ROY
JACOBSEN
„CUDOWNE
DZIECI”
(TŁ.ANNA
TOPCZEWSKA)
DODOEDITOR,
KRAKÓW 2012
Cenię książki pisane
przez dorosłych z perspektywy dziecka. Cenię zamianę i
przeobrażenie, jakim ulega taki autor. Bo trzeba się skurczyć,
zmaleć, wejść w kolorowe spodenki z Myszką Miki na tylnej
kieszeni. Trzeba zmniejszyć swoje źrenice, przestać widzieć
niektóre wielkie rzeczy – przeszłość – dziwna i niekolorowa,
raczej w przybrudzonych szarościach, nowy płaszcz, za pieniądze,
których przecież nie ma, zniknięcie i pojawiania się. Ale trzeba
oczy mieć wyczulone na metalowe kulki, lizaki w kształcie
serduszek, kąpielówki z tygrysimi paskami i nadpalony namiot
postawiony gdzieś w lesie, nad jeziorem. Takie książki są
magiczne, są niepowtarzalne, są powrotem na drugą stronę lustra,
odpuszczeniem pieniędzy, pracy, sprzątania i gotowania obiadu –
wszystkiego tego, co nazywa się codziennością.
Pod warunkiem, że są
dobrze napisane. Że są tak piękne jak „Cudowne dzieci”.
Że wyłuskują ze mnie
wiarę w dziesięcioletniego chłopca, mieszkającego z samą mamą.
Ojciec – tajemniczy, nigdy nie widziany przez syna, nawet na
zdjęciu, operator dźwigu, najpierw porzucił kobietę, a później
zginął.
„Cudowne dzieci”
zaczynają się od malowania ścian. Trzeba coś zmienić, zakryć
coś starego, odsłonić nowe, przykryć to, co za nami. I trzeba
przyjść lokatora do domu, bo nie starcza już na wszystkie
potrzeby. Trzeba podzielić się pozostałą częścią mieszkania,
zmniejszyć swoją przestrzeń po to, by móc oddychać i jeść na
kolację chleb z tym, z czym do tej pory. I to paradoks, bo przecież
mały Finn rośnie i staje się coraz większym Finnem i coraz więcej
potrzebuje miejsca. A jednak musi się skurczyć i skurczyć swoje
potrzeby.
Jedną z pierwszych
kandydatek, jakie pojawiają się na progu domu jest Ingrid. Okazuje
się, że kobieta nie chce wynająć mieszkania, że chce podrzucić
mamie Finna na wychowanie sześcioletnią Lindę – przyrodnią
siostrę chłopaka. W odremontowanym pokoju zamieszkuje tajemniczy
lokator – trochę ojciec, trochę mistrz, a trochę demon. A w
pokoju syna ląduje dostawka do piętrowego łóżka,a na nim mała,
wychudzona dziewczynka, która ma problemy z mówieniem, jedzeniem,
spaniem, nauką... Bo matka chłopca chce być mądrzejsza od
kobiety, która oddaje swoje dziecko, chce być tą, która
przyjmuje, która otacza opieką, która nie ma skazy na życiorysie.
I życie Finna zmienia się diametralnie. Staje się bratem. Wkracza
w nową rolę – prócz tych, która ma do tej pory – syn, uczeń,
szkolny kolega, kolega z podwórka - musi nauczyć się czegoś, o
czym nie wie, jak dotąd nic. Włożyć magiczny strój super brata,
w jednym paluszku mieć wiedzę o tym, co lubią małe dziewczynki,
co mu wolno, a czego należy się wystrzegać i kiedy jest ten
moment, że trzeba bronić honoru siostry podrzutka.
To książka, której
nie zapomina się łatwo.
Z kilku powodów.
Pierwszym są
niesamowite postacie – Finn – dojrzewającym zbuntowany swoim
własnym, prywatnym buntem, który tak naprawdę go przeraża. Linda
– mała iskierka, z którą nie do końca wiadomo, co zrobić i jak
do niej mówić. Tanja – Cyganka? Rumunka? - obiekt pierwszego
zafascynowania mężczyzny kobietą, takiego, które dzieje się, gdy
ktoś ma 10 lat, czystego. Boris – przyjaciel z wakacji, w którym
nagle odnajdujemy siebie samego. Freddy 1 – nieodgadniona dziecięca
rakieta, nie wiadomo – naładowana żarem, czy tęsknotą... Każde
z nich narysowane przez Jacobsena ze wszystkimi indywidualnymi
cechami, bolączkami, wadami i pięknem.
Drugim powodem jest ten
niepokój, jakim podszyta jest cała historia – te
nieodpowiedzenia, wynikające z faktu, o którym pisałam na początku
– Finn, narrator opowieści, jest jeszcze dzieckiem, ale zagląda
czasem w świat dorosłych, odsłania kurtynę, tylko na tyle, na ile
mieści się w niej źrenica oka. Nie wie wszystkiego, nie wszystko
rozumie, dopowiada pewne rzeczy na dziecięcy sposób,
nad-interpretuje, albo staje wobec czegoś niewyjaśnionego dęba i
zagłębia się w sobie, odrzucając niewygodną sytuację. My też
czasem krążymy po omacku po tym świecie. Dopowiadamy swoim
dorosłym głosem pewne kwestie – stoimy przecież po drugiej
stronie tej kurtyny. Ale czy na pewno rozumiemy wszystko tak, jak to
się wydarzyło, czy też idziemy w mlecznej mgle?
Trzecim powodem jest
zaskakujące, nowatorskie wydanie powieści – akcja zaczyna się na
okładce, a na grzbiecie niebieską nitką ukazują się szycia. To
coś, co przyciąga wszystkie zmysły i co każe mi wyciągnąć rękę
po tę książkę choćby tylko po to, by trzymać ją w dłoni.
I wreszcie coś, co
jest dla mnie prawdziwie istotne w czytanych przeze mnie powieściach.
Małe smaczki, rozkoszne słowa na języku, jak czekolada, powoli się
rozpuszczająca, endorfiny wyrazów, poskładanych w harmonijkę –
język. Piękny, metaforyczny, jak małe haiku ukryte w codzienności.
„Na osiedlu mamy
ludzi wszelkiego rodzaju. Mamy ślepego boksera i krótkowzrocznego
taksówkarza. Mamy dwie sędziwe siostry z posiwiałym owczarkiem,
który robi pod siebie za każdym razem, gdy usłyszy słowo
'gazeta'. Mamy takich, którzy każdej jesieni zbierają 123 litry
borówek i w dodatku są w stanie je wszystkie zjeść. Mamy cała
chmarę dzieciaków, które na podobieństwo czasowników
nieregularnych wspinają się na rynny pod dachem i drzewa, budują
szałasy i wybijają okna. Mamy takich, którzy zbierają korki od
szampana, pudełka zapałek i podkładki od piwa, ale nigdy nie
dotkną talii kart, bo to bezbożne. Są tu ludzie, którzy jąkają
się i seplenią, są niemuzykalni faceci, którzy gwiżdżą na
klatce schodowej. Mamy panią z rozszczepionym podniebieniem i ojca
rodziny, który każdej wiosny kupuje nowego moskwicza, żeby dodać
sobie animuszu w latach sześćdziesiątych . Są tu tacy, którzy
odpalają race noworoczne w mieszkaniu, otwierają drzwi kopniakiem i
uderzają głową w asfalt. Mamy nawet kilka osób z wyższych sfer.
Jesteśmy całym osobnym światem.” [s.128]
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości wydawnictwa DodoEditor]
Dobrze napisana, wyczerpująca recenzja.
OdpowiedzUsuńMiło się czyta:)
Marpil,podzielam zachwyt "Cudownymi dziećmi" i dołączam do niego przyjemność powrotu do książki dzięki Twoim słowom. Świetnie i trafnie.
OdpowiedzUsuńWszystkiemu mogę przytaknąć.:) Wzruszyło mnie to wchodzenie w rolę brata. Powieść Jacobsena opowiada o tym jak żadna inna. Troska, cierpliwość, niezgoda na to, by ktokolwiek cokolwiek Lindzie odebrał. Ile w tym dojrzałości, męskości, mimo dziecięcych spodenek.
A! Zwróciłaś moją uwagę na coś, co chyba czułam, ale teraz sobie uświadamiam. Te interpretacje świata dorosłych dostępnego w szczegółach bez kontekstu. Elegancki płaszcz, zniknięcia etc. Bardzo ciekawą postacią jest Mama Finna.
Oj, lubię potwierdzać swoje zainteresowanie Twoją aprobatą.:) Pozdrawiam!