IGNACIO MARTÍNEZ DE PISÓN
„GIERKI”
(TŁ. MARTA SZAFRAŃSKA-BRANDT)
BONA, KRAKÓW 2013
Było ich trzy. I nasuwa się od razu
„w każdej z nich inna krew”. Nie, krew była jedna – pewnie
tak samo czerwona, jak każda, ale ta płynęła w ich żyłach z
jednego źródła – były siostrami. Nie mniej jednak każda z nich
szła za swoim imieniem – przecież wiadomo, że Maria musi być
niejednakowa z Carlotą i musi diametralnie różnić się od Palomy
– to słychać w brzmieniu ich imion, w specyficznym drżeniu
głosu, gdy wymawia się każde z nich, w innym ułożeniu języka na
podniebieniu.
„Odkąd byłyśmy małe, a w każdym
razie jak sięgnę pamięcią, w naszych relacjach panował
dobrowolnie zaakceptowany wyższy porządek, oparty na sprawiedliwym
podziale zalet i wad między nas trzy. Pozwalało to uniknąć
ewentualnych tarć i określało w ogólnym zarysie miejsce, jakie
każda z nas zajmowała w świecie. Podział ten był przypadkowy i
arbitralny, niekoniecznie prawdziwy, ale wszystkie się na niego
zgadzałyśmy.(...) To prawda, że wszytko to były jedynie dziecinne
gierki, nie pozostały one jednak bez wpływy na kształtowanie
naszych osobowości. Z czasem ów podział ról miał się uprościć
i wtedy ja zostałam tą mądrą, Carlota miłą, a Paloma śliczną.”
[s.68-69]
Zaczyna się od czerwonej simki. I od
Marii, która jako najstarsza zabiera głos pierwsza. Bo potem mówią
naprzemiennie.
Czerwona simka to ostatni samochód ich
ojca – mężczyzna dostał zawału zażywając uciech w burdelu
White Horse, a samochód został pod drzwiami. Mama musiała zabrać
córki i pojechać po niego, mimo że nie miała prawa jazdy. I nie
miała wiedzy, że ojciec umarł w ramionach którejś z prostytutek.
Była oderwana od rzeczywistości i myśleć za nią musiały córki.
Każda z nich dostała rolę w farsie –
bo Maria, jako najstarsza, musiała stać się ojcem. Musiała wziąć
na siebie pomoc w prowadzeniu domu, musiała, zgodnie z podziałem
ról, stać się mądra. Oddała swoje życie siostrom i mamie.
Palomie, tej najmłodszej, można było być wiecznym dzieckiem. To
ona była tą, która czarowała mężczyzn i chłopców, ona była
prześliczna i ona pisała pamiętniki, czytała „Doktora Żywago”
podkreślając cytaty z jej życia wzięte, ona umawiała się z
najniegrzeczniejszymi chłopcami, oblewała klasówki i egzaminy i
uciekała z domu. A ta środkowa – Carlota – musiała pozostać
letnia – pomiędzy dwoma skrajnościami mądrości i piękna,
wykopać dla siebie dołek i w nim znaleźć miejsce na życie – na
życiu rodzinnym, ciąży, małżeństwie i środkach do czyszczenia
zbudowała swój świat.
Każda mówi w tej książce swoim
głosem, każda ma swój rozdział i opowiada to, co zapamiętała z
szybko uciekających dni. Mówi historię siebie, ale też historię
domu, Hiszpanii i swoich sióstr – tak, jak sama ją widzi.
Jest taka anegdota o czterech
niewidomych, którzy spotykają słonia i mają go opisać całej
reszcie. Każdy z nich stoi z innej strony – jeden dotyka trąby,
inny boku, jeden mówi, że to ściana, drugi, że wąż, a trzeci
dotykając nogi słonia, opisuje słonia jako drzewo.
