czwartek, 26 kwietnia 2012

SMUTNY KOMISARZ


MIKA WALTARI
„TAK MÓWIĄ GWIAZDY, PANIE KOMISARZU”
(TŁ.SEBASTIAN MUSIELAK)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2012

Czekałam na niego z utęsknieniem. Czekałam, aż komisarz Palmu znów wejdzie do akcji i swoim genialnym zmysłem obserwacji i umiejętnością analizy dowodów zaskoczy swojego podopiecznego. Delikatnie upokorzy, naśmiewając się z jego bujnej wyobraźni. Podszczypie przewrotnym poczuciem humoru. Tymczasem...
W komisariacie ogromne zmiany... Dawny asystent – pisarz i marzyciel – awansował. Jest teraz przełożonym Palmu i szumnie, dumnie tytułuje się „panem sędzią”. Naczelnik helsińskiego wydziału zabójstw pojechał na urlop i to sędziemu, nie Palmu, powierzył pieczę nad posterunkiem. Komisarz - niby jak zawsze – pije kawę, czyta gazetę, nogi, gdyby mógł, zarzucałby na biurko, ale jest jakiś zgaszony, inny, wyciszony. Może wie, że to ostatni tom jego niezwykłego geniuszu objawia się czytelnikom? Może zdaje sobie sprawę, że ostatni raz rozwiąże dla nas zagadkę? Jest inny. Mam wrażenie, że mniej błyskotliwy. Na pewno mniej uśmiechnięty. Na pewno inaczej żartuje – ciszej, bardziej pod nosem... I gdy przychodzi mu łatać dziury w śledztwie, których narobił sędzia – jest jakiś pokorny. Bez uszczypliwości. A były asystent jak zwykle, mimo stanowiska, rozśmiesza zgrabnym omijaniem dowodów, zakładaniem z góry rozwiązania, fantazją...
Gdy starsza pani znajduje w parku martwego mężczyznę, z ochotą zakłada, że to pijak, który zatruł się zanieczyszczonym alkoholem. Z nonszalancją ignoruje rozbity na drzewie obok samochód, mniemając, iż to zupełnie inna sprawa. Gdy okazuje się, że denatem był Fredrik Nordberg – znany filatelista i astrolog amator – z chęcią i nadzieją pochwały, zakłada kto jest zabójcą. Idzie po omacku, na ślepo, byle szybciej i z większym rozmachem. A Palmu patrzy przez starą, cenną lunetę, której właścicielem był Nordberg i dokładnie bada każdy szczegół. Jak zawsze – tyle tylko, że na końcu pozwala sędziemu uczestniczyć w tryumfie.
Mimo wszystko kocham wciąż tego inteligentnego policjanta. Uwielbiam funkcjonariuszy, którzy dostają rozkaz o przeczesaniu terenu parku i zbierają patyczki po lodach i lizakach, monety i porzucone w krzakach fragmenty damskiej bielizny. A wszystko skrzętnie zaznaczają na mapie – każdy rodzaj znaleziska innym kolorem. Uwielbiam sędziego, któremu wystarczą obcisłe spodnie na pośladkach podejrzanej, żeby przestał słuchać jej zeznań. Uwielbiam Palmu, który zawsze i wszędzie z chęcią pije kawę, ale nieustannie węszy. Uwielbiam, gdy w obrabowanym domu idzie najpierw do toalety – dlaczego? Bo przecież zdenerwowany włamywacz musi dostać rozstroju żołądka i skorzystać z ustępu – a tam może zostawić znaczący ślad!
Brakowało mi co prawda małych, lakonicznych, acz dowcipnych, streszczeń na początku każdego rozdziału, które wprawiały mnie w dobry nastrój i powodowały wybuchy śmiechu nim ponownie zaczęłam czytać i nim mój ukochany Palmu w ogóle się odezwał. Brakowało mi jego prztyczków w nos. Brakowało celowego zwodzenia – przez to koniec był mniej spektakularny.
Ale za pewne cytaty znów puszczam oko do Waltariego i żałuję, że Palmu nie będzie już dla mnie policjantem....

„N-nie, n-nie słyszałem nawet, że-żeby jakiś filatelista za-zabił innego filatelistę z powodu znaczka. Nie, nie. - Uspokoił się i starł pot z czoła; odzyskał panowanie nad sobą. - Bibliofile to inna sprawa. Po nich to się można wszystkiego spodziewać.” [s.115]

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

1 komentarz:

  1. Zamierzam przeczytać, bo lubię tego autora, a jego kryminałów jeszcze nie znam i jestem bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń