poniedziałek, 17 października 2011

DOBRY WILK*

GUNNAR STAALESEN
„WOKÓŁ ŚMIERCI”
(TŁ. MARIA SIBIŃSKA)
SŁOWO/ OBRAZ TERYTORIA, GDAŃSK 2009

„Mój wzrok powędrował do Trodalen(…)Ptaki unoszone wiatrem, przeszyte słońcem, ze śmiercią jako jedynym możliwym zakończeniem długiej kary, poniesionej za zbrodnie drugiej osoby; ze śmiercią jako tym punktem, wokół którego krążył cały układ słoneczny.” [s.171]
Ta śmierć jest cicha w tej powieści. Istnieje i jest najważniejsza, ale jest cicha. To bardzo dobry kryminał, który nie epatuje niepotrzebną agresją, nie wylewa wiader krwi, które potem skapują spomiędzy kartek na stopy. Nie muszę po czytaniu ścierać podłogi i ścierać z dna oka obrazów, które nie pozwalają spać. Jest śmierć, jest czyste śmiercionośne wyrachowanie. Jest sobie Jańcio. I jest sobie Varg Neum. I idą obok siebie całe życie Jańcia, choć Jańcio mieszka gdzie indziej, a Varg gdzie indziej, choć nie rozmawiają ze sobą całe lata, choć Varg nie wie, jak wygląda dorosły Jańcio, a Jańcio nie pamięta twarzy Varga. 
Pierwszy raz spotykają się, gdy Varg pracuje w „opiece nad dzieckiem”. Jedzie do wezwania – matka alkoholiczka i narkomanka nie potrafi zająć się swoim dzieckiem. Zabiera Jańcia w bezpieczniejsze miejsce. Później, gdy Jańcio ma sześć lat, znów pojawia się blisko niego – w wypadku zginął przybrany ojciec chłopaka i znów trzeba znaleźć Jańciowi nowy dom. Kolejny raz po 20 latach – Jańcio oskarżony o morderstwo ukrywa się i wiadomo tylko, że na jego liście jako kolejny numerek widnieje Varg.
Ta książka zaczyna się od razu, bez zbędnych wstępów, bez rozbiegu, nawet nie miałam czasu pomyśleć, że nie czytałam wcześniejszych części z serii o komisarzu Vargu, a powstało ich około 15. Nie miałam przez to mniejszej satysfakcji z lektury, nie miałam problemu, by śledzić akcję. Staalesen nie nawiązuje w żaden widoczny sposób do poprzednich części, każe Veumowi być tylko tu i teraz, więc ja podążałam za nim, nie musiałam biec, choć strony przelatywały szybko jedna za drugą. 
Jak na skandynawski thriller, to dość dziwny jest. Przyzwyczajona do szczegółów, szczególików i do tej przemocy, która rozżarza każdą stronę. Tu jest inaczej. Jest morderstwo – niejedno zresztą – ale krwi przelewa się tylko tyle ile faktycznie wypływa z ciała. To nie maskarada, to nie książka, która chce kupić czytelnika omamiając go i zaczadzając strachem i obrzydzeniem. To książka-skalpel, rozcinająca naszą świadomość. Może jest nawet bardziej książką społeczną, niż kryminałem. Pokazuje słabości systemu, słabość państwa, które zwykło się uważać za jedno z najbardziej bezpiecznych, prorodzinnych i nastawionych na społeczeństwo. Z zaskoczeniem odkrywałam, że ta Norwegia nie jest idealna, że tak samo w paru miejscach łysieje, że w więzieniu może siedzieć niewinny człowiek i że każdy system jest niedoskonały. Nie wiedziałam „kto zabił” do samego końca, ale w tej historii nie to było najważniejsze. Nie najważniejszy był też motyw. Najważniejszy był Jańcio, który był taką „państwową sierotą”, błędem, który najchętniej chciałoby się nakryć kapą niewidzialności, zniszczonym życiem, bo ktoś uznał, że wie, co dla niego najlepsze. To książka, której motywem przewodnim jest to, iż nikt nie powinien nigdy decydować o drugim człowieku. I nikt nigdy nie powinien uśmiechać się do dziecka i mówić, że jest straszy, więc wie wszystko.
Jańcio przyćmiewa Varga – gwiazdę detektywa w tej książce. Ale mimo to sposób przedstawienia bohaterów też nie jest typowy, jak na skandynawskie kryminały. Jest tu zbyt mało szczegółów, zbyt mało soczystości. O głównych bohaterach właściwie nic nie wiemy – Varg jest zaangażowany w sprawę Jańcia, ale brak mu cech charakteru, koloru oczu i ulubionej marki piwa – szczegółów, które ukrwiają bohatera, stawiają go naprzeciwko nas i pozwalają poczuć w dłoni jego rękę.  
Nie mniej jednak zaginęłam w tej opowieści, w tym klimacie, w powrocie do przeszłości (świetny zabieg autora – rewelacyjne pokazanie dwóch podobnych spraw!), w strachu Jańcia i w odwadze Varga. I mimo, że tak mało o nim wiem, mogłabym iść z nim na piwo pewną norweską nocą… 

(w języku norweskim ‘varg’ znaczy ‘wilk’)

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Słowo/Obraz Terytoria]

6 komentarzy:

  1. Nie czytałem niczego z tej serii, ale narobiłaś mi apetyty :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja, fascynująco napisana. Mnie zachęciłaś, zwłaszcza że nie lubię w kryminałach epatowania krwią i flakami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja, no i nowy autor do poznanaia

    OdpowiedzUsuń
  4. Piter - ta seria to moja ukochana seria! Dzięki niej odkryłam niesamowitą literaturę Skandynawii!!! I nie tylko kryminały :-)

    Ysabell - to taki mądry kryminał, co w sumie nie tak często się zdarza...

    Taki jest świat - dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Do licha, zajrzałam na biblionetkę i wyczytałam, że przełożono tylko trzy tomy z kilkunastu. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam tytuł, obejrzałam okładkę, przeczytałam recenzję i wniosek: "chcę czytać!". Tia, a potem nagły przebłysk w pamięci, nagła konstatacja "już to głupia czytałaś..."
    Niestety. Ale pamiętam, że było całkiem niezłe :) szczególnie, jak na skandynawski kryminał, za którymi w sumie nie przepadam (są, hm, liczne nawet wyjątki, ale ogółem nie przepadam :)

    OdpowiedzUsuń