wtorek, 4 lutego 2014

BOSKOPY, KOKSY, DRZEWA CIĘŻKIE OWOCAMI...

KATHARINA HAGENA
„SMAK PESTEK JABŁEK”
(TŁ. ALDONA ZANIEWSKA)
ŚWIAT KSIĄŻKI, WARSZAWA 2014

„Przez dziesiątki lat zintegrowała się w pełni z tym domem, i gdyby ktoś jej zrobił obdukcję, na podstawie zwojów jej mózgu albo układu żył w krwiobiegu , mógłby sporządzić plan poruszania się po domu.” [s.34]
A dom jest pełen zakamarków, sekretnych przejść, labiryntów zamków – jeden otwiera się dopiero wtedy, gdy drugi jest zamknięty i drzwi kuchenne wcale nie prowadzą z kuchni do świata, ani na odwrót. To stary dom, pełen własnych przyzwyczajeń i w podłodze wyrytych kroków.
Zaczyna się od pogrzebu, bo ta, która mapę domu miała wdrukowaną w serce, właśnie umiera. To babcia Bertha, która straciła siostrę, w czasie, gdy obie były jeszcze nastolatkami, która odziedziczyła po niej mężczyznę, która urodziła trzy córki i która spadła z drzewa, a potem nic już nie było takie samo – do drzwi jej głowy zapukała demencja.
Teraz Berthy już nie ma, choć pewnie krąży nieustannie po domu. Zapisała go w spadku Iris – najmłodszej w rodzinie. Czy myślała, że ona jako jedyna zechce tu zostać? Trzy córki Berthy poukładały sobie świat z dala od tego miejsca – jedna straciła w nim własną córkę, druga straciła w nim miłość, a trzecia straciła w nim siostry, bo z różnych powodów rozplotły się ręce z siostrzanego uścisku.
Iris jako jedyna myśli wciąż dobrze o tym domu. Na tydzień porzuca swoją pracę w bibliotece uniwersyteckiej i wchodzi w dom, żeby zobaczyć, co jej powie i jaką podjąć decyzję w sprawie jego przyjęcia. Zanurza się w przeszłość – otwiera szafę i wyciąga stare sukienki ciotek i babci – jako mała dziewczynka przebierała się w te same rzeczy i nie wyobraża sobie, by ten dom przemierzać w innych strojach. Teraz chce wejść w tamtą skórę, choć początkowo wydawała się za ciasna i sprawdzić dokąd zaprowadzi ją zatrzaśnięta na głucho pamięć.
To piękna, nastrojowa książka – słowa smakują w niej jabłkami – jedne boskopami, ulubionymi Anny, drugie pomarańczowymi koksami, które wolała Bertha. Jabłka są wszędzie – na drzewach, w słoikach, we wspomnieniach i trzeba po prostu nauczyć się je zbierać i robić z nich dżem, galaretkę, przecier, żeby nie uronić nic z tego, czym może podzielić się dom. Jest też miłość, czasem pachnąca jabłkami, ale niepewna, świeża, jeszcze niedojrzała. Jest też mnóstwo zazdrości, te specyficzne uczucia, jakie można określić tylko mianem siostrzanych, są jakieś śmierci i nawet trochę magii, bo jedna z ciotek Iris krzesa iskry z dłoni.
Gdy czytałam tę książkę o palce ocierało mi się rozpalone lato, ciężkie od wypadków, żarzące się mnóstwem emocji i niedopowiedzeń. Nic tu nie jest oczywiste, do ogryzka trzeba drążyć długo przez miąższ zdarzeń. Zanurzyłam się w niej i nie potrzebowałam wychodzić na zewnątrz, żeby zaczerpnąć powietrza – chciałam tylko nasycić się zapachem i smakiem owoców – nawet wiedząc, że pestki w środku są trujące...


[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Świat Książki]

2 komentarze:

  1. Pięknie napisałas o tej książce. Mnie ona także się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zauroczyła mnie, wybija się na tle innych czytadeł...

    OdpowiedzUsuń