, ale sposób w jaki przedstawiłaś ogólny jej zarys, czuję dziwne mrowienie w dołku i nie wiem jak to będzie przy następnych odwiedzinach biblioteki. Ostatnio zlikwidowałam kartę mojego papy, aby nie ciągnęło mnie do wypożyczania większej liczby książek (max.3), ale jak na złość przy kolejnej wizycie dowiedziałam się, że można wypożyczać do 5 a więc dupa blada... Jakby mi ktoś robił na złość! Przez te twoje recenzje będę musiała poddać się jakiejś terapii, czuję że już mi oko mryga XD

    pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga Anhelli - poczytam sobie to co napisałaś za komplement :-)
    Ja też tak mam z książkami - do kilku bibliotek należę, kupuję zachłannie i namiętnie i jeszcze pożyczam od kogoś... Oj nie moge odpuścić i najchętniej czytałabym jednym okiem jedno a drugim drugie, żeby za swoją zachałannością nadążyć :-)
    I chciałam tylko napisać, że pięknie, przepięknie wyglądasz na nowym zdjęciu :-) Pozdrawiam wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
  7. OoO... Dziękuję XD [wstydnio]

    pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń