czwartek, 6 czerwca 2013

O SŁONIU

IGNACIO MARTÍNEZ DE PISÓN
„GIERKI”
(TŁ. MARTA SZAFRAŃSKA-BRANDT)
BONA, KRAKÓW 2013

Było ich trzy. I nasuwa się od razu „w każdej z nich inna krew”. Nie, krew była jedna – pewnie tak samo czerwona, jak każda, ale ta płynęła w ich żyłach z jednego źródła – były siostrami. Nie mniej jednak każda z nich szła za swoim imieniem – przecież wiadomo, że Maria musi być niejednakowa z Carlotą i musi diametralnie różnić się od Palomy – to słychać w brzmieniu ich imion, w specyficznym drżeniu głosu, gdy wymawia się każde z nich, w innym ułożeniu języka na podniebieniu.
„Odkąd byłyśmy małe, a w każdym razie jak sięgnę pamięcią, w naszych relacjach panował dobrowolnie zaakceptowany wyższy porządek, oparty na sprawiedliwym podziale zalet i wad między nas trzy. Pozwalało to uniknąć ewentualnych tarć i określało w ogólnym zarysie miejsce, jakie każda z nas zajmowała w świecie. Podział ten był przypadkowy i arbitralny, niekoniecznie prawdziwy, ale wszystkie się na niego zgadzałyśmy.(...) To prawda, że wszytko to były jedynie dziecinne gierki, nie pozostały one jednak bez wpływy na kształtowanie naszych osobowości. Z czasem ów podział ról miał się uprościć i wtedy ja zostałam tą mądrą, Carlota miłą, a Paloma śliczną.” [s.68-69]
Zaczyna się od czerwonej simki. I od Marii, która jako najstarsza zabiera głos pierwsza. Bo potem mówią naprzemiennie.
Czerwona simka to ostatni samochód ich ojca – mężczyzna dostał zawału zażywając uciech w burdelu White Horse, a samochód został pod drzwiami. Mama musiała zabrać córki i pojechać po niego, mimo że nie miała prawa jazdy. I nie miała wiedzy, że ojciec umarł w ramionach którejś z prostytutek. Była oderwana od rzeczywistości i myśleć za nią musiały córki.
Każda z nich dostała rolę w farsie – bo Maria, jako najstarsza, musiała stać się ojcem. Musiała wziąć na siebie pomoc w prowadzeniu domu, musiała, zgodnie z podziałem ról, stać się mądra. Oddała swoje życie siostrom i mamie. Palomie, tej najmłodszej, można było być wiecznym dzieckiem. To ona była tą, która czarowała mężczyzn i chłopców, ona była prześliczna i ona pisała pamiętniki, czytała „Doktora Żywago” podkreślając cytaty z jej życia wzięte, ona umawiała się z najniegrzeczniejszymi chłopcami, oblewała klasówki i egzaminy i uciekała z domu. A ta środkowa – Carlota – musiała pozostać letnia – pomiędzy dwoma skrajnościami mądrości i piękna, wykopać dla siebie dołek i w nim znaleźć miejsce na życie – na życiu rodzinnym, ciąży, małżeństwie i środkach do czyszczenia zbudowała swój świat.
Każda mówi w tej książce swoim głosem, każda ma swój rozdział i opowiada to, co zapamiętała z szybko uciekających dni. Mówi historię siebie, ale też historię domu, Hiszpanii i swoich sióstr – tak, jak sama ją widzi.
Jest taka anegdota o czterech niewidomych, którzy spotykają słonia i mają go opisać całej reszcie. Każdy z nich stoi z innej strony – jeden dotyka trąby, inny boku, jeden mówi, że to ściana, drugi, że wąż, a trzeci dotykając nogi słonia, opisuje słonia jako drzewo.
Właśnie o tym są „Gierki” - o tym, że każdy z nas ma tylko dwoje oczu i te oczy widzą zawsze tylko kawałek świata. Że za rogiem może padać deszcz, gdy po tej stronie świeci słońce. Że nikt nie dotknął uszu słonia, więc nikt nie porównał słonia do skrzydeł...
Każda z dziewcząt toczy w tej książce swój własny syzyfowy kamień. Maria wbiła się w rolę wybawicielki rodziny i poświęca dla niej resztę sfer życia. Paloma jest nieszczęśliwa z każdym mężczyzną. A Carlota z kolei za wszelką cenę chce być szczęśliwa, oszukując siebie w kwestii tego, jak szczęście ma wyglądać, czy trzeba je pisać wielką literą, czy wystarczy mała...
I każda z nich jest przekonana, że wie o drugiej wszystko, że lepiej ułożyłaby jej życie, że widzi jej błędy i potrafiłaby zaszyć jej istnienie tam, gdzie przecieka. Ale dopiero ja – czytelnik - mogę uznać, że wiem cokolwiek. Że poznałam jakiś ich mikrokosmos. Że wiem, w którą stronę kręci się ich ziemia.
De Pison pisze o Hiszpanii przełomu lat 70. i 80., ale tak naprawdę to mogłaby być Polska, albo Anglia, albo Włochy. To nie miejsce jest ważne, ale sam środek ludzkiego ciała – serce. Bo zawsze w końcu chodzi o miłość. Bo zawsze w końcu okazuje się, że tylko miłości człowiek szuka na ziemi, że tylko miłość nadaje sens każdemu biciu serca.
A Maria, Carlota i Paloma uprawiają gierki na każdej płaszczyźnie swojego życia – grają między sobą i ze światem i najczęściej przegrywają, kierując się pychą wszytskowiedzenia.
Jestem zafascynowana tą książką, jej mądrym osądem świata, jej bezpruderyjnością, jej genialnym zmysłem obserwacji, wyostrzonym jak ołówek, którym można zapisać każdą ulotną myśl.
Podziwiam De Pisona – jak można być mężczyzną i tak doskonale, tak bezbłędnie, tak do samych trzewi rozumieć kobiety? Jak można wiedzieć, będąc mężczyzną, co czuje kobieta podczas seksu, pierwszej miesiączki, zakochania czy zakochania pozornego? Jak można, będąc mężczyzną, wejść tak mocno w kobiecą rolę, że aż napisać o tym książkę? I jak można tak doskonale przedstawić reguły ich małych i wielkich gierek, że to niemal instrukcja?



[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Bona]

4 komentarze:

  1. Interesująca pozycja. O ja obraz mężczyzny widziany twoimi oczami (podziw dla De Pisona) aż ciarki przechodzą :)
    Niektóre facety naprawdę dobrze piszą, gotować też potrafią, tylko prasować nie lubią :)
    Bardo dobra recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie!
      No, te facety to czasem są! Że mi też ciarki chodzą!
      A kobiety też nie bardzo lubią prasować ;-)

      Usuń
  2. Może bym to przeczytała... Tak mi się skojarzyła ta książka trochę z "Utajoną harmonią" M. Mayoral, może dlatego, że też Hiszpania i kobiecy mocno światek. Nie wiem, czy czytałaś.
    A mężczyźni wchodzący w psychikę przeciwnej płci to ciekawy temat, zresztą odwrotny również. Z tego co pamiętam Arthur Golden i jego "Wyznania gejszy" były tak swego czasu określane, jako wielkie zaskoczenie, że mężczyzna napisał książkę jakby sam miał kobiecą psychikę. Ale on pisał chyba na podstawie wspomnieć jakiejś żyjącej kobiety, więc to trochę co innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam Mayoral - może do nadrobienia.
      Co do "Wyznań gejszy" hmmm... ja nie byłam zachwycona tą książkę, wręcz przeciwnie, raczej rozczarowaniem dla mnie była. Ale może dlatego, że wcześniej czytałam trochę o Japonii i mi się ta Japonia w pewnym momencie przejadła? W każdym razie "Gierki" to dla mnie inna półka - wyższa i lepiej zaopatrzona do tej Goldenowskiej...

      Usuń