ANDREA
GILLIES
„OPIEKUNKA.
ŻYCIE Z NANCY. PODRÓŻ W ŚWIAT ALZHEIMERA”
(TŁ.ZBIGNIEW
ZAWADZKI)
CZARNE,
WOŁOWIEC 2012
Zaczyna
się od porównania ludzkiego umysłu do lasu. Pełnego drzew, życia,
gałęzi, liści, dróżek, zapętlonych i poskręcanych, tajemnic i
tlenu. I do wytrawiania lasu przez pożar, ograniczania, karczowanie,
wycinanie, ginięcie. Tak według Andrei Gillies można zobrazować
postępującą demencję – jak wielką ekologiczną zagładę w
lesie naszej głowy.
Od
razu – jak obuchem w tę głowę - dostajemy plastyczną i
przejmującą metaforą – nie ma wytchnienia, nie ma przygotowania,
jest od razu wyrok – tak samo, jak w przypadku jej teściowej
Nancy. Były, owszem, jakieś symptomy. Jakieś zapomniane klucze.
Jakieś słowo, co uciekło. Jakaś myśl, której już nie można
odgrzebać z wielkiego stosu innych myśli. Ale zawsze pokrywane
śmiechem. Zawsze odsuwane. Zawsze kładzione na półkę zmęczenia,
roztargnienia, niskiego ciśnienia i słabszego dnia. A potem –
zupełnie nagle – była już diagnoza. Alzheimer. Co to? Kto to?
Jakim cudem? Jakim prawem? Jakim podstępem?
Takim,
że każdy człowiek ma w głowie wielką machinę, a ta machina może
się zepsuć, zaciąć, zatrzymać. Po prostu. I nie wywiezie jej
nikt na wysypisko śmieci. Trzeba z nią żyć do końca. A
najgorsze, że do końca musi z nią żyć ten, kto jest obok. W
wypadku Nancy obok żył mąż Morris, syn Chris, trójka
zdezorientowanych wnucząt, a przede wszystkim Andrea – synowa.
Zamieszkali wszyscy razem – całą rodzina i nowy lokator –
Alzheimer, w wielkim, zimnym domu w Szkocji i rozpoczęli codzienną
walkę – wiadomo, że wróg się nie podda, trzeba tylko znaleźć
sposób, by odciągnąć jego uwagę.
To
piękny, przejmujący, szczery pamiętnik, który Andrea prowadzi
między gotowaniem obiadu, załamaniem, podcieraniem tyłka Nancy i
sprzątaniem zabrudzonej łazienki, pomiędzy chwilami na książkę,
które kradnie chorobie, pieczeniem ciasteczek, aby zachować choć
zapach normalności w domu, czytaniem stosów poradników o demencji,
przeczesywaniem internetu w celu uzupełnienia wiadomości i
rozmowami z teściem, który nie chce przyjąć do wiadomości, że
jego żona już nie jest jego żoną – jest zagubionym w innym
wymiarze dzieckiem, Alicją po drugiej stronie lustra, mieszaniną
obelg, strachu i dziewczynki, którą była 70 lat temu.
Od
początku tej książki miałam wrażenie, że to historia tocząca
się do tyłu, że to książka o cofaniu się do dziecka, o
zatracaniu wszystkiego, co cechuje dorosłe życie – najpierw
czytanie mądrych książek, dyskusje przy kawie, a potem w końcu
umiejętność podcierania się, mycia i ubierania. Kroczenie w dół
po drabinie ewolucji, powrót do kokonu, beż żadnej możliwości
ponownej nauki. Z czasem sama Gillies też porównuje demencję do
zdziecinnienia, do upadku, po którym boli kolano.
To
książka szokująca – owszem – ale mnie zszokowała dwoma
rzeczami – siłą choroby, jaką jest demencja i jej „odmianą”
jaką jest Alzheimer. Tym, jak szybko i mocno zmienia człowieka, jak
potrafi złamać go na pół.
Drugą
rzeczą jest postać Andrei. Albo nie mówi w pamiętniku wszystkiego
(choć mówi tyle prawdy, że nie wierzę, aby coś jeszcze
ukrywała), albo jest tak niewiarygodnie silną osobą,
skoncentrowaną na tym co słuszne, na pomocy teściowej i
sprawieniu, żeby jej dom był choć trochę domem. Ona sama czuje
się winna, czuje się niedostatecznie dobra, nie docenia sama
siebie. Ale ja podziwiam moc tej kobiety za nas dwie - jej
determinację, jej ogromną mądrość w tym wszystkim, co się wokół
niej dzieje. Słyszy, że jest suką, że kradnie teściowej
pieniądze, musi myć ją i zdejmować jej majtki, mimo że Nancy
broni się zaciekle. Musi dodatkowo znosić teścia, który przykuty
do wózka chorobą bioder ma swoje problemy i swój własny pogląd
na chorobę żony. Musi do tego być matką, żoną – chociaż
czasem, chociaż na trochę. Nie jest już sobą – nie jest
pisarką, bo nie ma na to czasu. Nie jest czytelniczką, bo każda
chwila z książką jakoś się mści. Nie jest kobietą, bo schudła,
wymizerniała i nie ma już zdrowych pięknych włosów. A mimo
wszystko walczy i potrafi wciąż co rano podawać Nancy grzankę z
dżemem – choć w dziewięciu na dziesięć przypadków grzanka
wyląduje w śmietniku.
To
książka o stadiach choroby, ale też o stadiach opieki. O tym, jak
jest po kolei – strach, złorzeczenie, walka poprzez poznawanie
wroga, akceptacja – głęboka, do granic możliwości. Co
zadziwiające to nigdy wstyd – owszem irytacja, owszem,
zastanawianie się, co ludzie pomyślą – ale o mnie, o opiekunie,
a nie o samej Nancy – śmierdzącej, jedzącej w restauracji rękami
z brudnymi paznokciami. Andrea bała się tylko tego, że to ją
osądzą, że nie sprawdzi się jako ktoś, kto powinien być
silniejszy. I nigdy, ani razu, nie oskarża Nancy o jej stan – a
tak przecież byłoby najłatwiej...
To
też pamiętnik oficjalnej drogi, wyboi służby zdrowia, kamieni
pomocy społecznej, gdzie nie ma żadnych drogowskazów. A wszystko
przetykane fragmentami biografi osób z demencją (Ravel na
przykład...) i próbą obrazowego pokazania co dzieje się w mózgu
chorej osoby, jak wysycha las, które rośliny najpierw martwieją...
I
tak bardzo boli, przeraża, otumania jedna prawda, którą odkryłam
ze zdziwieniem i osłupieniem – na proste pytanie „Kim jesteś?
Powiedz mi coś o sobie” nie ma możliwości odpowiedzenia bez
pamięci. Wszystko, co jest nami to wspomnienia. Żeby opowiedzieć
coś o sobie trzeba choć pamiętać gdzie się urodziłam, kim są
moi rodzice i jaką książkę przeczytałam ostatnio. Nancy
pamiętała tylko swoje imię.
Jednocześnie:
„Wciąż potrafi rymować. Smaruje masłem stół, ale wciąż
potrafi rymować, potrafi wymyślać słowa, które pasują do
melodii; właściwie wciąż potrafi pisać wiersze. To naprawdę
szczególna choroba.” [s.70]
[Książkę
otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne]
Jednostki chorobowe mnie bardzo interesują, szczególnie trudne do wyleczenia choroby, więc jestem na TAK.
OdpowiedzUsuńNie tyle miałam do czynienia, co wiele słyszałam od bliskiej osoby, jak wygląda opieka nad chorym na Alzheimera Rodzicem. I właściwie wszystko o czym piszesz jest mi znane z tych relacji. To straszna choroba zmieniająca chorego, rodzinę, stosunki w rodzinie... Niestety, w naszym kraju sytuacja w służbie zdrowia wiadomo, jaka jest, więc w przypadku tak ciężkiej choroby rodzina czy też opiekun chorego, zdany jest głównie na siebie, a ta choroba zmienia też opiekuna.
OdpowiedzUsuń