poniedziałek, 16 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 4

DZIEŃ 4 – KSIĄŻKA, KTÓRA PRZYPOMINA CI O DOMU

Jest, jest taka jedna, która od razu przyszła mi na myśl... I wcale to nie książka z dzieciństwa, a przynajmniej nie taka, którą czytałam jedna ręką przewracając strony, a drugą w tym czasie ssąc zawzięcie.

Czytałam ją pierwszy raz (tak naprawdę całą i do końca) w liceum. To „Nad Niemnem” w trzech tomach, wydanie w piaskowej okładce, w twardej obwolucie, bez żadnego obrazka, obciągniętej płótnem. Czytałam ją na zajęcia. Lubiłam czytać od zawsze, ale do „Nad Niemnem” jak i do „Chłopów” podchodziłam nieufnie. Nie wierzyłam, że może mnie ta książka zachwycić, że będę zaczarowana śledzić losy bohaterów, że magicznie popłynę ta rzeką i będę podglądać postacie, że opisy przyrody mnie zafascynują – nigdy ich nie omijałam, a tutaj wprost łapczywie smakowałam i chłonęłam. A przypomina mi o domu, bo dokładnie pamiętam, gdy miałam „ją zadaną”. Leżałam chora w łóżku i nie miałam już siły czytać. I przyszła mi poczytać moja Mama. Czytała, czytała, a ja słuchałam i zdrowiałam. Gdy było mi lepiej, zabierałam od niej tom, gdy gorzej, znów podczytywała mi jakiś fragment. Później, już na pierwszym roku studiów, musiałam (chciałam!) do „Nad Niemnem” powrócić. I poprosiłam Mamę – „Poczytaj mi, Mamo!” i znów, jak najbardziej, najboleśniej pełnoletnia leżałam w łóżku i słuchałam polskiej wsi i szalonej miłości.

Druga książka, też klasyka, to „Lalka” Prusa z ilustracjami Antoniego Uniechowskiego. Gdy byłam mała moi Rodzice mieli oczywiście osobny regał na swoje dorosłe książki. Ja, jako mała dziewczynka chodziłam obok nich, zainteresowana czasem mocniej, niż swoimi książkami z wierszami i z fantastycznymi historiami. Brałem do ręki poszczególne i „czytałam”. Najbardziej lubiłam trzytomową „Lalkę” ze względu na tytuł i na obrazki. Zasiadałam, czując się dorosła i mądra, brałam do ręki ogromny tom pierwszy i czytałam:

„W początkach roku 1878, kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny, warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia niemniej gorąco interesowała się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J. Mincel i S. Wokulski.”

Nie rozumiałam nic, żadnego pokoju san-stefańskiego, sklepu GALANTERYJNEGO i słowa, które pamiętam do dziś najbardziej z całego tego czytania „SUBIEKT” – dziwnego i tajemniczego. Nie doczytałam nigdy dalej, niż do trzeciej strony i odkładałam „Lalkę” na półkę idąc do lalek – do następnego razu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz