wtorek, 12 listopada 2013

PIĘKNIEJSZE OBLICZE ŚNIEGU

EOWYN IVEY
„DZIECKO ŚNIEGU”
(TŁ. MARCIN WRÓBEL)
PASCAL, BIELSKO-BIAŁA 2013

Każdy z płatków śniegu jest inny – żaden się nie powtarza. Jedne mają w środku kształt serca, a inne kształt łzy. Gdy dotykają ludzkiej skóry, ogrzane jej ciepłem topnieją, stapiają się z nią i nikną. Ale są takie dłonie, takie policzki, takie wargi, na których śnieżynki przysiadają i podrywają się gnane oddechem. Jest pewna istota, która najlepiej czuje się oddychając śniegiem.
To śnieżne dziecko, ulepione pewnej zimy przez dwójkę staruszków przed ich domem.
Jack i Mabel mieli kiedyś dziecko. Ale tylko przez chwilę, tylko przez sekundę, bo urodziło się za słabe, martwe. Jack pochował małe ciałko w ich ogrodzie. Wraz z nim pochowała się cała radość, jaką młode małżeństwo miało w sobie. Pochowały się wszystkie marzenia. W ziemi zakopane uśmiechy, dotyki, śmiech. Kobieta i mężczyzna przestali nagle być silni, ta tragedia powaliła ich i przykurczyła. Dookoła kolejne pary cieszyły się wzdętymi życiem brzuchami, kolejne pokolenia biegały wokół wielkiego rodzinnego stołu. Tylko oni byli martwi od środka. Mabel wymyśliła Alaskę. To chyba dlatego, że gdy pada śnieg, ubiera się dużo warstw ubrań i nie trzeba pokazywać, że się trzęsie ze strachu. I można oczy ukryć i uśmiech, którego nie ma, w wysoko zawiązanym szaliku. A w skrzyni na strychu, głęboko na samym dnie, przywieźć ze sobą małe niebieskie rękawiczki na sznurku.
Kupili ziemię i choć byli już starzy, postanowili ją uprawiać. Żeby chociaż czemuś dać życie, nadać sens.
Ale nie radzili sobie ze stratą, ze swoją miłością przygaszoną, z planami, które wyfrunęły przez okno. Jednego wieczora, po dniu jak zwykle cichym i pustym, Mabel wychodzi na dwór i gnana jakimś impulsem, sprawdza, czy śnieg da się ulepić w kulę. Jest idealny, więc bezwiednie formuje go i rzuca w stronę Jacka. A on, najpierw zdezorientowany, odpłaca się tym samym. Zaczynają się śmiać. A później lepią ze śniegu dziewczynkę. Jack formuje jej twarz – piękne usta, które Mabel barwi czerwonym sokiem, oczy, nos, uszy. A kobieta ubiera ją w błękitny szalik i rękawice.
Zostawiają ją taką piękną przed domem i idą zakończyć kolejny dzień. Trochę weselsi. I trochę napełnieni nadzieją.
Rano nie ma śladu po dziewczynce. Nie ma rękawiczek. Nie ma szalika. Za to są małe dziecięce ślady na śniegu.
I w głowie Mabel budzi się wspomnienie – piękna, rosyjska książka, baśń, którą czytywał jej tata, gdy była mała. Albo opowiadał z głowy. O dziecku, które powstało ze śniegu. O małej dziewczynce ulepionej z bieli przez dwójkę staruszków, którzy od zawsze marzyli o dziecku.
To piękna historia. Mimo że jest zimna, że kłuje kryształkami lodu, że dużo w niej łez, zamarzających na rzęsach, dużo bólu – tego cielesnego, gdy boli przetrącony kark, albo odmrożone dłonie, ale też tego, który trudniej ukoić, tego w samym środku człowieka, tego, który wywołują niespełnione marzenia i marzenia, którym się nie powiodło. Każdy płatek śniegu, który może zabić swoim chłodem, to małe dzieło sztuki. I tak jest z tą książką. Napisana s łowami, które są jak śnieżynki – mają w sobie niepowtarzalna moc, niesamowity klimat.
Dużo w niej pięknych widoków, ośnieżonych dolin, drzew, z których sypie się śnieżny puch, bezkresnych białych krajobrazów. I srebrne lisy, i rude lisy, i łoś, albo rosomak, uciekający przez otwarte pole. I człowiek, który w tym wszystkim próbuje znaleźć dla siebie miejsce, przeżyć, pobudzić ziemię do oddania mu kawałka siebie – zostawia w niej pot, łzy i nadzieję, a chce dostać w zamian życie. I palące się w oknie świece. I ta walka, by świecy wystarczyło do końca zimy.
A między tym wszystkim dziewczynka, która nie może usiedzieć pod dachem, bo brak jej powietrza. I kobieta, która w głowie przepowiada sobie starą baśń. I mężczyzna, który nie wierzy, ale tak bardzo chce się mylić w swym zwątpieniu.


[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Pascal]

1 komentarz:

  1. Również przed kilkoma dniami przeczytałam tę książkę i jestem nią urzeczona. Idealna opowieść na zimę, ma niesamowity nastrój i magię. Zakończenie mi się podobało, bo ja nie lubię książek, gdzie wszystko oczywiste, jak krowie na rowie. Główna bohaterka trochę mnie irytowała tym swoim egocentrycznym indywidualizmem, ale może inaczej wykreowana straciłaby wiarygodność... Powieść na pewno warta polecania, baśniowa.

    OdpowiedzUsuń