poniedziałek, 18 czerwca 2012

GĘŚ POMIĘDZY OKŁADKAMI


DOROTA SUMIŃSKA
„ZWYKŁE NIEZWYKŁE ŻYCIE”
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2012

Nie ukrywam, że książkę Sumińskiej potraktowałam jak kuriozum. Do tej pory pisała książki-poradniki, ksiażki-wspomnienia, książki-zwierzęcopochwalne. Po raz pierwszy chwyciła za pióro, które miało ją prowadzić zmyślonymi ścieżkami, które miało stworzyć coś z niczego – w podtytule wyraźnie widnieje słowo „powieść”, tak, żeby nikt nie miał wątpliwości (poprzednia powieść „Świat według psa” była w trochę innej konwencji, pisana z punktu widzenia psa, z wysokości czterech krótszych niż ludzkie łap, o innych światach, innych problemach). Może trochę otworzyłam ją po to, by poddać Sumińską próbie – podoła, czy nie podoła? Zainteresuje czy odłożę ją po kilku przeczytanych stronach? Ale sama autorka była odważna, otwarta na nowe doświadczenie, więc ja też się otworzyłam i przyjęłam w siebie historię rodzinną.
To naprawdę zwykłe życie. Jest młody chłopak Wacek, niezakochany w Anieli. Jest młoda dziewczyna Aniela, zakochana w Wacku. Są przyjaciółmi i przez zbieg okoliczności, wybłagany przez dziewczynę, Wacek godzi się z nią ożenić. Spełniają się marzenia i burzą się marzenia. Ale przysięga jest na zawsze, więc Wacek zostaje przy żonie, mimo miłosnych przygód wychodzących poza wspólną pościel i łóżko. Przychodzi wojna, przychodzi walka, przychodzi czas niewidzenia. A potem koniec wojny, powrót do domu, a w domu przygarnięta pod dach Mania po przejściach, którą trzeba było ratować z opresji. I piękna córeczka Wanda. I Wacek wreszcie się zakochuje, na zabój i na zawsze – w jej małych rączkach, stópkach i tej dziwnej dziecięcej mądrości. I tak się toczą te losy – dorastanie, umieranie, nowy dom, stary dom, jakieś ucieczki i jakieś powroty, dżemy z własnych owoców, dojrzałe, nabrzmiałe słońcem czereśnie i przeganianie kosów, przyczajonych na słodkie owoce.
Nie zabrakło zwierząt – jakże mogłoby! Życie pani Doroty jest ze zwierzętami związane, są w nim jak kuchenka, jak śniadanie, jak potrzeba oddychania i to, że palców u rąk zasadniczo powinno być dziesięć. Prawdy, z którymi się nie dyskutuje, prawdy, które przyjmuje się za „święte prawdy”. Dlatego też nie dyskutuje ze zwierzętami i dlatego też są pełnoprawnymi bohaterami książki na równi z Wandą, z Wackiem i Anielą. Zaczyna się od gęsi Kasi, potem jest sowa, a wkrótce dwie, jeszcze gołębie, a później dwie kolejne kaczki, nawet pies, dość zwyczajny, jak na wiejską zagrodę. Żyją w zgiełku tego domu, w jego dramatach i w śmiechu, który odbija się od ścian. We wszystkich zdradach i we wszystkich miłościach. W studiach Wandy i w dziwnie uplecionej historii Mani, która chciała tylko, żeby mieć kogo kochać. A jednocześnie to życie niezwykłe, bo ponoć każdy z nas może napisać choć jedną powieść – właśnie o swoim losie, o tym, jak kocha czy nie kocha, o tym, jak wspina się do kariery, albo jak pije. I dlatego ta książka jest niezwykła – tymi wszystkimi biografiami w sobie zawartymi – wyrwanymi z czystej rzeczywistości, posplatanymi w świetną, wzruszającą fabułę.
I napiszę teraz Banał przez duże B – ta książka chwyta ze serce! Nie mogłam inaczej, bo to pierwsze, co przychodzi mi do głowy w związku z ta historią. Znajoma, która ją skończyła 60 stron przede mną mówiła: „o matko, jaka fajna jest ta książka!”. Nie trzeba więc wiele, żeby napisać książkę, nad którą można łapać łzy do słoika. Nie trzeba więc wiele, żeby napisać książkę, która rozśmiesza. Trzeba po prostu otwartych oczu, uszu, wrażliwego serca i placów wystarczająco szybkich, by dogonić wszystkich ludzi, każdemu zabrać naparsteczek jego historii i wsadzić wszystko między dwie okładki.

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz