czwartek, 5 kwietnia 2012

TOKARCZUK PODCHODY Z RZECZYWISTOŚCIĄ

OLGA TOKARCZUK
„MOMENT NIEDŹWIEDZIA”
WYDAWNICTWO KRYTYKI POLITYCZNEJ, WARSZAWA 2012

Podchody to taka gra, którą ja akurat poznałam w czasie krótkiego mojego, acz intensywnego, udziału w zgromadzeniu pod tytułem harcerstwo. I podchody polegają na tym, że jedna grupa ucieka i zostawia drugiej grupie ślady – jakieś strzałki z patyków, chustki na drzewie, napisy na ścieżce. Najlepiej, gdy odbywa się to w lesie, bo wtedy drzewa zasłaniają drogę ucieczki i jest dużo trudniej, a więc dużo zabawniej. Potem ewentualnie, jeśli jest wystarczająco dużo energii, grupy mogą się zamienić i ta druga staje się uciekającą i zostawiającą ślady. 
Tokarczuk urządziła sobie podchody z rzeczywistością. I wcale nie jest tak, że to rzeczywistość zawsze ucieka. Olga też doskonale potrafi się kryć i maskować przed rzeczywistością. We wszystkich jej książkach gdzieś na dnie, w „międzylinijkowie” zawsze jest taka zabawa. Ale „Moment niedźwiedzia” to zapis takiej gry, otwarte zawody, gdzie jest dużo śmiechu, ale też płaczu i walki. Każdy przecież, podejmując jakąkolwiek grę, chce wygrać.
Zastygłam.
Byłam zafascynowana.
Pożerałam tę książkę, wgryzając się w każdą stronę. Obok niebieskiej okładki urósł stos karteczek z notatkami, wszelkie „sprawdzić”, „!!!” i zadziwienia na stronach, wyryte ołówkiem dla późniejszego rozeznania. 
Zakochałam się w niedźwiedziu, stojącym w kolejce do kiosku, który trochę istnieje, a trochę nie. Zakochałam się w genialnym tekście o segregacji śmieci. 
Zakochałam się w jeszcze lepszym tekście o języku polskim.
Tym razem to Tokarczuk, którą okrojono z fabuły – została sama esencja. Czyta filozofia, psychologia, rozważania nad istotą świata. Ale mimo iż są to teksty zaangażowane (głównie zaangażowane w myślenie), to nawet w nich przemyca magię, nawet w nich gdzieś w fakturze papieru, można znaleźć realizm magiczny, nawet w nich słychać perlisty śmiech, odbijający się od gór. Bo mimo iż Tokarczuk ma wyrobiony, wytresowany, wyczytany i wy-myślony (od myślenia, a nie zmyślania) własny, wsobny, ostry światopogląd, okraszony jest zawsze kruszonką ironii, ozdobiony uśmieszkiem, przyczepionym do jej włosów i wegetariańskich posiłków. 
To zbiór tekstów z rożnych lat – głównie z „Krytyki politycznej”, ale też z przemówień autorki - na przykład na uroczystości wręczenia nagrody Pomost Berlin. 
Teksty są podzielone na trzy części – pierwsza to „Heterotopie”.
To część, w której Tokarczuk skalpelem rozcina ciało rzeczywistości zastanej, zagląda w sam środek i diagnozuje. To punkty do zmiany świata, to rany, które bolą, to miejsca, które chce zabliźnić. To stosunek ludzi do zwierząt i do homoseksualistów, do rodzicielstwa i do płci.
Druga część to „Pliki podróżne” - takie obrazki, migawki, łapanie momentów. To jak podglądanie stron pamiętnika pisanego na kolanie na dworcu, na gorąco, żeby nie uleciała żadna myśl – ale absolutnie nie są to myśli nieważkie. Tokarczuk tropi filozofię w każdej rzeczywistości, nie przechodzi obojętnie obok najmniejszego kamyka, znaku drogowego i jego interpretacji, niedzielnego pikniku służących, gry planszowej „Życie Jezusa” czy włosów na głowie przechodnia. 
A w Amsterdamie, z którego chyba najwięcej jest pocztówek z pozdrowieniami dla świata, upatruje chyba swojej własnej heterotopii, swojej realizacji niemożliwego. 
„Pstrąg w migdałach” czyli trzecia część (niestety ostatnia) to jej otoczenie, jej tu i teraz, jej Polska, która opływa ją rzeką Odrą i jej szopka w Bardzie, którą wymyśliła, a która się stała. To całe zło i całe dobro, które jest. Rozczulające, pomimo że czasem okrutne. Rozczulające, bo na wyciągnięcie dłoni. To teren wokół własnego domu, który trzeba przekopać – zmieniać ciężką pracą, choćby takim „Momentem niedźwiedzia”, od którego może się zacząć czyjeś myślenie.
Tokarczuk jest tak fascynująca, bo nie szuka wielkich tematów, nie filozofuje na wyrost i do książek. Znajduje punkt wyjścia do swoich rozważań (albo to właściwie on znajduje ją) we wszystkim co dookoła. Przerzuca stosy fascynujących lektur (choćby Jean Rolin lub Judith Butler), ogląda filmy („Matrix”), przegląda zdjęcia, wygląda przez okno, słucha radia i współpasażerów w środkach transportu miejskiego. Nie zasłania ni uszu ni oczu, otwiera się cała na świat, by wyłapać wszystkie drobiny, nad którymi warto się pochylić – płeć, bezpańskie psy, pochodzenie dreadów i pstrąga w migdałach, a potem rozbiera na ich podstawie człowieka-cebulę. Tego, który ma w sobie tyle warstw - bo ma i miłość, i płeć, i okrucieństwo dla zwierząt, i zgodę/niezgodę na zastaną rzeczywistość. Może ją fascynować fikcyjna Elizabeth Costello na równi z prawdziwym Coetzeem – każdemu daje głos. Każdego słucha. Każdemu daje prawo, by się ubiegać o jej uwagę. I w tym tkwi jej siłą – słucha, by opowiadać. Po to, żebyśmy my mogli słuchać.
W jednym z rozdziałów („Mały stronniczy przewodnik po Polsce dla Niemców z racji wstąpienia do Unii Europejskiej”) Tokarczuk pisze:
„Kultura i sztuka
Najwyższy współczynnik spoetyzowania na głowę jednego mieszkańca. W Polsce wiersze pisze około 100 tysięcy ludzi, w tym dwoje noblistów, mieszkających na dodatek w jednym mieście – Krakowie.” [s.139]
Ja bym do tego opisu dodała jedną pisarkę, raczej prozatorkę, mieszkającą akurat gdzie indziej, bo w Sudetach, która na Nobla zasługuje...

