JAN JAKUB KOLSKI
„DWANAŚCIE SŁÓW”
WIELKA LITERA, WARSZAWA 2013
On. Zbliżający się wielkimi krokami
ku starości nauczyciel muzyki w wiejskiej szkole. Z poukładaną
rzeczywistością i bałaganem w głowie. Co dzień toczy walkę z
chrząszczem Anobium, który zamieszkał w nodze jego pianina –
strzykawką wpuszcza do środka terpentynę i udaje, że chce zabić
zwierzę – ale przecież zawsze terpentyny jest trochę za mało.
Co dzień karmi sukę Pliszkę, która mieszka w budzie przed domem.
Czasem dostanie jej się kopniak za nic, za to, że Fryderyka boli
świat, za to, że wspomnienia to czas który już minął. Ale co
dzień dostaje pełną miskę. Co dzień Fryderyk zasiada do swojego
instrumentu i próbuje zagrać to, co ma w duszy – dźwięki
zgrzytliwe, fałszujące, bo w duszy ma tyle mroku, że nuty
niewidzialne... Raz w tygodniu przyjmuje u siebie w domu ucznia,
który w sercu ma strach przed nauczycielem i niechęć do
czarno-białych klawiszy. A potem przyjmuje jego matkę –
pospiesznie, na siedząco, na stołku, przykrytym chustką w kwiaty,
raz-dwa, jak melodia na anioł pański, musi wybrzmieć, bo taka
kolej rzecz – żadnej w tym rozkoszy, żadnej miłości...
A w pokoju szafa pancerna, a w tej
szafie jakieś mroczne, duszne sekrety i kawał życia, do którego
się tęskni, Afryka, w której dorastał, ukochana matka na
wyblakłych zdjęciach...
Ona. Trzydzieści jeden lat. Do tej
pory leżała krzyżem na posadzce kościoła. I myła, karmiła,
poiła, czesała chorych w szpitalu. Zakonnica, która pewnie nawet
dokładnie nie wiedziała, jakiego koloru ma włosy. Ale wiedziała,
jakiego koloru oczy ma jej ukochany. Bo zakochana była w figurze
ciemnoskórego Jezusa, wiszącego w nawie. I do niego co dzień rano
biegła, do niego budziły się jej powieki, jej palce, jej płeć,
jej całe ciało. Dla niego wilgotniała. Pewna Agnieszka, którą
los przygnał do szpitala, szeptem opowiedziała jej koleje swojego
życia. Zauważyła, że Marianna pragnie mężczyzny, że zamknięte
mury klasztoru nie dla niej. Dała jej w dłoń mapę i całą
walizkę swoich ubrań. A potem popchnęła w jego stronę.
I tak, Marianna, która nazwała siebie
Agnieszką, klucząc i opóźniając się, trafia przed dom Fryderyka
– lichy, wybudowany z dawnej stacji kolejowej, z zastraszonym psem
przed budą, ale z zapachem mężczyzny, ocierającym się o każdą
ścianę.
To historia o tym, jak wiele twarzy ma
każdy człowiek. Uderzyło mnie, jak obuchem, jak młotkiem w sam
środek głowy, że w tej książce ani jeden człowiek nie jest
szczery, ani jedna osoba nie powiedziała całej prawdy i tylko
prawdy, że wszyscy kłamali z ręką na sercu, na Biblii, na udzie
drugiej osoby. To też książka o tym jakie są kłamstwa motywacje,
że pod powłoką każdej skóry czai się potrzeba miłości i
akceptacji. Że żaden człowiek nie może żyć sam, choćby udawał,
ze wystarczy mu zbity pies i kołatek w nodze pianina.
Nie uwierzę, jeśli usłyszę, że tak
książka się komuś podoba. To nie jest książka do podobania.
Jest przepełniona takim bólem, zazdrością, niezgodą na świat,
pełna pretensji, zajadłości, zaciętości. Fryderyk jest zimny i
wyrachowany, parzy się jak pies, aby znaleźć choć ziarno sensu w
życiu. Marianna oczadzona zapachem swojego własnego ciała, nie
panuje nad żądzami.
Litery lepią się od ludzkich soków.
Nie potrzeba słów – dlatego Fryderyk na wstępie stawia warunek:
„obliczyłem, że dwanaście [słów] w ciągu dnia wystarczy, żeby
się w pełni porozumieć ze światem.” [s.34] – upomina, żeby
tego przestrzegać. Zakażają tym prawie-milczeniem cały świat
dookoła. W grę swoją dziką i dziwną wciągają kobietę z
synkiem, co przychodzą na lekcje, jej męża, siostrę Fryderyka,
tabuny przygodnych kobiet. I mnie, mocno w ich świecie zakleszczoną,
nie znajdująca w sobie siły, by wyjść. Bo jak zwykle u Kolskiego,
wszystko się dzieje po coś, nikomu nie każe cierpieć bez
przyczyny i bez skutku, na samym końcu daje sztabkę nadziei, jak
złoto, do schowania, zakopania głęboko, cenny...
[Książkę otrzymałam dzięki
uprzejmości wydawnictwa Wielka Litera]
Do tej pory nie znałam tej książki, ale za to zaczytałam się w tej recenzji..piękna. Na tyle prawdziwa, że jednak boję się zajrzeć do tej książki, książki o prawdziwym, brudnym świecie, podłych ludzi..
OdpowiedzUsuńCzekam na częstsze recenzje:)
Oj, dziękuję :-)
UsuńA do Kolskiego nie bój się zaglądać, choć mocny jest, naprawdę...
Słyszałam o tej książce wiele dobrego. Po Twojej recenzji stwierdzam, że warto :)
OdpowiedzUsuńWarto, choć ja jestem bardziej zakochana w "Egzaminie z dojrzałości"...
Usuń