czwartek, 13 października 2011

W WYOBRAŹNI CZYTAM KOMIKS O MIŁOŚCI

MAŁGORZATA SZYMAŃSKA-WARDA
„DŁONIE”
LIGATURA, HAJNÓWKA 2005

Podobno każdy z nas mógłby napisać jedną książkę. Każdy ma w sobie historię, która opowiada się sama. Warda, jeszcze pod podwójnym nazwiskiem, sięgnęła w sam środek siebie – napisała powieść osadzoną na ASP, w galeriach, w pracowniach i w samym centrum sztuk plastycznych – w dłoniach i oczach artystów plastyków. Siłą tego debiutu jest właśnie to, że napisała o czymś co zna – autorka jest bowiem absolwentką Akademii Sztuk Pięknych.
To historia Marii, która wyjechała na semestr do Francji, żeby tam, w Paryżu nauczyć się czegoś nowego, innego, żeby zapomnieć o mężczyźnie, którego zostawiła w Polsce i żeby uciec od zobowiązań. To historia Ani, beznadziejnie zakochanej w przyjacielu, Ani, która przychyla mu nieba i która czeka zawsze w przedsionku, nigdy nie wchodzi do pokoju jego serca. To historia Sary, która jako jedyna nie zna się na sztuce, jest oddana literaturze i jej służy wiernopoddańczo. W sztuce ma jednak umoczone włosy i końcówki palców, ponieważ jej matka była znaną i cenioną malarką, zmarła niedawno i zostawiła Sarze swoje prace z prośbą, żeby je uporządkowała. A Sara nie rozumie sztuki i martwi się, jak podoła zadaniu. To historia Doroty, która ma twarz tak piękną, że pozuje każdemu, kto ją spotka, ale ktoś kiedyś powróżył jej z kart tarota i naznaczył jej los. Teraz Doro miota się między dwoma mężczyznami i nie potrafi wybrać. I jest jeszcze Maja, którą poznajemy w czasie zjazdu absolwentów LO plastycznego. Maja wraca do przeszłości i zastanawia się, jak poznawanie sztuki wpływa na człowieka. 
Gdy przeczytałam tę książkę, postanowiłam wyrysować sobie diagram, na którym zaznaczyłabym każdą z kobiet, ich powiązania, ich spotkania, czasem zupełnie przypadkowe, a czasem zamierzone. Oczywiście w samym centrum mojego diagramu była sztuka. A dookoła ktoś z kimś mieszka a potem się okazuje, że ten ktoś zna się z kimś kolejnym. Ktoś idzie na kawę, a tam spotyka kogoś następnego. Ktoś uczył się z kimś, kto praktykował z kimś innym. Wiją się, meandrują, krążą wokół siebie, są dla siebie planetami i orbitami naraz. Ten diagram wkrótce cały był zamazany, upleciony początkowo z cienkich nitek w miarę postępowania akcji splatał się w grube sznury, nie do zerwania.
Jestem zadziwiona, że to debiut. Jest tak dojrzały – w swoim patrzeniu na świat w tym braku złudzeń, w rzeczywistości nagiej, drżącej z zimna, w tej bezradności, która cechuje realistów. A realistami mogą być tylko ludzie dojrzali, bo zanim dorastasz wierzysz tylko we wróżki i w gumy balonowe. I że zawsze wszystko będzie dobrze. Tu nie jest. Jest brutalnie. Nie można poradzić sobie z życiem, uczuciami, ze światem, nie można czasem udźwignąć swego ciała, jest choroba i uciekanie od odpowiedzialności. Jest też miłość, ale jakaś gorzka w smaku. I mimo, że koniec jest jak balsam, jak miód osadzający się na gardle zdartym od krzyku, trochę wiary i trochę nadziei niesie, to cała powieść jest bolesna.
Nie wiem, co mam powiedzieć o akcji, bo to uczucia są tam najważniejsze. To przemyślenia. To kobieta. Mam wrażenie, że Warda miała w głowie tak dużo znaczeń, że nie mogła umieścić ich w jednej tylko bohaterce, dlatego rozdzieliła je na pięć dziewcząt, kobiet. Nie wiem, czy obdzieliła każdą bohaterkę cząstką siebie w równym stopniu, czy jednej dała włosy, drugiej zamiłowanie do kawy, a trzeciej lęki i niepewność, czy któraś z bohaterek jest w pełni alter ego autorki. Nie mniej jednak każda z pięciu kobiet jest do kości prawdziwa – jedne są naiwne, a inne cyniczne, jedne zdolne inne zakompleksione, ale każda bez wyjątku jest kobieca i każda maluje (bądź pisze) miłość. Każda z nich kocha w inny sposób i myślę, że każda czytelniczka znajdzie w jednej z nich siebie, wybierze nieświadomie bohaterkę najbardziej do siebie podobną i ją obdaruje całą swoją sympatią. Będzie jej kibicować i płakać razem z nią.
Jest jeszcze jedna rzecz, która tak bardzo w tej powieści mnie poruszyła – opowiadania o obrazach, o filmach, o rzeźbach. Gdy czytałam, jak każda z dziewcząt czaruje – nad drewnem, nad taśmą filmową, nad kamieniem, zapierało mi dech. Widziałam genialne szklane rzeźby, widziałam film, w którym dziewczyna przemienia się w Warszawę, widziałam dłonie, odlane w gipsie… Zastanawiałam się cały czas, czy te wszystkie prace naprawdę istnieją, czy Warda sama je stworzyła, albo podpatrzyła u kolegów na ASP i tym samym poszerzyła ich istnienie o pamiętnikarski zapis w książce? A może to niespełnione pomysły, katalog nieistniejącej wystawy, która na razie tylko w korytarzach umysłu autorki? W takim wypadku mam nadzieję, że powstanie. A najbardziej mam nadzieję, że kiedyś powstanie powieść z grafikami, które narysuje sama autorka. Komiks o miłości, który czyta się poza chmurkami…

3 komentarze:

  1. Patrząc na okładkę tej książki nie wzięłabym jej z księgarnianej półki. Wiedząc, że jest to debiut i opowiada po części o sztuce, pewnie nawet bym się tą powieścią nie zainteresowała.

    Jednak przeczytawszy Twoją recenzję bardzo zapragnęłam ją mieć. Chciałabym by stała na mej półce, bym mogła po nią sięgnąć, przekartkować, bym mogła poznać losy tych kobiet, ich przemyślenia.
    Jednym słowem świetna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja już wiem, że KAŻDA powieść Wardy jest warta uwagi, i ta pierwsza, i ta ostatnia, oraz każda kolejna.
    Piękna recenzja
    Tyle już jestem w świecie blogów książkowych, dlaczego ja do Ciebie jeszcze nie trafiłam???

    OdpowiedzUsuń
  3. Claudette - okładki książek Wardy są naprawdę beznadziejne!!!! Nie mają nic wspólnego z ich treścią i z ich głębią. Ja z jej pisarstwem też zetknęłam się przez przypadek i całe szczęści, bo obok okropnej okładki "Czarodziejki" (wydanie z Prószyńskiego, taka fioletowa, komiksowa okładka - mały koszmarek!)nie tylko bym przeszła, ale przebiegła. Na szczęście ją otworzyłam, przeczytałam i mnie zafascynowała. Dobrą okładkę miało "Nikt nie wiedział, nikt nie słyszał" - i całe szczęście, bo miała szansę wreszczcie trafić do odpowiedniego czytelnika. A swoją drogą - jak to się ma do "nie oceniaj książki po okładce"? ;-) I czytaj, czytaj, czytaj...

    kasiu - cieszę się, że dzięki Wardzie trafiłaś :-) Rozgość się :-)

    OdpowiedzUsuń