niedziela, 23 września 2012

W ODWROTNYM KIERUNKU CZYLI SPADANIE DO-NIKĄD


ANDREA GILLIES
„OPIEKUNKA. ŻYCIE Z NANCY. PODRÓŻ W ŚWIAT ALZHEIMERA”
(TŁ.ZBIGNIEW ZAWADZKI)
CZARNE, WOŁOWIEC 2012

Zaczyna się od porównania ludzkiego umysłu do lasu. Pełnego drzew, życia, gałęzi, liści, dróżek, zapętlonych i poskręcanych, tajemnic i tlenu. I do wytrawiania lasu przez pożar, ograniczania, karczowanie, wycinanie, ginięcie. Tak według Andrei Gillies można zobrazować postępującą demencję – jak wielką ekologiczną zagładę w lesie naszej głowy.
Od razu – jak obuchem w tę głowę - dostajemy plastyczną i przejmującą metaforą – nie ma wytchnienia, nie ma przygotowania, jest od razu wyrok – tak samo, jak w przypadku jej teściowej Nancy. Były, owszem, jakieś symptomy. Jakieś zapomniane klucze. Jakieś słowo, co uciekło. Jakaś myśl, której już nie można odgrzebać z wielkiego stosu innych myśli. Ale zawsze pokrywane śmiechem. Zawsze odsuwane. Zawsze kładzione na półkę zmęczenia, roztargnienia, niskiego ciśnienia i słabszego dnia. A potem – zupełnie nagle – była już diagnoza. Alzheimer. Co to? Kto to? Jakim cudem? Jakim prawem? Jakim podstępem?
Takim, że każdy człowiek ma w głowie wielką machinę, a ta machina może się zepsuć, zaciąć, zatrzymać. Po prostu. I nie wywiezie jej nikt na wysypisko śmieci. Trzeba z nią żyć do końca. A najgorsze, że do końca musi z nią żyć ten, kto jest obok. W wypadku Nancy obok żył mąż Morris, syn Chris, trójka zdezorientowanych wnucząt, a przede wszystkim Andrea – synowa. Zamieszkali wszyscy razem – całą rodzina i nowy lokator – Alzheimer, w wielkim, zimnym domu w Szkocji i rozpoczęli codzienną walkę – wiadomo, że wróg się nie podda, trzeba tylko znaleźć sposób, by odciągnąć jego uwagę.
To piękny, przejmujący, szczery pamiętnik, który Andrea prowadzi między gotowaniem obiadu, załamaniem, podcieraniem tyłka Nancy i sprzątaniem zabrudzonej łazienki, pomiędzy chwilami na książkę, które kradnie chorobie, pieczeniem ciasteczek, aby zachować choć zapach normalności w domu, czytaniem stosów poradników o demencji, przeczesywaniem internetu w celu uzupełnienia wiadomości i rozmowami z teściem, który nie chce przyjąć do wiadomości, że jego żona już nie jest jego żoną – jest zagubionym w innym wymiarze dzieckiem, Alicją po drugiej stronie lustra, mieszaniną obelg, strachu i dziewczynki, którą była 70 lat temu.
Od początku tej książki miałam wrażenie, że to historia tocząca się do tyłu, że to książka o cofaniu się do dziecka, o zatracaniu wszystkiego, co cechuje dorosłe życie – najpierw czytanie mądrych książek, dyskusje przy kawie, a potem w końcu umiejętność podcierania się, mycia i ubierania. Kroczenie w dół po drabinie ewolucji, powrót do kokonu, beż żadnej możliwości ponownej nauki. Z czasem sama Gillies też porównuje demencję do zdziecinnienia, do upadku, po którym boli kolano.
To książka szokująca – owszem – ale mnie zszokowała dwoma rzeczami – siłą choroby, jaką jest demencja i jej „odmianą” jaką jest Alzheimer. Tym, jak szybko i mocno zmienia człowieka, jak potrafi złamać go na pół.
Drugą rzeczą jest postać Andrei. Albo nie mówi w pamiętniku wszystkiego (choć mówi tyle prawdy, że nie wierzę, aby coś jeszcze ukrywała), albo jest tak niewiarygodnie silną osobą, skoncentrowaną na tym co słuszne, na pomocy teściowej i sprawieniu, żeby jej dom był choć trochę domem. Ona sama czuje się winna, czuje się niedostatecznie dobra, nie docenia sama siebie. Ale ja podziwiam moc tej kobiety za nas dwie - jej determinację, jej ogromną mądrość w tym wszystkim, co się wokół niej dzieje. Słyszy, że jest suką, że kradnie teściowej pieniądze, musi myć ją i zdejmować jej majtki, mimo że Nancy broni się zaciekle. Musi dodatkowo znosić teścia, który przykuty do wózka chorobą bioder ma swoje problemy i swój własny pogląd na chorobę żony. Musi do tego być matką, żoną – chociaż czasem, chociaż na trochę. Nie jest już sobą – nie jest pisarką, bo nie ma na to czasu. Nie jest czytelniczką, bo każda chwila z książką jakoś się mści. Nie jest kobietą, bo schudła, wymizerniała i nie ma już zdrowych pięknych włosów. A mimo wszystko walczy i potrafi wciąż co rano podawać Nancy grzankę z dżemem – choć w dziewięciu na dziesięć przypadków grzanka wyląduje w śmietniku.
To książka o stadiach choroby, ale też o stadiach opieki. O tym, jak jest po kolei – strach, złorzeczenie, walka poprzez poznawanie wroga, akceptacja – głęboka, do granic możliwości. Co zadziwiające to nigdy wstyd – owszem irytacja, owszem, zastanawianie się, co ludzie pomyślą – ale o mnie, o opiekunie, a nie o samej Nancy – śmierdzącej, jedzącej w restauracji rękami z brudnymi paznokciami. Andrea bała się tylko tego, że to ją osądzą, że nie sprawdzi się jako ktoś, kto powinien być silniejszy. I nigdy, ani razu, nie oskarża Nancy o jej stan – a tak przecież byłoby najłatwiej...
To też pamiętnik oficjalnej drogi, wyboi służby zdrowia, kamieni pomocy społecznej, gdzie nie ma żadnych drogowskazów. A wszystko przetykane fragmentami biografi osób z demencją (Ravel na przykład...) i próbą obrazowego pokazania co dzieje się w mózgu chorej osoby, jak wysycha las, które rośliny najpierw martwieją...
I tak bardzo boli, przeraża, otumania jedna prawda, którą odkryłam ze zdziwieniem i osłupieniem – na proste pytanie „Kim jesteś? Powiedz mi coś o sobie” nie ma możliwości odpowiedzenia bez pamięci. Wszystko, co jest nami to wspomnienia. Żeby opowiedzieć coś o sobie trzeba choć pamiętać gdzie się urodziłam, kim są moi rodzice i jaką książkę przeczytałam ostatnio. Nancy pamiętała tylko swoje imię.
Jednocześnie: „Wciąż potrafi rymować. Smaruje masłem stół, ale wciąż potrafi rymować, potrafi wymyślać słowa, które pasują do melodii; właściwie wciąż potrafi pisać wiersze. To naprawdę szczególna choroba.” [s.70]

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne]

2 komentarze:

  1. Jednostki chorobowe mnie bardzo interesują, szczególnie trudne do wyleczenia choroby, więc jestem na TAK.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tyle miałam do czynienia, co wiele słyszałam od bliskiej osoby, jak wygląda opieka nad chorym na Alzheimera Rodzicem. I właściwie wszystko o czym piszesz jest mi znane z tych relacji. To straszna choroba zmieniająca chorego, rodzinę, stosunki w rodzinie... Niestety, w naszym kraju sytuacja w służbie zdrowia wiadomo, jaka jest, więc w przypadku tak ciężkiej choroby rodzina czy też opiekun chorego, zdany jest głównie na siebie, a ta choroba zmienia też opiekuna.

    OdpowiedzUsuń