poniedziałek, 4 czerwca 2012

POTWIERDZONE!


ARTUR ANDRUS
„BLOG OSŁAWIONY MIĘDZY NIEWIASTAMI”
PRÓSZYŃSKI I S-KA, WARSZAWA 2012

Oj tak, oj tak! Niewiastą jestem i osławiony jest Andrus między mną i moimi znajomymi. Polecam jego zbiorek nie tylko kobietom. Chodzę za Mężem i czytam Mu fragmenty. Bratu wysyłam maila z co śmieszniejszymi kawałkami. A swój egzemplarz spakowałam już w gustowną reklamówkę, żeby przy najbliższej okazji podsunąć Tacie do uśmiania.
Więc nie dość, że osławiony, to jeszcze niewiasty osłabia. Bo jak wiadomo, śmiech to zdrowie, a zdrowie to ruch. A ja ruszam się cała w tym śmiechu – drgają mi ręce i nogi, podskakuje głowa i wibruje cały aparat mowy. W tym wypadku służy do gromkich i niepowstrzymanych wybuchów wszystkich ha, ho i hi. Jestem zachwycona!
I jeszcze do tego oniemiała! Bo nigdy dotąd nie trafiłam w wirtualnej przestrzeni na blog Artura Andrusa. Samego prezentera/konferansjera/radiowca/wierszokletę (i proszę się nie obrażać, bo nie w sensie pejoratywnym przytaczam, a w sensie jak najbardziej udokumentowanym przez samego autora*) - kojarzę, ale niezbyt wielką wagę przykładałam do jego osoby. Teraz żałuję – albo może nie do końca. Bo dzięki temu mam od razu Andrusa w dawce XXL czyli w ponad pięciuset stronicowym zbiorku jego tekstów z bloga i z czasopism „Prime”, „Policja 997 oraz „Gazety Lekarskiej”.
Właściwie jedyna sensowna rzecz, którą mogłabym zrobić, żeby tę pozycję polecić, to zacytować coś z tego zbiorku. Bez komentarza, tylko ewentualnie z podkładem głosowym, jak w telewizyjnych sitcomach (choć nie sądzę, że ktokolwiek będzie miał wątpliwości, kiedy się śmiać). Takie fragmenty- wyrwane z kontekstu, wyrwane z książki, wyrwane z moich ulubionych – obroniłyby się same. Problem polega na tym, że nie wiem, co wybrać. Zacytować 500 stron książki?
A może napisać, że Artur Andrus jest doskonałym obserwatorem życia codziennego, że interesuje się światem, interesuje się każdym kamyczkiem, każdym szyldem, mijanym po drodze, każdym współtowarzyszem podróży, z którym jedzie do Juraty, każdym artykułem internetowym, który znajdzie w przestrzeni wirtualnej, a który potrafi go zaciekawić jednym słowem. Napisać, za nim samym, że „może się uważać za klasyka zwracania uwagi na rzeczy pozornie banalne”? [s.231] A może o tym, że umie napisać o „sytuowaniu książek” – to znaczy wyjść od wypowiedzi dziennikarki, która „sytuuje powieści Danuty Noszczyńskiej gdzieś tak pomiędzy Chmielewską a Grocholą” [s.228] i na podstawie tej wypowiedzi stworzyć cały system układania tomów na półkach, który oprócz tego, że pomija nudny alfabet, to jeszcze będzie generował wzrost sprzedaży książek? Albo o swoim kalendarzu, którego wybieranie zaczyna już w czerwcu, a w listopadzie kupuje taki sam jak poprzedni: „zwykły, prosty, legendarny kalendarz, takie, jakiego używali Hemingway, van Gogh, Chatwin, Picasso. Samego mnie to śmieszy, ale ta magia działa. Ostatnio zauważam u siebie duże zmiany w pisaniu i rysunku. Piszę jak Picasso, rysuję jak Hemingway”?[s.147] Doskonale radzi sobie z tekstami do „Policji 997” i „Gazety Lekarskiej”, a w nich pisze na przykład o starych plakatach wiszących w poczekalniach czy też o tym, jak napisać dobry tekst do gazety. Z tekstu o grypserze zaśmiewałam się o 4 nad ranem (obudził mnie śpiew ptaków i nie mogłam zasnąć), wtulając twarz w poduszkę i nie mogąc się doczekać, kiedy obudzi się Mąż i będę mogła przeczytać mu ten kawałek. No bo jak się powstrzymać, gdy Andrus przekłada na język więzienny fragment wierszyka „Pan kotek był chory”:
„Miauczyński był chory i w pryczy garował
I przyszedł ojojek: - Coś się nafutrował?” [s.73]
Porusza temat jazdy na nartach, która dla niego powinna być zakazana czy też szybkiego rozwoju cywilizacyjnego, za którym nie nadąża i nie wyobraża sobie, jak życie miałby ułatwić czajnik uruchamiany esemesem. Ma niesamowity dystans do siebie, do świata, do teraźniejszości i dzięki temu to autor tak bardzo bliski, tak bardzo swojski i tak bardzo rozśmiesza.
Na koniec chciałabym wyrazić swoje poparcie gorące i bezgraniczne dla akcji, którą już niedługo zorganizuje ROPIEL, powstały w grudniu 2009 (ROPIEL to skrót od: Ruch Obrony Polskich Intensywnie Eliminowanych Liter): „Nie ma spania bez czytania”
„Mamy zamiar rozdać kilka milionów drewnianych drążków o długości od metra do trzech metrów, służących do trącania w dowolną część ciała osób, które układając się do snu, nie przeczytają przynajmniej pięciu stron książki”. [s.328]
Akcja ta rozpocznie się zaraz po zakończeniu poprzedniej: „Cała Polska Czyta: Dzięcioł”. „Chodzi o powtarzanie nazwy polskiego ptaka przy każdej okazji i zwracanie uwagi na to, jak pięknie brzmią nasze „ę” i „ł”” [s.327] Tę akcję również popieram, więc zakończę słowami Dzięcioł Artur Andrus.


*wielokrotnie w „Blogu...” Andrus deklaruje, że z chęcią pisze wiersze na zamówienie – to znaczy na przykład na jakimś benefisie prosi publiczność, by podała wybrane 5 słów, a on za 20 minut ułoży z nich wiersz. Bądź też: „przyjmuję zamówienia na krótkie wiersze, którymi można się porozumiewać w momencie małżeńskiego konfliktu. Zamiast używać wulgaryzmów, sięgamy po wiersz i załatwiamy sprawę.” [s.176]

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka]

5 komentarzy:

  1. Dzięki za recenzje, kiedyś na pewno przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak z ciekawości - na stronie 73 jest słowo "nafurtował" (jak przytoczyłaś) czy "nafutrował"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Agnes, dziękuję za czujność literkową :-) Widać Andrus padł mi na głowę i sama zwierszokleciłam jego wiersz :-)
      Pozdrówka!

      Usuń
    2. A, bo znam to słowo i dlatego :) Sama książka zaś stała się moim marzeniem :)

      Usuń
  3. To mnie przekonalas, kolejna pozycja na liscie zakupow i znowu bede miala co polecic mezowi. Na wakacje bedzie w sam raz! Ja raczej zasluchuje sie w Andrusa i nigdy nie moge wyjsc z podziwu nad jego skromnoscia, tym wieksza im wieksza jest jego wszechstronnosc i liczne talenty... Serdecznie,
    Anna

    OdpowiedzUsuń