poniedziałek, 14 lutego 2011

POWIEDZIEĆ WSZYSTKO, CO SIĘ WIE


HENRY HOBHOUSE
„ZIARNA BOGACTWA. PIĘĆ ROŚLIN, DZIĘKI KTÓRYM POWSTAŁY FORTUNY”
(TŁ. WOJCIECH GÓRNAŚ)
MUZA SA, WARSZAWA 2010 

Ciekawe ilu z Was odgadłoby o jakie rośliny może chodzić? Ja dobrze wytypowałam trzy. 
Do roślin, które rozrastają się w dolary i euro należą: kawa (punkt dla mnie), kauczuk (bez punktu), winorośl (punkt! - roślina, która przyszła mi na myśl, jako pierwsza), drewno (może drewna nie można nazwać rośliną, ale niech tam – bez punktu), tytoń (punkt, ja tu jeszcze dodałam nieco inną roślinkę).
Czekałam na tę pozycję z niecierpliwością. Spodziewałam się pozycji lotnej, pełnej przystępnie napisanych ciekawostek, śledzenia drogi każdej z roślin od ziarnka (…do ziarnka) i zapierających dech w piersiach historyjek. 
A potem brnęłam przez nią mozolnie… Bo owszem, wiedzy w tej książce jest ogromna ilość. Tylko po pierwsze nie zawsze wiedza to na temat (no bo na przykład dowiedziałam się skąd się wzięło słowo hooker (pol.prostytutka) w języku angielskim, ale nie ma to nic wspólnego z kauczukiem, o którym była mowa).
Po drugie napisana była językiem, który mi nie odpowiadał – suchym, oschłym, piaszczystym, trochę jak podręcznik (tylko nie bardzo umiem powiedzieć czego – historii?, geografii?, botaniki?, a czasem jak poradnik dobrego ogrodnika).
Jest tu wszystko – trochę historii, skąd, z jakiego obszaru dana roślina pochodzi, garść informacji o uprawie (nawet kilka akapitów o pasożytach, które zagrażają winorośli), odmianach, wpływu rządu na rozwój handlu (albo kościoła – bo w przypadku winorośli obrządek chrześcijański i użycie wina we mszy jest nie do przecenienia), gdzieś pomiędzy historia niewolnictwa, kto i dlaczego ma zyski z upraw oraz historia ekspresu do kawy i fermentacji drożdży.
Ta książka przypomina krajobraz – raz przewijające się za oknem równiny, które każą przymknąć oczy choćby na chwilę, a raz piękne, monumentalne góry, które się fotografuje na pamiątkę.
Bo są tu maleńkie klejnociki, rozsiane po tekście.
Czasem to oczywistości, które mi nie przyszły do głowy – jak fakt, że w XVIII w. w Dorzeczu Amazonki używano kauczuku do wyrobu świec – tamtejsze zwierzęta nie potrzebują grubej warstwy tłuszczu i nie było skąd wziąć łoju, by świece wytopić. Albo prosty fakt wykorzystania kauczuku w elektryce, który mnie oświecił jak piorun (no bo do tej pory jakoś nie uświadamiałam sobie, że przewody są osłonięte!).
Albo to, że wino nie było wytwarzane, zanim nie wymyślono glinianych naczyń (wcześniej przechowywano napoje w kozich skórach, w których na pewno dobrze by nie sfermentowały). 
Albo, że wino było tak bardzo cenione w dawnych czasach, bo picie wody było zbyt ryzykowne (a proces powstawania wina, czy piwa zabijał wszelkie drobnoustroje).
Zadziwił mnie fakt, że ponad 50 % całej wytwarzanej na świecie kawy pochłaniają Arabowie – a to dlatego, że nie uznają alkoholu (a widać każdemu człowiekowi jest potrzebna jakaś używka). Że najwcześniejszy udokumentowany sposób korzystania z kawy, to było żucie jej liści bądź ziaren, albo jedzenie jej w formie deseru: tłuczonych świeżych ziaren ze zwierzęcym tłuszczem (sic!)
Że hodowla tytoniu tak bardzo wyjaławia ziemię, iż można przez rok lub dwa zbierać plony, a potem musi 20 lat leżeć odłogiem, by się zregenerować. I że Niemcy potrafili ponoć odróżnić narodowość aliantów po zapachu dymu papierosowego (każdy miał swoją markę), a w armiach dostawali ogromne ilości papierosów, bo palenie tytoniu zmniejsza apetyt. A pół wieku temu w reklamach namawiano, by sięgnąć po papierosa, zamiast po cukierka, by zachować smukłą sylwetkę.
I świetnie mi się czytało o tym skąd pochodzi nazwa szkielet balonowy (przy budowie budynków) i że na skutek konfliktów Francji z Anglią Francuzi zawierali sojusze z Indianami i płacili za każdy skalp angielskiego drwala, więc Anglicy musieli oni chodzić do lasu z ochroną. Pogubiłam się natomiast dochodząc źródła tego konfliktu. I mniej przyjemnie czytało mi się, że metr sześcienny wejmutki był cztery razy droższy od drzew liściastych.
Musiałam w tej książce WYSZUKIWAĆ to, co może mnie zainteresować i to było naprawdę męczące.
Autor połknął chyba jakąś pigułkę wiedzy (bibliografia jest imponująca), ale w pewnym momencie przestał kontrolować swój strumień świadomości.
Lepiej więc czasem pohołdować starej, znanej prawdzie: mowa jest srebrem…
Chciałabym kiedyś wrócić do tej książki, gdy będę miała więcej cierpliwości do przekopywania się przez rządowe konflikty i zawiłości akcyzy. Na chwilę obecną mam zielonym fluorescencyjnym mazakiem zakreślone ciekawostki, które mnie urzekły i które czytałam na głos mojemu Mężowi podczas długiej podróży samochodem.

Moja ocena: 3/6

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA SA]

3 komentarze:

  1. No tak, ja postawiłam na kawę, kakao, wino i na ... konopie indyjskie hehehe. ;))) Widać, jaka mądrala ze mnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A co to jest fluorescencyjny mazak, którym można podkreślać "na chwilę obecną", a nie na wieczność? Nie mam takiego. Bardzo erudycyjna notka.
    A wyobraź sobie: wczoraj odpowiadałam na pytanie Czary o niedokończone książki i przypomniałam sobie o tytule, który bardzo do twojej lektury jest podobny. Porzuciłam go z powodu wyjazdu, który namotał mi w głowie i zapomniałam wrócić. A czytało się chyba dobrze. Sporo wiedzy, ale opowieść (chyba)ciekawa. Ja to jeszcze sprawdzę.
    Już mówię o co chodzi:
    "Historia świata w sześciu szklankach" Toma Standage`a.
    I zgodnie z tytułem są to dzieje cywilizacji z perspektywy napojów.
    No proszę... Zgadujemy: które z nich miały największy wpływ na ludzkość?
    Brawo. Dokładnie. A jakże!
    Piwo (Mezopotamia i Egipt).
    Wino (Grecja i Rzym).
    Kolonialne alkohole (rum Przede wszystkim - trunek założycielski Ameryki!).
    Kawa (Europa wyrastająca z islamu).
    Herbata (i Imperium Brytyjskie).
    Coca-cola (globalna wioska).

    Pomysł analogiczny. Cały wic w realizacji. Ja do tego wrócę i kiedyś ogłoszę światu, co o tym sądzę.

    A propos "Ziaren..." - trochę szkoda, że trzeba wyszukiwać i czytać selektywnie. Gdybyś jednak chciała być linearnie wierna, to lektura przedłużyłaby się na miesiąc... Zwłaszcza, że autor chyba lubił (tak wnioskuję) encyklopedyczną ścisłość i dygresyjne maniery zarazem.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Matyldo - konopie też były w moich strzałach - zaraz po winorośli... :-)

    tamaryszku - nie, ten mazak to na stałe, tylko chodziło mi o to, że poza tymi kilkoma/kilkunastoma mazakowymi podkreśleniami nie mam nic z tej książki, nie mam wciąż oglądu całości, bo zmęczona stylem nie mogłam objąć wszytskiego.
    Ja czytałam/czytam (bo zawalona innymi tytułami odłożyłam na chwilę i jakoś nie wróciłam jeszcze) "Radość picia" B.Holland - w gawędziarskim stylu o historii alkoholu, drinków, trochę z przymrużeniem oka, ale prawdziwie. Zupełnie inny styl, zupełnie inne podejście niż w "Ziarnach..." choć tyle samo wiedzy (pomniejszone o dygresje).
    Więc fakt - "cały wic w realizacji"!
    Pozdrawiam gorąco moja ty mistrzyni erudycyjno-poetycka!!!

    OdpowiedzUsuń