środa, 13 czerwca 2012

ZŁOŚĆ HIPNOTYZUJE



MAGDALENA MIECZNICKA
„ZŁOŚĆ”
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2012

Marta jest nieśmiałą, zamkniętą w sobie dziewczyną. Pielęgnuje od dawna żal do ojca, który zostawił ją, gdy była małą dziewczynką. Zostawił w dziwnej Polsce, szedł w inną Polskę, taką, w której są kobiety niepodobne do jej matki – szczupłe, dobrze ubrane, o nasyconych czerwienią ustach, młodsze. I w której są pieniądze. Duże, szybkie, odurzające. Ona została w tej Polsce, która gotuje na obiad kapustę i marzy o blasku słońca na papierowej skórze.
Pielęgnuje w sobie złość, którą ćwiczy przed lustrem. Gdyby przypadkiem ojciec się do niej odezwał. Wykrzyczy mu w twarz swój mały pokój w bloku wobec jego rezydencji. Wykrzyczy mu wszystkie przegapione urodziny. Wykrzyczy odejście i nie wrócenie. Ćwiczy teatralne gesty, wie dokładnie, jak odgarnie włosy i jak założy je za ucho, odwracając się na pięcie, odchodząc – teraz ona.
Jednak, gdy kończy 16 lat, a w słuchawce słyszy głos sekretarki ojca, która umawia ją na wizytę z nim – potulnieje, tak, jak dyktuje jej charakter, myszowacieje, maleje, szarzy się i merda niewidzialnym ogonkiem na to spotkanie. Tęskni, jest tak naprawdę chyba nieutulona w swojej dziecięcości i bezojcowości. Na znak protestu – jedyny, jaki ją stać, spóźnia się 10 minut, ale jej ojciec jest wyrachowany, cyniczny, zorganizowany według kalendarza i o 10 minut skraca ich spotkanie. Ale wyciąga dłoń. A Marta nieopatrznie, niepomna wszystkich aktorskich ćwiczeń całuje ją z wdzięcznością – przyjmuje wszystkie zaproszenia na wakacje, na zimowiska, w odwiedziny do jego rezydencji pod Warszawą, gdzie żyje z nową, wymuskaną żoną. Czuje się tam źle, ma wyrzuty sumienia – jej światem są książki, intelektualne rozrywki, czysty świat. A Karolina i ojciec to blichtr, szampan, galerie handlowe i książki w skórzanych oprawach, które mają służyć wyłącznie ozdabianiu wnętrza. W rezydencji ojca nie ma nawet jej pokoju – jest pokój jakiejś Mai – kuzynki, siostrzenicy, czy kogoś takiego, dziewczyny-Amerykanki, roześmianej na każdym ze zdjęć, jakie zdobi ściany. Zazdrość, kolejna rzecz na z.... Ale Marta nie przestaje odwiedzać tego domu, uzależniona w pewien sposób, wyrywa te kawałki nie-do-bycia ojca, rekompensuje sobie, po swojemu dziecięcy świat.
Gdy przekracza dwudziestkę dostaje zaproszenie od ojca i Karoliny – chcą spędzić lato na luksusowym jachcie, pływając po Lazurowym Wybrzeżu. Gościem honorowym ma być Maja ze swoim amerykańskim chłopakiem. Marta niechętna wyjazdowi, niechętna Mai, która przeraża ją swoim wdziękiem, urodą i zażyłością z jej ojcem, poddaje się, gdy w drzwiach staje Brian. Opalony, nie w jej typie, w typie każdej zdrowej, wesołej Amerykanki, nonszalancki, pewny siebie... Marta tonie w jakimś dziwnym uczuciu, w jakiejś nowej, nieznanej sile, dołącza do załogi, idzie za Brianem jak zahipnotyzowana. Rozpoczyna swoją własną, prywatną sjestę wakacyjną, nie do końca przemyślaną, instynktowną, niebezpieczną...
Połykałam „Złość” dużymi kawałkami. Nie mogłam jej się oprzeć. Była dobra, choć w smaku można było wyczuć metaliczny posmak – przerażenie, niedowierzanie, obrzydzenie. Odsuwałam od siebie litery i przysuwałam z powrotem, zaczarowana ich mocą. Czułam się, jak chirurg, który patrzy na poruszające się, otwarte serce. W każdej chwili, wiedziony jakimś dzikim szałem i zapamiętaniem, może je chwycić w stalowy uścisk i zmiażdżyć. Przygadałam się tak bohaterom i miałam wrażenie, że to samo czuje autorka. Że ma w sobie wielką siłę sprawczą, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ich losy to jedno jej pociągnięcie piórem, że pulsujący na monitorze kursor może stanowić o czyimś być albo nie być. Złość, ale też władza, która z tej złości wynika, ma ogromną moc. Zemsta przetacza się od ust do koniuszków palców, zagarniając po drodze każdą jedną cząstkę istnienia Marty. Rośnie w siłę, bo do tej pory była mała i niedorozwinięta. Wystrzeliwuje w górę, sama nie wiedząc, jak zagra następnym razem. To jest w tej książce fascynujące – ta przemiana bohatera, to, jak z jednej osoby wyrasta nagle całkiem inna, taka, jakiej byśmy się nie spodziewali.
To książka duszna, książka – pułapka, w którą łatwo dać się schwytać. Jacht, mimo że wielki i luksusowy, płynie po morzu, ma zamknięte drogi ucieczki, jest jak pudełko, z zabitymi gwoździami wiekiem. Więzi bohaterów, skazuje na siebie i nas więzi w tej dramie, w tym teatrze, w którym każdemu rozpruwa się brzuch, sprawdza pod mikroskopem odruchy, odczucia, zachowania. Z tej pułapki nie wychodzi się prosto, po drabince, na ląd. W środku mnie cały czas obijają się fale Lazurowego Wybrzeża, słychać czyjś szloch, delikatne ocieranie się fal o burtę i syk szampańskich bąbelków. I delikatne, prawie nierealne ocieranie się ust o brzeg wysokiego kieliszka. Albo o drugie usta...

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

3 komentarze:

  1. świetna recenzja. nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale już sobie zapisuję i jak tylko znajdę, na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :-)
    Ja słyszałam, ale jakoś nie miałam ochoty. A tu niespodzianka, dobra literatura, szkoda, żeby przegapić!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam różne- skrajne opinie o tej pozycji, ale i tak mam ją w planach :) Trzeba samemu posmakować... czy tam włożyć palec w mrowisko.

    OdpowiedzUsuń