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Krytyki Politycznej]

6 komentarzy:

  1. czytając Twoją recenzję, cisnęły mi się na usta słowa, które zresztą umieściłaś w ostatnim akapicie: "Nobel dla Tokarczuk".

    PIĘKNY, CUDNY tekst, pod którego każdym zdaniem podpisuję się całym serduchem.
    I napiszę to, wbrew wszystkim, co twierdzą, że to głupi komentarz:

    MUSZĘ przeczytać. MUSZĘ kupić. Pozaznaczać, pokreślać, pozakładać zakładkami. I zapamiętać.

    Wielkie dzięki za tą recenzję, która jest czymś więcej niż tylko recenzją książki...

    OdpowiedzUsuń
  2. No. Już zamówiłam. Szaleństwo. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Oleńko - już zatem nie mogę doczekać się Twojej opinii!!!! Drżałabym trochę o nią, skoro po mojej "namowie" kupiłaś książkę, ale nie będę drżała, bo wierzę w Tokarczuk :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Wierzę w Tokarczuk" - no to jest nas dwie :-)
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapisuję tytuł na listę. Dziękuję. Tokarczuk zachwyciła mnie swego czasu swoją "Anną In" - tam właśnie odkryłam jej "nieoznaczoność" i spodobało mi się.

    OdpowiedzUsuń
  6. Niedawno poznałem Tokarczuk w "Prawieku..." wiadomość o Noblu ucieszyła mnie a dzięki Twojej recenzji pędzę do księgarni po niedżwiedzia.

    OdpowiedzUsuń