AGNIESZKA
KRAKOWIAK-KONDRACKA
„JAJKO Z
NIESPODZIANKĄ”
WYDAWNICTWO LITERACKIE,
KRAKÓW 2014
Julka jada słodycze
tylko w weekendy. Ćwiczy motorykę małą używając do tego ciasta
na makaron. Najbardziej na świecie lubi jajka z niespodzianką – a
Ada, jej mama, niekoniecznie, bo zawsze jakieś kryje się na dnie
torby i brudzi wszystko na czekoladowo. Poukładały sobie życie –
Ada pozbierała się po odejściu od męża lekkoducha, kupiła
mieszkanie w tej samej klatce schodowej co jej mama i poszła do
pracy, która wymaga od niej kreatywności, ale pozwala na spędzanie
mnóstwa czasu z córką. A Julka śpi z nią w łóżku, ma trzy
lata, wielką wyobraźnię i zdaje się nie zauważać, że jedna z
jej rączek jest zniekształcona. To Ada bardzo się o nią boi i
niewidzialnymi, acz szerokimi rękami chciałaby ją objąć i
ochronić w każdej sytuacji. Ale tak się nie da. Wpada więc na
pomysł, że wystawi córkę na próg życia, pozwoli jej zobaczyć
świat, ale tylko troszkę, niezupełnie do końca. Plan jest prosty
– wyśle Julkę do przedszkola. Tyle tylko, że to przedszkole
prywatne, do którego są ogromne kolejki, regulamin w stu punktach,
kara pieniężna za spóźnienia i 2000 złotych do zapłaty za każdy
miesiąc. Ale to nieważne – Adę stać – odmówi sobie wakacji i
kilku ciuchów, a w zamian da córce bajkowe miejsce za wysokim
płotem, z zaczarowanym ogrodem, pokazami pszczelarzy, lekcjami
francuskiego i baletu, gdzie w progu, pierwszego dnia, powita małą
prawdziwy, żywy kucyk. I z ochroniarzem. I z mamami ubranymi w buty
na niebotycznych obcasach, z torebkami z najnowszych kolekcji znanych
projektantów, które wyrzucają do śmieci dziecięce ciuszki, bo
nie mają miejsca w tych torebkach, żeby je zabrać ze sobą.
Ada jest inna. Nie jest
zatruta pieniądzmi, może tylko trochę, troszeczkę nadpsuta, ale
jej światopogląd jest zupełnie inny. W hermetyczny świat, w
którym kobiety całe dnie mają dla siebie – swoich ciał
ugniatanych dłońmi masażystek i ducha, który uczestniczy pilnie w
lekcjach gotowania według zasady pięciu przemian – wprowadza się
z niepokojem, że należy zupełnie gdzie indziej i znalazła się tu
przez przypadek, tylko dlatego, że jej misją jest obrona córki
przed realizmem – wcale nie magicznym.
A do tego już
pierwszego dnia swoim samochodem ze średniej cenowej półki,
wjeżdża w ten z najwyższej. I jeszcze okazuje się, że to
samochód pewnego przystojnego, acz gburowatego faceta, który ma
syna w tej samej grupie przedszkolnej, do której chodzi Julka. I już
na początku mężczyzna wyprowadza ją z równowagi, proponując
kontakt do świetnego chirurga, który mógłby się zająć Julki
dłonią...
Czytałam tę książkę
podwójnie. Raz ze smakiem – jako lekką, niezobowiązującą
lekturę na zimny (ale wolny od obowiązków), początek maja. Jest
trochę sielanki, trochę łez, jest gdzieniegdzie jakiś pocałunek,
jest przyjaźń kobieca, przewidywalny romans, który nie wywołuje
szybszego bicia serca, ale na pewno deczko przyjemności – taka
czekolada z jajka-niespodzianki. Słodka, cienka, na jeden kęs.
Gorzej z tym środkiem,
z tym sednem, z tą niespodzianką właśnie. Bo nie umiem uwierzyć
w ten świat – w te zapomniane hulajnogi, lekką ręką zostawiane
przez rodziców pod przedszkolem, w stłuczkę samochodową, która
nie ma żadnych konsekwencji, w szybkie i łatwe awanse, w
dwutysięczne czesne, w czwarte urodziny dziecka, na które wynajmuje
się cyrk. Nie umiem uwierzyć, że to miałby być rzeczywisty
świat, skopiowany z warszawskich ulic. To trochę jak „Dynastia”,
oglądana w dzieciństwie, gdy każdy zazdrościł Carringtonowi
basenu przed domem, ale wszyscy wiedzieli, że Carrington nie
istnieje. Nie wiem, czy autorka specjalnie wzięła się za
pogrubianie pewnych aspektów, żeby przerysować, podkreślić, a
tym samym napiętnować taki świat, czy jakąś niby-rzeczywistośc
oglądała zza wysokiego płotu i wyobraziła sobie, że tam w środku
tak może być.
Zgrzytało mi, w
czekoladowym deserze chrzęścił plastik.
I dobrze, że słońce
na niebie – rozpuściło mi tę czekoladową powieść na języku...
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz