DZIEŃ 5 –
KSIĄŻKA NON-FICTION, KTÓREJ CZYTANIE SPRAWIŁO CI NIEKŁAMANĄ
PRZYJEMNOŚĆ
Na myśl jako pierwsza przyszła mi książka „Gaumardżos!” Anny
Dziewit-Meller i Marcina Mellera. Co prawda nie czytałam jej, a
słuchałam audiobooka w wykonaniu samych autorów. Jednak
wysłuchanie jej sprawiło mi niekłamaną przyjemność. Mimo iż
sądzę, że autorzy nie powinni sami recytować swoich dzieł. Nie
umieją ich interpretować, odpowiednio działać na czytelnika
głosem, bawić się tekstem, dodawać znaczenia poprzez zawieszenie
głosu, nie umieją wczuć się w role – do dobrego przeczytania
audiobooka trzeba być aktorem! Ale tu słuchałam z radością, bo
treść była dla mnie ważniejsza. Słuchałam o suprach – tych
wystawnych obiado-kolacjach, które przeciągają się czasem do
śniadania, na których jest mnóstwo jedzenia, mnóstwo ludzi,
mnóstwo toastów i do których nie trzeba mieć specjalnej okazji.
Wystarczy, że jedna sąsiadka zaprosi drugą, a zaraz przyjdzie
trzecia, każda weźmie męża i dzieci i dzieje się samo. Potem Ty
możesz zaprosić mnie, ale jeśli następna supra będzie u mnie –
też nie ma sprawy. Pożyczone krzesła i jedzenie rękami. Wciąż
pełny uginający się stół.
Fascynowała mnie familiarność, jaką opisują Mellerowie.
Zastanawiałam się, czy to cała Gruzja, czy tylko ten wycinek,
który oni doskonale znają, Gruzja mellerolubna – mają tam
przyjaciół, tam brali ślub, bo Gruzję uważają za swoje miejsce
na ziemi. Zastanawiałam się, czy ja zobaczyłabym taki sam świat,
gdybym tam pojechała.
Ale ten kraj to nie tylko dobro. Jest też wojna, jest też małe,
wręcz nijakie znaczenie kobiet – często są zmuszane do aborcji,
nieważne, czy chcą dziecka, czy nie, często są tylko tłem,
cieniem. Jest ciężka sytuacja polityczna. Są ofiary. I o tym też
piszą – głównie Marcin, który był, przez przypadek,
korespondentem wojennym w Gruzji. Pisze o dużej ilości wódki,
którą musiał w siebie wlać, gdy już wracał, o tym, jak spał
nieprzerwanie cały dzień, a i tak pewnie siedzi w nim to, co
widział, nie zaspał tego, nie zapił.
A mimo to pozwolili mi zakochać się w Gruzji.
„'Uczta w pergoli' to dzieło, którego reprodukcje w Gruzji
znajdziecie wszędzie. Obraz, na którym trzej mężczyźni siedzą
za zastawionym stołem, to symbol tego kraju, taki jak naszego 'Bitwa
pod Grunwaldem'. Przyznajmy uczciwie, że wspaniała jest kultura,
która na swoim najważniejszych obrazach umieszcza nie pola bitew,
nie zwłoki rycerskie i połamane chorągwie, ale ucztę, ludzi,
którzy są szczęśliwi, wino i jedzenie. I psa. Tego popołudnia
wracając z uczty u nieznanego mi i nigdy więcej już niespotkanego
Wissariona, czułam się jakbym właśnie wyszła z tego płótna.
Wolę wychodzić z 'Uczty w pergoli' niż z 'Bitwy pod Grunwaldem'.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz