czwartek, 26 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 5


DZIEŃ 5 – KSIĄŻKA NON-FICTION, KTÓREJ CZYTANIE SPRAWIŁO CI NIEKŁAMANĄ PRZYJEMNOŚĆ

Na myśl jako pierwsza przyszła mi książka „Gaumardżos!” Anny Dziewit-Meller i Marcina Mellera. Co prawda nie czytałam jej, a słuchałam audiobooka w wykonaniu samych autorów. Jednak wysłuchanie jej sprawiło mi niekłamaną przyjemność. Mimo iż sądzę, że autorzy nie powinni sami recytować swoich dzieł. Nie umieją ich interpretować, odpowiednio działać na czytelnika głosem, bawić się tekstem, dodawać znaczenia poprzez zawieszenie głosu, nie umieją wczuć się w role – do dobrego przeczytania audiobooka trzeba być aktorem! Ale tu słuchałam z radością, bo treść była dla mnie ważniejsza. Słuchałam o suprach – tych wystawnych obiado-kolacjach, które przeciągają się czasem do śniadania, na których jest mnóstwo jedzenia, mnóstwo ludzi, mnóstwo toastów i do których nie trzeba mieć specjalnej okazji. Wystarczy, że jedna sąsiadka zaprosi drugą, a zaraz przyjdzie trzecia, każda weźmie męża i dzieci i dzieje się samo. Potem Ty możesz zaprosić mnie, ale jeśli następna supra będzie u mnie – też nie ma sprawy. Pożyczone krzesła i jedzenie rękami. Wciąż pełny uginający się stół.
Fascynowała mnie familiarność, jaką opisują Mellerowie. Zastanawiałam się, czy to cała Gruzja, czy tylko ten wycinek, który oni doskonale znają, Gruzja mellerolubna – mają tam przyjaciół, tam brali ślub, bo Gruzję uważają za swoje miejsce na ziemi. Zastanawiałam się, czy ja zobaczyłabym taki sam świat, gdybym tam pojechała.
Ale ten kraj to nie tylko dobro. Jest też wojna, jest też małe, wręcz nijakie znaczenie kobiet – często są zmuszane do aborcji, nieważne, czy chcą dziecka, czy nie, często są tylko tłem, cieniem. Jest ciężka sytuacja polityczna. Są ofiary. I o tym też piszą – głównie Marcin, który był, przez przypadek, korespondentem wojennym w Gruzji. Pisze o dużej ilości wódki, którą musiał w siebie wlać, gdy już wracał, o tym, jak spał nieprzerwanie cały dzień, a i tak pewnie siedzi w nim to, co widział, nie zaspał tego, nie zapił.
A mimo to pozwolili mi zakochać się w Gruzji.
„'Uczta w pergoli' to dzieło, którego reprodukcje w Gruzji znajdziecie wszędzie. Obraz, na którym trzej mężczyźni siedzą za zastawionym stołem, to symbol tego kraju, taki jak naszego 'Bitwa pod Grunwaldem'. Przyznajmy uczciwie, że wspaniała jest kultura, która na swoim najważniejszych obrazach umieszcza nie pola bitew, nie zwłoki rycerskie i połamane chorągwie, ale ucztę, ludzi, którzy są szczęśliwi, wino i jedzenie. I psa. Tego popołudnia wracając z uczty u nieznanego mi i nigdy więcej już niespotkanego Wissariona, czułam się jakbym właśnie wyszła z tego płótna. Wolę wychodzić z 'Uczty w pergoli' niż z 'Bitwy pod Grunwaldem'.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz