wtorek, 22 lutego 2011

W SAMYM ŚRODKU


HARUKI MURAKAMI
„1Q84 T.2”
(TŁ. ANNA ZIELIŃSKA ELLIOTT)
MUZA SA, WARSZAWA 2011 

O środkowym tomie pisać najtrudniej. 
Bo to jak chodzenie po linie, rozciągniętej wysoko w górze, nad budynkami, niemal przy samym księżycu – przełamanie strachu, by wejść już za nami, a koniec jeszcze daleko, więc nogi wciąż drżą. Nie można odetchnąć z ulgą, ani obejrzeć się za siebie i zobaczyć, jak długa była lina. Wciąż idziemy.
Tengo i Aomame nadal w roku 1Q84. Teraz dopiero każde z nich powoli zdaje sobie sprawę, że przyszła jakaś zmiana.
Tengo zaczyna pisać własną powieść, zachęcony ogromnym sukcesem „Powietrznej poczwarki”. Zaczyna jednak dostawać dziwne propozycje i powoli klaruje się sytuacja – Little people z powieści Fukaeri istnieją naprawdę i pukają do jego drzwi po to, by odebrać, co do nich należy.
Aomame zaś przygotowuje się ze starszą panią do wykonania swojej ostatniej pracy w życiu. Ma zlikwidować potężnego Lidera, który ma w swoich dłoniach losy kilku dziewczynek. Przerzuca je z ręki do ręki, nie dbając o to, że kaleczy, rani, że krwawią. Aomame ma sprawić, że żadna z nich nie będzie już cierpieć.
Obydwoje wciąż myślą o sobie – ale każde dla siebie, na własny rachunek, nie wierząc, że to drugie pamięta uścisk dłoni w opuszczonej klasie ponad dwadzieścia lat temu.
Na początku tomu tylko głośno przełykałam ślinę, bojąc się świata. To trochę sadystyczny thriller, jak rodzaj dziwnej, wstrząsającej gry psychologicznej. 
Aomame i Tengo zyskują w drugim tomie przewodników. Fukaeri prowadzi za rękę Tengo, a Lider wyjaśnia wiele Aomame. Dzięki temu my również dowiadujemy się dużo więcej, choć ta wiedza jest nieprzejrzysta, zasnuta dziwnym, zielonym mchem, takim jak na drugim księżycu.
Książka wyzwoliła we mnie mnóstwo emocji. Była taka scena, pod koniec tomu, scena ze zjeżdżalnią, kiedy złamałam na pół ołówek automatyczny trzymany w dłoni ze zniecierpliwienia, ze zdenerwowania, z chęci „by stało się”.
Poza tym kilka pytań (na przykład jaką parę ludzi, prawdziwych osób, wysłałabym w Arce Noego jako przedstawicieli ludzkiego gatunku).
I kilka odkryć ( na przykład o sens prawdziwej bezinteresownej miłości – Aomame mówi, że nie musi spotkać Tengo, by go kochać, ponieważ wystarczy jej to, że go pragnie).
Przy drugim tomie powoli wykluwają się pomysły, kiełkują teorie, wydaje mi się, że coś wiem, ale słowem kluczowym jest wydaje się. Do kwiatu wiedzy tak bardzo jeszcze daleko. 
Po cichu tłumaczę sobie dwa księżyce na niebie. „Dwa księżyce odzwierciedlają cień serca i umysłu” [s.340]
Po cichu odczytuję sens powietrznej poczwarki robionej z nitek powietrza.
Ale jest jedna pewność, którą MAM.
Że jak zawsze u Murakamiego chodzi o miłość.

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA SA]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz