czwartek, 27 października 2011

KOBIETA UWIKŁANA

ASA LARSSON
„I TYLKO CZARNA ŚCIEŻKA”
(TŁ.BEATA WALCZAK-LARSSON)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2011 

Rebeka Martinsson znalazła się znowu przez przypadek w oku cyklonu. Po traumie, jaką przeżyła w ”Krwi, która nasiąkła”, schowała się w sobie samej, zamknęła swój umysł na piętnaście kłódek i zamieszkała w szpitalu psychiatrycznym. Zrezygnowała z dobrze płatnej pracy, wróciła w rodzinne strony, przepracowuje żal i dostaje propozycję objęcia stanowiska asesora prokuratora. Zmienia strony – nie jest już prawnikiem, teraz oskarża. Tylko dlatego, że jest pracoholiczką, że nie potrafi wyjść z biura i pójść do pustego domu, w którym czają się jakieś mroki i wspomnienia, dlatego, że boi się zasnąć, żeby nie zobaczyć wymierzonej w siebie lufy, dostaje stos akt, przez które musi się przekopać. O przysługę prosi Anna Maria Mella, kolejna z dobrych znajomych z poprzedniej części, sympatyczna, trochę nieokrzesana, ale zdolna i rzeczowa pani policjantka. Sprawa dotyczy tajemniczego zgonu – młoda, atrakcyjna kobieta, która ma na sobie dres, a pod spodem koronkową bieliznę, nieodpowiednią na mrozy Kiruny i tym bardziej nieodpowiednią na trening. Młoda kobieta, która ma wypielęgnowane dłonie i nie ma w żadnej kieszeni telefonu komórkowego. Młoda kobieta, która zostaje znaleziona martwa w arce na zamarzniętej rzece. Młoda kobieta, która najpierw wygląda, jakby tylko spała, a potem pokazują się szklane oczy bez patrzenia i dziwne ślady wokół kostki. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna, Inna, była pracownikiem świetnie prosperującej firmy Kallas Mining, a dwaj pozostali członkowie zarządu – Mauri i brat kobiety – Diddi, noszą w sobie jakieś tajemnice, które najchętniej potopiliby na dnie zamarzniętej rzeki. Trzeba się tylko dowiedzieć, które tajemnice trzeba powyciągać, żeby dociec jak zginęła Inna.
Larsson ma w sobie moc. Ma dar tworzenia świata w miniaturze – na kartkach jej powieści odnajduje się wszystkie emocje świata – strach, niepokój, zazdrość, niedowierzanie. Jest jak szczurołap z bajki – pióro w jej dłoni jest jak flet – wywija nim, a ja idę za tą książką, mimo zmęczenia, bolących oczu, pracy od rana i 460 stron. Idę i nadziwić się nie mogę jej zdolności władania słowem, jej głębokiej przenikliwości, jej zdolności do kreowania postaci, jakie mogłyby żyć naprawdę, mijać mnie w kolejce, w autobusie, na klatce schodowej. Każda z tych postaci jest wyrazista, soczysta, wgryzam się w nie, a soki spływają po brodzie. Każda jest dojrzałym owocem, który można zerwać z drzewa. Pełnym. Pełnym malutkich przyzwyczajeń, przywar, przekonań, zwyczajów, które je uwiarygodniają i uczłowieczają. Rebeka zakochana jak nastolatka leży w śniegu i nie może zdobyć się na telefon do ukochanego, po 30 razy kasuje maile, bo nie wie, jak napisać ten właściwy i spędza pól dnia w łazience, żeby wyglądać niedbale, aczkolwiek pięknie. Anna Maria jest urocza ze swoim umiłowaniem domu i dzieci, z huśtawką wrażeń i uczuć – narzeka, ale zawsze docenia i uśmiecha się zarówno do posprzątanych schodów jak i nie posprzątanej kuchni. Sven Erik jest genialnym przykładem samotnika, któremu ciąży samotność. 
Ale największe wrażenie zrobiła na mnie postać drugoplanowa – siostra Mariego, Ester. Dziewczyna o nieprzeciętnych zdolnościach plastycznych, wybuchowa mieszanka szalonej matki i szalonego ojca, poczęta w szpitalu psychiatrycznym, wychowywana przez Samską rodzinę wśród reniferów i obrazów przybranej matki. Postać niesamowita, trochę bajkowa, ale mocno osadzona w realności swoim wysiłkiem fizycznym, jaki podejmuje codziennie dźwigając sztangę. Postać nietuzinkowa i przyciągająca uwagę. 
Ta część trochę mniej mnie zaintrygowała sprawą kryminalną niż „Krew, która nasiąkła” – nie przepadam za spółkami, ich ciemnymi sprawkami, za księgami rachunkowymi i wydobyciem ropy. Nie jestem biegła w polityce, nie gram na giełdzie i nie potrafię fałszować dokumentów. Ale mimo wszystko podążałam za akcją jak pies gończy, z nosem przy samym celu, nie rozróżniając dźwięków i zapachów ze świata zewnętrznego, pragnąc dowiedzieć się kto i dlaczego zabił Innę.
I to chyba znaczy, że nazwisko Larsson powinno być w słownikach podawane jako synonim dobrej literatury.

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

4 komentarze:

  1. Nie słyszałem o pisarce, wiec dlaczego nie? Mimo wszystko, chciałbym przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  2. Skandynawskie kryminały mają w sobie to "coś", co sprawia, że nie można się od nich oderwać

    OdpowiedzUsuń
  3. Piter - zacznij od początku - to trzecia z serii.

    Taki jest świat - masz rację, Skandynawia w literaturze, szczególnie tego rodzaju, rządzi się swoimi prawami i dlatego ma takie wysokie miejsce w notowaniach :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja o niej usłyszałam niedawno, coś tam wcześniej tak, ale nie wiedziałam, ze ona taka dobra, wiele osób tak mowi.
    Hmm, muszę się koło niej zakręcić

    OdpowiedzUsuń