MIKA WALTARI
„TAK MÓWIĄ GWIAZDY,
PANIE KOMISARZU”
(TŁ.SEBASTIAN
MUSIELAK)
WYDAWNICTWO LITERACKIE,
KRAKÓW 2012
Czekałam na niego z
utęsknieniem. Czekałam, aż komisarz Palmu znów wejdzie do akcji i
swoim genialnym zmysłem obserwacji i umiejętnością analizy
dowodów zaskoczy swojego podopiecznego. Delikatnie upokorzy,
naśmiewając się z jego bujnej wyobraźni. Podszczypie przewrotnym
poczuciem humoru. Tymczasem...
W komisariacie ogromne
zmiany... Dawny asystent – pisarz i marzyciel – awansował. Jest
teraz przełożonym Palmu i szumnie, dumnie tytułuje się „panem
sędzią”. Naczelnik helsińskiego wydziału zabójstw pojechał na
urlop i to sędziemu, nie Palmu, powierzył pieczę nad posterunkiem.
Komisarz - niby jak zawsze – pije kawę, czyta gazetę, nogi, gdyby
mógł, zarzucałby na biurko, ale jest jakiś zgaszony, inny,
wyciszony. Może wie, że to ostatni tom jego niezwykłego geniuszu
objawia się czytelnikom? Może zdaje sobie sprawę, że ostatni raz
rozwiąże dla nas zagadkę? Jest inny. Mam wrażenie, że mniej
błyskotliwy. Na pewno mniej uśmiechnięty. Na pewno inaczej żartuje
– ciszej, bardziej pod nosem... I gdy przychodzi mu łatać dziury
w śledztwie, których narobił sędzia – jest jakiś pokorny. Bez
uszczypliwości. A były asystent jak zwykle, mimo stanowiska,
rozśmiesza zgrabnym omijaniem dowodów, zakładaniem z góry
rozwiązania, fantazją...
Gdy starsza pani
znajduje w parku martwego mężczyznę, z ochotą zakłada, że to
pijak, który zatruł się zanieczyszczonym alkoholem. Z nonszalancją
ignoruje rozbity na drzewie obok samochód, mniemając, iż to
zupełnie inna sprawa. Gdy okazuje się, że denatem był Fredrik
Nordberg – znany filatelista i astrolog amator – z chęcią i
nadzieją pochwały, zakłada kto jest zabójcą. Idzie po omacku, na
ślepo, byle szybciej i z większym rozmachem. A Palmu patrzy przez
starą, cenną lunetę, której właścicielem był Nordberg i
dokładnie bada każdy szczegół. Jak zawsze – tyle tylko, że na
końcu pozwala sędziemu uczestniczyć w tryumfie.
Mimo wszystko kocham
wciąż tego inteligentnego policjanta. Uwielbiam funkcjonariuszy,
którzy dostają rozkaz o przeczesaniu terenu parku i zbierają
patyczki po lodach i lizakach, monety i porzucone w krzakach
fragmenty damskiej bielizny. A wszystko skrzętnie zaznaczają na
mapie – każdy rodzaj znaleziska innym kolorem. Uwielbiam sędziego,
któremu wystarczą obcisłe spodnie na pośladkach podejrzanej, żeby
przestał słuchać jej zeznań. Uwielbiam Palmu, który zawsze i
wszędzie z chęcią pije kawę, ale nieustannie węszy. Uwielbiam,
gdy w obrabowanym domu idzie najpierw do toalety – dlaczego? Bo
przecież zdenerwowany włamywacz musi dostać rozstroju żołądka i
skorzystać z ustępu – a tam może zostawić znaczący ślad!
Brakowało mi co prawda
małych, lakonicznych, acz dowcipnych, streszczeń na początku
każdego rozdziału, które wprawiały mnie w dobry nastrój i
powodowały wybuchy śmiechu nim ponownie zaczęłam czytać i nim
mój ukochany Palmu w ogóle się odezwał. Brakowało mi jego
prztyczków w nos. Brakowało celowego zwodzenia – przez to koniec
był mniej spektakularny.
Ale za pewne cytaty
znów puszczam oko do Waltariego i żałuję, że Palmu nie będzie
już dla mnie policjantem....
„N-nie, n-nie
słyszałem nawet, że-żeby jakiś filatelista za-zabił innego
filatelistę z powodu znaczka. Nie, nie. - Uspokoił się i starł
pot z czoła; odzyskał panowanie nad sobą. - Bibliofile to inna
sprawa. Po nich to się można wszystkiego spodziewać.” [s.115]
[Książkę otrzymałam
dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]
Zamierzam przeczytać, bo lubię tego autora, a jego kryminałów jeszcze nie znam i jestem bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuń