niedziela, 30 października 2011

NIEDZIELE Z MOWĄ ZACZAROWANĄ. ODCINEK 5

Nie znam go dobrze, nie czytywałam dotąd jego poezji. Pamiętam tylko, że niewyobrażalnie dawno przeczytany „Trismus” zrobił na mnie ogromne wrażenie - chodziłam przez tydzień pełna tej książki w sobie. 
W mojej bibliotece osiedlowej jest jedna mała półka, na której tak niewiele tomów poezji. Złapałam niebieski grzbiet „Roku polskiego”, zauroczona wydaniem, podałam dłoń Grochowiakowi. Wyszliśmy razem. 
Dziś, w ostatnią niedzielę października zapukałam do drzwi jego książki. Usiadłam z kawałkiem świeżo upieczonej szarlotki z orzechami – jeszcze parzącej w język. Niecierpliwiłam się podwójnie – między smakiem jabłek i między smakiem słów na języku tańczyła moja żądza. Czytałam wszystkie miesiące roku, czytałam Polskę podglądaną przez Grochowiaka, czasem prześmiewczą, czasem aż pachnącą rozgrzaną słońcem ziemią. Na balkonie mam trzydziestokilogramowy worek jabłek od mojej Mamy Dwa (inaczej teściowej), które pachną, gdy tylko otwieram drzwi. Pachną tymi grochowiakowskimi wierszami – teraz to wiem. Pachną tak, jak on widział swój kraj, tak, jak obserwował dąb, konia czy śnieżną zamieć. Rozchylam tę niebieską okładkę i mam usta pełne jabłek, prawdziwych, zerwanych prosto z drzewa, mam oczy roześmiane, przejmuję na policzki ich rumianość.
A potem rumienię się już sama, z wnętrza słów czerpię kolory. Ten wiersz mnie zachwyca. „była pogoda pod całym niebem twego podniebienia”… to najpiękniejsze wyznanie miłości, jakie ostatnio słyszałam, najpiękniejsze wielbienie, wabienie, wołanie. Żadna kobieta nie może się oprzeć takim słowom, żadna kobieta nie może nie zakochać się w mężczyźnie, który zauważa kobiece podniebienie i śpiewa do niego. Ja też chciałabym to śpiewać, mogłabym cicho, cichutko nucić te słowa w jesienną długą noc, przy zgaszonym świetle, wtedy, gdy wyjęty przed chwilą z dłoni kubek do połowy napełniony herbatą, upada z trzaskiem na podłogę, odstawiony nieuważnie. Nieuważnie, bo dłonie już dawno zajęte czym innym. Mogłabym patrzeć na taki krajobraz tylko zamkniętymi oczami, mogłabym patrzeć rozbieganymi dłońmi. Chciałabym być krajobrazem.

Pocałunek-krajobraz
Błądziłem lasem twoich włosów — zioła
I płacz odkryłem. I schodziłem niżej
Na białe śniegi zimowego czoła,
Gdzie płacz już umilkł, a był cień lichtarzy.
 
Potem zwiedzałem pamiątki twej twarzy,
Coraz to bliżej — i coraz to bliżej
Ust twoich dobrych uśpionego sioła:
W nim co się zdarzy — raz tylko się zdarzy.
 
I wszedłem w sioło. A była pogoda
Pod całym niebem twego podniebienia.
Gdzieś w cichym kątku umierała młoda
Wstydliwość sielska w zapachu tymianku.
 
Nagle wróciłem — i stałem na ganku.
Patrząc jak wokół krajobraz się zmienia,

Jak wschodzi pierwsza gałąź bzu w ogrodach,

I gną się rzęsy pod rosą poranku.

3 komentarze:

  1. Pocałunek doświadczany jak krajobraz. Świetne. Zwłaszcza, że jak pejzaż wchłania i pozwala się odbierać wszystkimi zmysłami.
    I ja za mało znam Grochowiaka. Zbyt słabo z tej miłosnej strony.Trzeba go wydobywać po ziarnku z korca i zachwycać się pojedynczo.
    Bardzo lubię Grochowiaka śpiewanego przez Annę Marię Jopek ("Upojenie")
    http://www.youtube.com/watch?v=beIWfSrDrow

    OdpowiedzUsuń
  2. tamaryszku - ja też uwielbiam tę piosenkę, zresztą ten wiersz też jest w zbiorze "Rok polski", ale "Pocałunek-krajobraz" zrobił na mnie niesamowite wrażenie, to, że taki inny jest, taki odkrywczy. Lubię taką poezję!

    Piter - ja zaczęłam niedawno odkrywać ją na nowo i czuję się świetnie, gdy jest blisko mnie, gdy idąc do biblioteki zawsze wybieram przynajmniej jedną poezję. I co fantastyczne najwięcej - naprawdę pomaga na jesienną depresję!

    OdpowiedzUsuń