piątek, 15 listopada 2013

A SŁYSZAŁA PANI O...?

DOROTA SUMIŃSKA
„HISTORIE, KTÓRE NAPISAŁO ŻYCIE”
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2013

Z opowiadaniami jest trudno. Trzeba doskonale dobrać proporcje, idealną ilość liter zagotować, nie przesadzić w żadną stronę, nadać wyraźny smak, zapach, zaciekawić i szybko, bardzo szybko odurzyć, żeby potem wykończyć wszystko wspomnieniem pozostawionym na języku, Wyraźnym.
A ja nie do końca wierzę, że Sumińska się sprawdza w tym czarowaniu krótką formą. Mając w pamięci ciepłe, mądre „Zwykłe niezwykłe życie”, spodziewałam się takiego samego ugłaskania, takiego samego ocieplenia, od środka, ale do samego szpiku.
A tu jakoś chłodno, zupa niedogotowana.
Ja wiem, że te historie to kawał życia, jego czyste mięso. Że jakaś Marysia, jakaś Beni i jakiś Krzysiek, gdy otworzą tę książkę rozpoznają siebie, mimo że imiona zostały zmienione. Bo to zapis jakiś chwil, które Sumińska zasłyszała od znajomych, od rodziny, od ukochanych, złapała je i zapisała w książkę. Że ona po to jest, by pokazać, co się wydarza. Że jakiś mężczyzna ukrywa się w kamienicy przeznaczonej do rozbiórki, bo boi się nowej władzy; że jakaś dziewczynka już nie cieszy swojego ojca, bo on woli spotykać się z nową kobietą; że jakiś ojciec porzucił dziecko, a później już dorosłemu, cudem jakimś, śpiewa kołysankę, że jakaś matka stoi po drugiej stronie świata, niż jej córka i wolą obydwie, żeby wyniosła się tam na zawsze; że jakiś mężczyzna zdradza i chce odejść, a kobieta chce uciec w ramiona ciemnookiego mężczyzny; że młody chłopak w bidulu ma zniszczone życie i ciężko je naprawić...Ale to życie Sumińska daje nam jakieś niedopowiedziane. Jak ploteczkę wymienioną na schodach z sąsiadką. „A słyszała pani, że dyrektor szpitala potrącił psa i przywiózł go nocą na badania do ludzkiego szpitala?” „I co?” „No zbadali i zabrał. Trochę jednak ludzki jest.” „A pani słyszała o Zosi? Jako pierwsza kobieta w klubie skoczyła na spadochronie!”.
Każda z tych historii to zalewie szkic, jakby to był notatnik Sumińskiej, gdzie zapisała pomysły, gdzie zgromadziła postaci, żeby potem rozwinąć je w długie, zagmatwane historie na kilkaset stron. To jakby wyciąć kawałek zdjęcia, odciąć oczy a zostawić cała resztę – i człowiek się zastanawia, jak te oczy wyglądały? czy były najważniejsze? najpiękniejsze?
Jest tu kilka naprawdę pięknych szkiców, które poruszają i są kształtne, pełne, mimo że fragmentaryczne. To historia o bezzębnych staruszkach, którzy wyruszają w podróż życia z przyczepą kempingową; to wojenna historia żydowskiego kota Mońka, najpiękniejszego w całej dzielnicy; to historia niewyczerpywalnej miłości dwóch kobiet, z których jedna mieszka za rzeką i jeszcze to o zgubionej surowicy na jad żmii.
I jakoś tak po cichu myślę, że Sumińska to jednak naprawdę mocniej kocha zwierzęta. Piękniej o nich pisze. Cieplej.


[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz