piątek, 28 września 2012

METALOWE KULKI W ATOMOWEJ BŁĘKITNEJ WALIZCE


ROY JACOBSEN
„CUDOWNE DZIECI”
(TŁ.ANNA TOPCZEWSKA)
DODOEDITOR, KRAKÓW 2012

Cenię książki pisane przez dorosłych z perspektywy dziecka. Cenię zamianę i przeobrażenie, jakim ulega taki autor. Bo trzeba się skurczyć, zmaleć, wejść w kolorowe spodenki z Myszką Miki na tylnej kieszeni. Trzeba zmniejszyć swoje źrenice, przestać widzieć niektóre wielkie rzeczy – przeszłość – dziwna i niekolorowa, raczej w przybrudzonych szarościach, nowy płaszcz, za pieniądze, których przecież nie ma, zniknięcie i pojawiania się. Ale trzeba oczy mieć wyczulone na metalowe kulki, lizaki w kształcie serduszek, kąpielówki z tygrysimi paskami i nadpalony namiot postawiony gdzieś w lesie, nad jeziorem. Takie książki są magiczne, są niepowtarzalne, są powrotem na drugą stronę lustra, odpuszczeniem pieniędzy, pracy, sprzątania i gotowania obiadu – wszystkiego tego, co nazywa się codziennością.
Pod warunkiem, że są dobrze napisane. Że są tak piękne jak „Cudowne dzieci”.
Że wyłuskują ze mnie wiarę w dziesięcioletniego chłopca, mieszkającego z samą mamą. Ojciec – tajemniczy, nigdy nie widziany przez syna, nawet na zdjęciu, operator dźwigu, najpierw porzucił kobietę, a później zginął.
„Cudowne dzieci” zaczynają się od malowania ścian. Trzeba coś zmienić, zakryć coś starego, odsłonić nowe, przykryć to, co za nami. I trzeba przyjść lokatora do domu, bo nie starcza już na wszystkie potrzeby. Trzeba podzielić się pozostałą częścią mieszkania, zmniejszyć swoją przestrzeń po to, by móc oddychać i jeść na kolację chleb z tym, z czym do tej pory. I to paradoks, bo przecież mały Finn rośnie i staje się coraz większym Finnem i coraz więcej potrzebuje miejsca. A jednak musi się skurczyć i skurczyć swoje potrzeby.
Jedną z pierwszych kandydatek, jakie pojawiają się na progu domu jest Ingrid. Okazuje się, że kobieta nie chce wynająć mieszkania, że chce podrzucić mamie Finna na wychowanie sześcioletnią Lindę – przyrodnią siostrę chłopaka. W odremontowanym pokoju zamieszkuje tajemniczy lokator – trochę ojciec, trochę mistrz, a trochę demon. A w pokoju syna ląduje dostawka do piętrowego łóżka,a na nim mała, wychudzona dziewczynka, która ma problemy z mówieniem, jedzeniem, spaniem, nauką... Bo matka chłopca chce być mądrzejsza od kobiety, która oddaje swoje dziecko, chce być tą, która przyjmuje, która otacza opieką, która nie ma skazy na życiorysie. I życie Finna zmienia się diametralnie. Staje się bratem. Wkracza w nową rolę – prócz tych, która ma do tej pory – syn, uczeń, szkolny kolega, kolega z podwórka - musi nauczyć się czegoś, o czym nie wie, jak dotąd nic. Włożyć magiczny strój super brata, w jednym paluszku mieć wiedzę o tym, co lubią małe dziewczynki, co mu wolno, a czego należy się wystrzegać i kiedy jest ten moment, że trzeba bronić honoru siostry podrzutka.
To książka, której nie zapomina się łatwo.
Z kilku powodów.
Pierwszym są niesamowite postacie – Finn – dojrzewającym zbuntowany swoim własnym, prywatnym buntem, który tak naprawdę go przeraża. Linda – mała iskierka, z którą nie do końca wiadomo, co zrobić i jak do niej mówić. Tanja – Cyganka? Rumunka? - obiekt pierwszego zafascynowania mężczyzny kobietą, takiego, które dzieje się, gdy ktoś ma 10 lat, czystego. Boris – przyjaciel z wakacji, w którym nagle odnajdujemy siebie samego. Freddy 1 – nieodgadniona dziecięca rakieta, nie wiadomo – naładowana żarem, czy tęsknotą... Każde z nich narysowane przez Jacobsena ze wszystkimi indywidualnymi cechami, bolączkami, wadami i pięknem.
Drugim powodem jest ten niepokój, jakim podszyta jest cała historia – te nieodpowiedzenia, wynikające z faktu, o którym pisałam na początku – Finn, narrator opowieści, jest jeszcze dzieckiem, ale zagląda czasem w świat dorosłych, odsłania kurtynę, tylko na tyle, na ile mieści się w niej źrenica oka. Nie wie wszystkiego, nie wszystko rozumie, dopowiada pewne rzeczy na dziecięcy sposób, nad-interpretuje, albo staje wobec czegoś niewyjaśnionego dęba i zagłębia się w sobie, odrzucając niewygodną sytuację. My też czasem krążymy po omacku po tym świecie. Dopowiadamy swoim dorosłym głosem pewne kwestie – stoimy przecież po drugiej stronie tej kurtyny. Ale czy na pewno rozumiemy wszystko tak, jak to się wydarzyło, czy też idziemy w mlecznej mgle?
Trzecim powodem jest zaskakujące, nowatorskie wydanie powieści – akcja zaczyna się na okładce, a na grzbiecie niebieską nitką ukazują się szycia. To coś, co przyciąga wszystkie zmysły i co każe mi wyciągnąć rękę po tę książkę choćby tylko po to, by trzymać ją w dłoni.
I wreszcie coś, co jest dla mnie prawdziwie istotne w czytanych przeze mnie powieściach. Małe smaczki, rozkoszne słowa na języku, jak czekolada, powoli się rozpuszczająca, endorfiny wyrazów, poskładanych w harmonijkę – język. Piękny, metaforyczny, jak małe haiku ukryte w codzienności.

„Na osiedlu mamy ludzi wszelkiego rodzaju. Mamy ślepego boksera i krótkowzrocznego taksówkarza. Mamy dwie sędziwe siostry z posiwiałym owczarkiem, który robi pod siebie za każdym razem, gdy usłyszy słowo 'gazeta'. Mamy takich, którzy każdej jesieni zbierają 123 litry borówek i w dodatku są w stanie je wszystkie zjeść. Mamy cała chmarę dzieciaków, które na podobieństwo czasowników nieregularnych wspinają się na rynny pod dachem i drzewa, budują szałasy i wybijają okna. Mamy takich, którzy zbierają korki od szampana, pudełka zapałek i podkładki od piwa, ale nigdy nie dotkną talii kart, bo to bezbożne. Są tu ludzie, którzy jąkają się i seplenią, są niemuzykalni faceci, którzy gwiżdżą na klatce schodowej. Mamy panią z rozszczepionym podniebieniem i ojca rodziny, który każdej wiosny kupuje nowego moskwicza, żeby dodać sobie animuszu w latach sześćdziesiątych . Są tu tacy, którzy odpalają race noworoczne w mieszkaniu, otwierają drzwi kopniakiem i uderzają głową w asfalt. Mamy nawet kilka osób z wyższych sfer. Jesteśmy całym osobnym światem.” [s.128]

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa DodoEditor]

2 komentarze:

  1. Dobrze napisana, wyczerpująca recenzja.
    Miło się czyta:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marpil,podzielam zachwyt "Cudownymi dziećmi" i dołączam do niego przyjemność powrotu do książki dzięki Twoim słowom. Świetnie i trafnie.
    Wszystkiemu mogę przytaknąć.:) Wzruszyło mnie to wchodzenie w rolę brata. Powieść Jacobsena opowiada o tym jak żadna inna. Troska, cierpliwość, niezgoda na to, by ktokolwiek cokolwiek Lindzie odebrał. Ile w tym dojrzałości, męskości, mimo dziecięcych spodenek.
    A! Zwróciłaś moją uwagę na coś, co chyba czułam, ale teraz sobie uświadamiam. Te interpretacje świata dorosłych dostępnego w szczegółach bez kontekstu. Elegancki płaszcz, zniknięcia etc. Bardzo ciekawą postacią jest Mama Finna.
    Oj, lubię potwierdzać swoje zainteresowanie Twoją aprobatą.:) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń