piątek, 12 lutego 2010

MRUŻĘ OCZY


„POD SŁOŃCE”
FRANCJA, WIELKA BRYTANIA, WŁOCHY, 2005
SC. Brad Mirman
REŻ. Brad Mirman
ZDJ. Maurizio Calvesi
MUZ. Mark Thomas
WYST. Joshua Jackson (Jeremy Taylor), Harvey Kitel (Weldon Parish), Claire Fornali (Isabella Parish), Giancarlo Giannini (Ojciec Renzetti), Armando Pucci (Gustavo)

Ten film obejrzałam głównie ze względu na moją fascynację (nie widzianą dotąd!) Toskanią. Fabuła bowiem przedstawia się następująco: młody pisarz, pracujący aktualnie w wydawnictwie w Londynie, ma pojechać na zapadłą wieś w Toskanii i odszukać starego, bardzo dobrego pisarza, który od 20 lat nic nie napisał i skłonić go do stworzenia książki i wydania jej w tym właśnie wydawnictwie. Stary uciekł do Toskanii po śmierci żony i możemy się domyślać, że przez jej wypadek ma niemoc twórczą.
A mrużę oczy z dwóch powodów: ponieważ film jest przewidywalny do bólu. Oczywiście od razu nasuwa się opozycja uczeń-mistrz, której w tym filmie nie zabraknie, jest też piękna córka pisarza, która kradnie serce młodemu pisarzowi i jest oczywiście happy end, również do przewidzenia już na samym początku.
Świetnie jest zrobione tło tego filmu, które mogłoby być jego największą siłą – cały koloryt lokalny; małe kawiarenki, ksiądz i hotelarz-barman, jako dwie najważniejsze osoby w wiosce; targ; jakieś doroczne święto na głównym placu; niespieszne, zwykłe życie całej społeczności. Tutaj ukazane w gruncie rzeczy bardzo migawkowo i tak jak mówiłam jest tłem dla głównego bohatera i jego poczynań.
No i strasznie zgrzytało mi, że cała wioska mówiła po angielsku. Młody Londyńczyk nie miał najmniejszego problemu, żeby się dogadać. Rozumiem, że pisarz, pochodzenia brytyjskiego i jego córki mówi po angielsku. Mogę zrozumieć też hotelarza. Ale ksiądz? Każda baba, plotkująca na ryneczku? Każdy mężczyzna w trattorii? Litości! Przecież Włosi są znani z tego, że mówią tylko swoim językiem i nie sądzą, iż jakikolwiek inny jest im potrzebny! Tym bardziej, że jest to wioska, a nie centrum turystyczne typu Rzym, bądź Florencja. Ale tu widać pisarz nauczył wszystkich…
No i mrużę oczy, bo powala mnie znów piękno Toskanii. Co prawda momentami bardzo pokolorowane, ale i tak trafia do mnie – wąskie uliczki, cyprysy, pola, kwiaty, wino bez nazwy w szklanych bukłakach i kolacje przy wielkim stole wystawionym na podwórze… Ech, już bym chciała tam być (bo mam nadzieję, że latem…)

Ocena: 3,5/6

6 komentarzy:

  1. Rzeczywiście dość denerwujące, zważywszy że film nie stricte brytyjski, ale stworzony przy sporym udziale Francuzów i Włochów. Ale chyba nie dałabym mu oceny 3/5... może dlatego, że ja lubię nudne filmy. Przeważnie oglądam film dla zdjęć, muzyki, klimatu... cała reszta to bzdety, mało istotne detale. Liczy się zarys historii a ta przecież nie grzeszy akcją, jak większość historii w naszym życiu. No ale to kwestia gustu.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ja też lubię nudne filmy! Uwielbiam na przykład Jarmuscha (nie wiem, co prawda, jak ten ostatni, ale wiele wcześniejszych, choćby "Inaczej niż w raju" to klasyczne "nudne" filmy). A ten ma akcję, tylko do bólu banalną, i za to ma 3,5, choć myślałam nad 4. Ale zakończenie niestety pzrekreśliło jego na to szanse ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jarmusch?? A znasz Noc na Ziemi??? Polecam!

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na samo słowo Toskania już mi sie ciepło zrobiło więc obejrzeć muszę!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, ta Toskania... Ciągnie Cię do niej:) Ja też mam nadzieję, że latem...

    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  6. o Toskanii to tam książki na półkach ;) wiedza o niej zerowa, ale chciałabym zobaczyć co tak fascynuje dużą liczbę osób. Mnie też często razi w filmach język, który często nie pasuje do miejsca rozgrywania akcji lub chociażby do bohaterów. Wydaje mi się, że jakoś za dużo tego angielskiego w koło, aż czasami się cieszę, że mogę obejrzeć film hiszpańsko, niemiecko lub szwedzkojęzyczny :)

    OdpowiedzUsuń