EOWYN IVEY
„DZIECKO ŚNIEGU”
(TŁ. MARCIN WRÓBEL)
PASCAL, BIELSKO-BIAŁA 2013
Każdy z płatków śniegu jest inny –
żaden się nie powtarza. Jedne mają w środku kształt serca, a
inne kształt łzy. Gdy dotykają ludzkiej skóry, ogrzane jej
ciepłem topnieją, stapiają się z nią i nikną. Ale są takie
dłonie, takie policzki, takie wargi, na których śnieżynki
przysiadają i podrywają się gnane oddechem. Jest pewna istota,
która najlepiej czuje się oddychając śniegiem.
To śnieżne dziecko, ulepione pewnej
zimy przez dwójkę staruszków przed ich domem.
Jack i Mabel mieli kiedyś dziecko. Ale
tylko przez chwilę, tylko przez sekundę, bo urodziło się za
słabe, martwe. Jack pochował małe ciałko w ich ogrodzie. Wraz z
nim pochowała się cała radość, jaką młode małżeństwo miało
w sobie. Pochowały się wszystkie marzenia. W ziemi zakopane
uśmiechy, dotyki, śmiech. Kobieta i mężczyzna przestali nagle być
silni, ta tragedia powaliła ich i przykurczyła. Dookoła kolejne
pary cieszyły się wzdętymi życiem brzuchami, kolejne pokolenia
biegały wokół wielkiego rodzinnego stołu. Tylko oni byli martwi
od środka. Mabel wymyśliła Alaskę. To chyba dlatego, że gdy pada
śnieg, ubiera się dużo warstw ubrań i nie trzeba pokazywać, że
się trzęsie ze strachu. I można oczy ukryć i uśmiech, którego
nie ma, w wysoko zawiązanym szaliku. A w skrzyni na strychu, głęboko
na samym dnie, przywieźć ze sobą małe niebieskie rękawiczki na
sznurku.
Kupili ziemię i choć byli już
starzy, postanowili ją uprawiać. Żeby chociaż czemuś dać życie,
nadać sens.
Ale nie radzili sobie ze stratą, ze
swoją miłością przygaszoną, z planami, które wyfrunęły przez
okno. Jednego wieczora, po dniu jak zwykle cichym i pustym, Mabel
wychodzi na dwór i gnana jakimś impulsem, sprawdza, czy śnieg da
się ulepić w kulę. Jest idealny, więc bezwiednie formuje go i
rzuca w stronę Jacka. A on, najpierw zdezorientowany, odpłaca się
tym samym. Zaczynają się śmiać. A później lepią ze śniegu
dziewczynkę. Jack formuje jej twarz – piękne usta, które Mabel
barwi czerwonym sokiem, oczy, nos, uszy. A kobieta ubiera ją w
błękitny szalik i rękawice.
Zostawiają ją taką piękną przed
domem i idą zakończyć kolejny dzień. Trochę weselsi. I trochę
napełnieni nadzieją.
Rano nie ma śladu po dziewczynce. Nie
ma rękawiczek. Nie ma szalika. Za to są małe dziecięce ślady na
śniegu.
I w głowie Mabel budzi się
wspomnienie – piękna, rosyjska książka, baśń, którą czytywał
jej tata, gdy była mała. Albo opowiadał z głowy. O dziecku, które
powstało ze śniegu. O małej dziewczynce ulepionej z bieli przez
dwójkę staruszków, którzy od zawsze marzyli o dziecku.
To piękna historia. Mimo że jest
zimna, że kłuje kryształkami lodu, że dużo w niej łez,
zamarzających na rzęsach, dużo bólu – tego cielesnego, gdy boli
przetrącony kark, albo odmrożone dłonie, ale też tego, który
trudniej ukoić, tego w samym środku człowieka, tego, który
wywołują niespełnione marzenia i marzenia, którym się nie
powiodło. Każdy płatek śniegu, który może zabić swoim chłodem,
to małe dzieło sztuki. I tak jest z tą książką. Napisana s
łowami, które są jak śnieżynki – mają w sobie niepowtarzalna
moc, niesamowity klimat.
Dużo w niej pięknych widoków,
ośnieżonych dolin, drzew, z których sypie się śnieżny puch,
bezkresnych białych krajobrazów. I srebrne lisy, i rude lisy, i
łoś, albo rosomak, uciekający przez otwarte pole. I człowiek,
który w tym wszystkim próbuje znaleźć dla siebie miejsce,
przeżyć, pobudzić ziemię do oddania mu kawałka siebie –
zostawia w niej pot, łzy i nadzieję, a chce dostać w zamian życie.
I palące się w oknie świece. I ta walka, by świecy wystarczyło
do końca zimy.
A między tym wszystkim dziewczynka,
która nie może usiedzieć pod dachem, bo brak jej powietrza. I
kobieta, która w głowie przepowiada sobie starą baśń. I
mężczyzna, który nie wierzy, ale tak bardzo chce się mylić w
swym zwątpieniu.
[Książkę otrzymałam dzięki
uprzejmości wydawnictwa Pascal]
Również przed kilkoma dniami przeczytałam tę książkę i jestem nią urzeczona. Idealna opowieść na zimę, ma niesamowity nastrój i magię. Zakończenie mi się podobało, bo ja nie lubię książek, gdzie wszystko oczywiste, jak krowie na rowie. Główna bohaterka trochę mnie irytowała tym swoim egocentrycznym indywidualizmem, ale może inaczej wykreowana straciłaby wiarygodność... Powieść na pewno warta polecania, baśniowa.
OdpowiedzUsuń