DOROTA SUMIŃSKA
„HISTORIE, KTÓRE NAPISAŁO ŻYCIE”
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2013
Z opowiadaniami jest trudno. Trzeba
doskonale dobrać proporcje, idealną ilość liter zagotować, nie
przesadzić w żadną stronę, nadać wyraźny smak, zapach,
zaciekawić i szybko, bardzo szybko odurzyć, żeby potem wykończyć
wszystko wspomnieniem pozostawionym na języku, Wyraźnym.
A ja nie do końca wierzę, że
Sumińska się sprawdza w tym czarowaniu krótką formą. Mając w
pamięci ciepłe, mądre „Zwykłe niezwykłe życie”,
spodziewałam się takiego samego ugłaskania, takiego samego
ocieplenia, od środka, ale do samego szpiku.
A tu jakoś chłodno, zupa
niedogotowana.
Ja wiem, że te historie to kawał
życia, jego czyste mięso. Że jakaś Marysia, jakaś Beni i jakiś
Krzysiek, gdy otworzą tę książkę rozpoznają siebie, mimo że
imiona zostały zmienione. Bo to zapis jakiś chwil, które Sumińska
zasłyszała od znajomych, od rodziny, od ukochanych, złapała je i
zapisała w książkę. Że ona po to jest, by pokazać, co się
wydarza. Że jakiś mężczyzna ukrywa się w kamienicy przeznaczonej
do rozbiórki, bo boi się nowej władzy; że jakaś dziewczynka już
nie cieszy swojego ojca, bo on woli spotykać się z nową kobietą;
że jakiś ojciec porzucił dziecko, a później już dorosłemu,
cudem jakimś, śpiewa kołysankę, że jakaś matka stoi po drugiej
stronie świata, niż jej córka i wolą obydwie, żeby wyniosła się
tam na zawsze; że jakiś mężczyzna zdradza i chce odejść, a
kobieta chce uciec w ramiona ciemnookiego mężczyzny; że młody
chłopak w bidulu ma zniszczone życie i ciężko je naprawić...Ale
to życie Sumińska daje nam jakieś niedopowiedziane. Jak ploteczkę
wymienioną na schodach z sąsiadką. „A słyszała pani, że
dyrektor szpitala potrącił psa i przywiózł go nocą na badania do
ludzkiego szpitala?” „I co?” „No zbadali i zabrał. Trochę
jednak ludzki jest.” „A pani słyszała o Zosi? Jako pierwsza
kobieta w klubie skoczyła na spadochronie!”.
Każda z tych historii to zalewie
szkic, jakby to był notatnik Sumińskiej, gdzie zapisała pomysły,
gdzie zgromadziła postaci, żeby potem rozwinąć je w długie,
zagmatwane historie na kilkaset stron. To jakby wyciąć kawałek
zdjęcia, odciąć oczy a zostawić cała resztę – i człowiek się
zastanawia, jak te oczy wyglądały? czy były najważniejsze?
najpiękniejsze?
Jest tu kilka naprawdę pięknych
szkiców, które poruszają i są kształtne, pełne, mimo że
fragmentaryczne. To historia o bezzębnych staruszkach, którzy
wyruszają w podróż życia z przyczepą kempingową; to wojenna
historia żydowskiego kota Mońka, najpiękniejszego w całej
dzielnicy; to historia niewyczerpywalnej miłości dwóch kobiet, z
których jedna mieszka za rzeką i jeszcze to o zgubionej surowicy na
jad żmii.
I jakoś tak po cichu myślę, że
Sumińska to jednak naprawdę mocniej kocha zwierzęta. Piękniej o
nich pisze. Cieplej.
[Książkę otrzymałam dzięki
uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz