czwartek, 12 kwietnia 2012

BRATU, BRACISZKOWI

BEN RICE
„POBBY I DINGAN”
(LECH JĘCZMYK)
MEDIA RODZINA, POZNAŃ 2003

Jest taka książka, którą zna niemal każdy, a już na pewno każdy wie, o czym jest. Na imię tej książce „Mały Książę” i jest o Księciu z odległej planety, który pojawia się na ziemi i uczy się przyjaźni i uczy nas miłości. I ja mam taką magiczną szkatułkę, ulokowaną tuż koło serca, w której trzymam książki „małoksiążęcopodobne”. Pobby i Dingan zdecydowanie są przyjaciółmi Małego Księcia.
To króciutka książka, którą położyłam sobie przy łóżku przed zaśnięciem. Gdy rano się obudziłam sięgnęłam po okulary i natrafiłam na pomarańczową okładkę. Tak jakoś, jeszcze przed śniadaniem, zaczęłam czytać. Tak jakoś, jeszcze przed śniadaniem, skończyłam. Płakałam i śmiałam się nad nią, a na śniadanie zjadłam lody, żeby uszczęśliwić dziecko w sobie.
W małym miasteczku w Australii, gdzie nie ma nic, prócz jednego baru i kopalni opali, mieszka Ashmol ze swoimi rodzicami i młodszą siostrą Kellyanne. Dziewczynka ma dwójkę przyjaciół – Pobbiego i Dingan, którzy jedzą batoniki w fioletowych opakowaniach, którzy dostają po jednym kolorowym lizaku, wtedy, gdy dostaje taki Kellyanne, Dingan nosi w pępku ozdobę z opalu, a Pobby trochę utyka. I jeszcze jedno – są niewidzialni. Widzi ich tylko Kellyanne, a rodzice czasem udają, ale często siadają na nich, albo zapominają zabrać ich do samochodu, gdy odjeżdżają. Większość mieszkańców miasteczka zna Pobbiego i Dingan, kłaniają im się na ulicy i machają ręką, gdy idą po drugiej stronie jezdni. Ashmol jako jedyny drwi z siostry, jako jedyny krzyczy w głos, że oni nie istnieją i sądzi, że wymyśliła ich po to, by dostawać dwa lizaki więcej. Ale Kellyanne nigdy nie zjada lizaków Pobbiego i Dingan – zawsze zostawia je im.
Któregoś dnia tata zabiera przyjaciół do pracy w kopalni i zapomina przywieźć ich z powrotem do domu. Pobby i Dingan zaginęli, a Kellyanne popada w depresję i choruje z rozpaczy i tęsknoty za rodzeństwem. Niknie w oczach, po matulku wiotczeje. Zanika jej ciało i myśli, zanika blask w oczach i nadzieja.
Ashmol postanawia uratować siostrę – rozpoczyna poszukiwania Pobbiego i Dingan na własną rękę.
To opowieść magiczna. O tym, jak całe miasteczka może szukać dwóch niewidzialnych przyjaciół. O tym, jak całe miasteczko jednoczy się, bo potrzebuje tego mała dziewczynka. O tym co najważniejsze – o wspólnocie, miłości, przyjaźni, ale też o rodzinie. A przede wszystkim o miłości braterskiej/siostrzanej. O tym, że możemy się kłócić ze swoim rodzeństwem, możemy wyśmiewać trzy lizaki, ale gdy siostra/brat najbardziej tego potrzebuje musimy uwierzyć w niewidzialne. O tym, że więzi braterskie to nie jest sznurek, który łatwo przeciąć, to gruby węzeł, nie do ruszenia. O tym, że jeśli trzeba w pustej kopalni znajdzie się najpiękniejszy i największy opal, żeby kupić siostrze co tylko zechce. O tym, że czasami trzeba pozwolić rzeczom dziać się.
Myślę o moim Bracie i myślałam o nim czytając tę książkę. O magii, jaka łączy Nas i o tym, że zawsze chciałabym być w pogotowiu, zawsze mieć światełka, lizaki i kolorowe ogłoszenia do rozwieszenia w każdym miejscu na kuli ziemskiej, jeśliby tego potrzebował. Że mam nadzieję, że nigdy nie będę wątpić w jego Pobbiego i Dingan, że zawsze będę godną siostrą, która będzie miała w zanadrzu zapas fioletowych batoników. Że nigdy Go nie zawiodę. 
I żeby już całkiem było sentymentalnie, to jako ilustrację muzyczną włączę sobie piosenkę z dzieciństwa
Bo o tym jest ta książka – o tym, że można być dla drugiego człowieka wróżką/czarodziejem...

1 komentarz:

  1. Wracajmy do czasów, kiedy byliśmy brzdącami...wtedy patrzmy z półmetrowej wysokości na świat i uśmiechajmy się do niego...

    OdpowiedzUsuń