piątek, 13 kwietnia 2012

30 DNI Z KSIĄŻKAMI – DZIEŃ 3

DZIEŃ 3 – KSIĄŻKA, KTÓRA CIĘ KOMPLETNIE ZASKOCZYŁA

Zaskoczenia są różne. Różne poziomy otwierania oczu ze zdumienia. Różne smaki zdziwienia na języku – czasem to wyjątkowa słodycz, a czasem gorycz, która spływa do przełyku, choć tak bardzo chcesz się jej pozbyć. Ja pomyślałam o tych dobrych zaskoczeniach, o tych, które mnie poniosły w dobre słowa, w zachwyt, w dobromyślenie...
Spisałam wszystkie tytuły, które od razu przyszły mi do głowy, gdy pomyślałam „książka-zaskoczenie”. Gdy strumień świadomości minął i zaczęłam się zastanawiać, odłożyłam długopis – byłoby zbyt wiele tytułów, nie zmieściłyby się w literach...
Jako pierwsza na myśl przyszła „Siostrzyca”, bo czytana niedawno, bo od razu wiedziałam, że to książka wyjątkowa. Zaskoczyła mnie, owszem, zakończeniem, ale też językiem (i tłumaczeniem, którego wagę wciąż podkreślam!), postacią Florence, dziewczynki, która stworzyła własny świat, własny język, własny kokon. Suspens w książkach jest częsty – jest „Bez wyjścia” i jest „Emma i ja”, które opierają się na nim i zostawiają czytelnika w kompletnym osłupieniu. Ale mnie zaskakuje nie tylko to – zaskakuje mnie na przykład forma - „My to mamy speeda” było dla mnie odkryciem – puste strony, nielinearna akcja, przemyślenia pomieszane z bezmyślnością. Zaskoczyła mnie „Gra w klasy” - gdy dotarłam do jednej trzeciej autor nalazł mi przeskakiwać ze strony na stronę, błądzić po grubym tomie, szukać rozdziałów, badać zawartość, okazywało się nagle, że wszystko, co wyczytałam w pierwszej części, tej czytanej normalnie, przewraca się na drugą stronę, zobaczyłam trzewia, pomyślałam, że byłam głupia, zakładając coś, co mi się ostatecznie tylko wydawało... Zaskoczyło mnie moje pierwsze zetknięcie z Couplandem – to, że można tak pisać, tak mądrze, dowcipnie, dosadnie, tak rozwierając przyszłość i zaglądając do niej jednym okiem, by przemycić co nieco, tak grać z czytelnikiem w grę, której zasad tak naprawdę nie ma. Zaskoczył mnie „Smak języka” - do tej pory boję się wrócić do tej książki, bo podziałała na mnie niesamowicie sensualnie, na czas jej czytania zmieniałam się w kogoś innego, te zdania były jak ostrze – rozcięły mnie i wyjęły na zewnątrz moje serce... I zaskoczyły mnie – zupełnie odmiennie ”Modżiburki dwa”. Ta książka zaskoczyła mnie swoją delikatnością, swoim umiłowaniem zwyczajności, gołąbków, ale tylko tych jedzonych z Nim/z Nią, podróży na księżyc i złamanej nogi...

Koniec listy, muszę się zatrzymać. Ale mam nadzieję, że nigdy nie przestanę się dziwić literaturze...

3 komentarze:

  1. Marpil, dzisiaj ogłoszono nominacje do Nagrody Angelusa. Modżiburki są nominowane. Trzymamy kciuki! Ja ze względu na Twoją rekomendację, która zaowocowała na razie tym, że mam je na półce.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O proszę, ile tytułów do obadania!

    OdpowiedzUsuń
  3. Narobiłaś mi smaczka na "Modżiburki dwa" - sam tytuł przykuwa uwagę, gdyby nie ty nie miałabym pojęcia, że w ogóle powstało takie cuś i "Siostrzycę". Poszukam i obadam.

    Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń