JOANNA MISZCZUK
„ZALOTNICE I WIEDŹMY”
PRÓSZYŃSKI I S-KA,
WARSZAWA 2012
Asię poznaliśmy rok
temu w „Matkach, żonach, czarownicach”. Nie polubiłam jej
wtedy. Wręcz warczałam na nią całą książkę. Byłą trochę
głupia, trochę zarozumiała, trochę niezaradna, a trochę po
prostu niesympatyczna. Teraz jest trochę inaczej. Asia chyba trochę
dojrzała. Lat trochę minęło – nie wiem, czy powieściowe liczą
się jak psie, razy siedem - ale w głowie jej się poukładało,
jakoś wyciszyła się, wydoroślała, wykobieciała. I dzięki temu
mogłabym ją teraz zaprosić na kawę. Mimo jej irytującego
szczebiotu i głupich powiedzonek. Bo kolejny raz, dokładnie tak
samo, jak przy części pierwszej miałam wrażenie dwoistości.
Jakby Miszczuk napisała dwie powieści – jedną latem, gorącym,
parnym, dusznym, ciężkim od zdarzeń, od bzyczenia pszczół, od
soku w owocach. To ta część z przeszłości. Trzeba bowiem
przypomnieć, że poprzednio Asia odziedziczyła majątek – dworek
po swojej prababce Lavernie. Odziedziczyła też piękną rzecz –
zapiski dotyczące kobiet, których krew płynie w jej dłoniach,
stopach i ustach. To pamiętniki, listy, testamenty, zielniki i
pierścień przebaczenia i miłości, który teraz zdobi palec
Joanny. W tym pierścieniu chadzały wszystkie jej antenatki (no
prawie wszystkie) i przekazywały go kolejnym kobietom na chwałę
miłości prawdziwej. W tych zapiskach tonęłam – to minihistorie,
które emanują jakąś siłą, jakimś pięknem i mocą. Miszczuk
zręcznie wplata w przeszłość Asi historię – tym razem sięga
po papieżycę Joannę, po Nostradamusa, po papieża Innocnetego X...
To oczywiście jakaś mgła, przez którą się przebija, dotykając,
muskając zaledwie te postaci, ustawiając je w tej mleczności i
dając im tylko trochę głosu. To legendy, które dopasowuje do
swojej wartkiej opowieści, robi to zręcznie i w taki sposób, że
można by pomyśleć, iż tak było naprawdę...
To, co mi się podobało
bardziej, niż za pierwszym razem – pokazała też kobiety złe,
wyrachowane lub głupie i puste. Poprzednio była tylko miłość,
słodkość, mądrość i wartość – teraz jest też pustość
serca i brak zasług, by nosić pierścień miłości i przebaczenia.
Nie każda rodzina jest w pełni dobra, w pełni mądra i w pełni
szlachetna – i w końcu to widać. Widać różnorodność
uśmiechów i rysów twarzy, widać różnorodność charakterów i
kolorów włosów... choć większość z tych kobiet wciąż jeszcze
jest ruda.
Druga powieść to ta
współczesna, ta, która rozwija się pod stopami Asi. W tu i teraz
(no w dwa lata wcześniej, bo Asia z „Zalotnic i wiedźm” to Asia
z roku 2010). I tu już jest gorzej. Zostaje przekreślone całe
szczęśliwe zakończenia z poprzedniej powieści. Okazuje się, że
było iluzją. Teraz Joanna potrzebuje znów czegoś innego, miłość
ja ominęła, a ona by chciała, żeby wyrosła u jej stóp jak
kwiaty choć wciąż się jej boi po rozstaniu z mężem numer dwa –
bolesnym i trudnym i po rozstaniu z mężem numer jeden, które było
po prostu brudne i trochę brudu za paznokciami pozostawiło chyba
już na zawsze. Asia stara się układać sobie życie w Berlinie,
dokąd przeprowadziła się „za chlebem”. Ma świetną pracę,
nie ma mężczyzny, ma córkę, która jest dla niej najważniejsza i
byłego męża, z którym wciąż jeszcze się „przepychają”. I
nagle wali się świat – kolejny raz – bo umiera właściciel
firmy, w której pracuje Asia, a na horyzoncie zupełnie
nieoczekiwanie pojawia się znów Julek – mąż pierwszy, który
chce wywrzeć na Asi srogą zemstę za przeszłość. I tu zaczyna
się ta nudna, zimna, ciągnąca się, mokra od deszczu powieść w
kolorach brudnej jesieni. Jak dla mnie za dużo rozważań na temat
niemieckich emerytur i świadczeń socjalnych, które w ogóle mnie
nie interesują. Za dużo korporacyjnych przepychanek. Za dużo
niemiłych (i miłych) zbiegów okoliczności. Pojawia się też
tajemniczy Kemal, który rozmiękcza trochę Asię, uczłowiecza ją,
jakoś oswaja, ociepla, rozświetla uśmiechem. Przyjemny wątek,choć
trochę zbyt bajeczny.
Mimo wszystko czekam na
odpowiedź na pytanie, które padło na końcu książki. Miszczuk,
inaczej niż w pierwszej części, zostawiła furtkę wątku szeroko
otwartą, zapraszająco chyboczącą w jedną i drugą stronę.
Przejdę przez nią za kolejny rok, gdy Miszczuk zaprosi błyskiem
pierścionka.
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz