poniedziałek, 22 lutego 2010

WYKĄPAĆ SIĘ W JEZIORZE DUCHÓW


MARTHA GRIMES
„HOTEL PARADISE”
(TŁ. BARBARA KOPEĆ-UMIASTOWSKA)
WAB, WARSZAWA 2008 (WYDANIE Z POLITYKI)

Kolejny tytuł wyszperany w ramach wyzwania południowego i kolejny trafiony.
To historia poniekąd kryminalna. Dwunastoletnia Emma Graham mieszka w tytułowym Hotelu Paradise w małej miejscowości Spirit Lake. Hotel dni świetności dawno ma za sobą. Teraz ledwo się utrzymuje. Emma pomaga w hotelu jako kelnerka, jej matka jest kucharką, ojciec nie żyje, brat najchętniej spędza czas z przyjacielem. Emma, pozostawiona sama sobie, zaczyna interesować się sprawą sprzed czterdziestu lat. Wtedy zginęła jej rówieśnica - Mary-Evelyn Devereaux. Dziewczyna utonęła w Jeziorze, które od tamtej pory nazywane jest Jeziorem Duchów. Emma dostrzega wiele niejasności i niedopowiedzeń w śledztwie i postanawia zbadać sprawę ponownie na własną rękę.
Od razu polubiłam Emmę. Jest rezolutna, śmiała, inteligentna, jest wielkim smakoszem, jest miła dla ludzi, uprzejma i nad wyraz ciekawa świata. Czasem jest zagubionym dzieckiem, a czasem mądrą kobietą. Tak bardzo potrzebuje miłości i ciepła, tak bardzo potrzebuje ideałów! Jej najlepszym przyjacielem jest szeryf miasteczka, z nim spędza najwięcej czasu i jego podziwia. To nie jest żadna młodzieńcza miłostka, ale raczej relacja uczeń – mistrza, albo nawet córka – ojciec. Nic nie wiemy na temat tego, jak zginął tata Emmy. Mama całe dnie spędza w kuchni; Emmą na dobrą sprawę nikt się nie interesuje, dlatego sprawa sprzed czterdziestu lata staje się jej celem, staje się jej bliska i ważna. Dziewczynka chce pokazać swoją wartość, chce udowodnić, że stać ją na wiele – takie mam wrażenie. Oczywiście nie zdaje sobie sprawy z tego, w co tak naprawdę się pakuje i jaki będzie finał całej historii.
Książkę czyta się wolno, to nie lektura do połknięcia, raczej do smakowania, akcja nie pędzi i nie ma wielkich zagadek. Nie o to chodzi w „Hotelu Paradise”. Raczej o klimat, o południowość, o psychologię postaci, o małomiasteczkowość, o rytuały i codzienny rytm miasteczka, zakłócony nagle wspomnieniami.
Dobra, kojąca (nie wiem właściwie dlaczego to słowo przychodzi mi na myśl, gdy myślę o „Hotelu Paradise”) lektura.

Moja ocena: 5/6

2 komentarze:

  1. Chyba miałam jakiś czas temu to cuś w swoich łapkach, bo tytuł znajomy. Czuję się zatem zobowiązana do przypomnienia sobie, bo tematyka bardzo mi bliska.

    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No fakt, Twoje wymarzone strony... Również ślę pozdrowień moc...

    OdpowiedzUsuń