Właśnie o tym są „Gierki” - o
tym, że każdy z nas ma tylko dwoje oczu i te oczy widzą zawsze
tylko kawałek świata. Że za rogiem może padać deszcz, gdy po tej
stronie świeci słońce. Że nikt nie dotknął uszu słonia, więc
nikt nie porównał słonia do skrzydeł...
Każda z dziewcząt toczy w tej książce
swój własny syzyfowy kamień. Maria wbiła się w rolę
wybawicielki rodziny i poświęca dla niej resztę sfer życia.
Paloma jest nieszczęśliwa z każdym mężczyzną. A Carlota z kolei
za wszelką cenę chce być szczęśliwa, oszukując siebie w kwestii
tego, jak szczęście ma wyglądać, czy trzeba je pisać wielką
literą, czy wystarczy mała...
I każda z nich jest przekonana, że
wie o drugiej wszystko, że lepiej ułożyłaby jej życie, że widzi
jej błędy i potrafiłaby zaszyć jej istnienie tam, gdzie
przecieka. Ale dopiero ja – czytelnik - mogę uznać, że wiem
cokolwiek. Że poznałam jakiś ich mikrokosmos. Że wiem, w którą
stronę kręci się ich ziemia.
De Pison pisze o Hiszpanii przełomu
lat 70. i 80., ale tak naprawdę to mogłaby być Polska, albo
Anglia, albo Włochy. To nie miejsce jest ważne, ale sam środek
ludzkiego ciała – serce. Bo zawsze w końcu chodzi o miłość. Bo
zawsze w końcu okazuje się, że tylko miłości człowiek szuka na
ziemi, że tylko miłość nadaje sens każdemu biciu serca.
A Maria, Carlota i Paloma uprawiają
gierki na każdej płaszczyźnie swojego życia – grają między
sobą i ze światem i najczęściej przegrywają, kierując się
pychą wszytskowiedzenia.
Jestem zafascynowana tą książką,
jej mądrym osądem świata, jej bezpruderyjnością, jej genialnym
zmysłem obserwacji, wyostrzonym jak ołówek, którym można zapisać
każdą ulotną myśl.
Podziwiam De Pisona – jak można być
mężczyzną i tak doskonale, tak bezbłędnie, tak do samych trzewi
rozumieć kobiety? Jak można wiedzieć, będąc mężczyzną, co
czuje kobieta podczas seksu, pierwszej miesiączki, zakochania czy
zakochania pozornego? Jak można, będąc mężczyzną, wejść tak
mocno w kobiecą rolę, że aż napisać o tym książkę? I jak
można tak doskonale przedstawić reguły ich małych i wielkich
gierek, że to niemal instrukcja?
[Książkę otrzymałam dzięki
uprzejmości wydawnictwa Bona]
Interesująca pozycja. O ja obraz mężczyzny widziany twoimi oczami (podziw dla De Pisona) aż ciarki przechodzą :)
OdpowiedzUsuńNiektóre facety naprawdę dobrze piszą, gotować też potrafią, tylko prasować nie lubią :)
Bardo dobra recenzja.
Dzięki wielkie!
UsuńNo, te facety to czasem są! Że mi też ciarki chodzą!
A kobiety też nie bardzo lubią prasować ;-)
Może bym to przeczytała... Tak mi się skojarzyła ta książka trochę z "Utajoną harmonią" M. Mayoral, może dlatego, że też Hiszpania i kobiecy mocno światek. Nie wiem, czy czytałaś.
OdpowiedzUsuńA mężczyźni wchodzący w psychikę przeciwnej płci to ciekawy temat, zresztą odwrotny również. Z tego co pamiętam Arthur Golden i jego "Wyznania gejszy" były tak swego czasu określane, jako wielkie zaskoczenie, że mężczyzna napisał książkę jakby sam miał kobiecą psychikę. Ale on pisał chyba na podstawie wspomnieć jakiejś żyjącej kobiety, więc to trochę co innego.
Nie czytałam Mayoral - może do nadrobienia.
UsuńCo do "Wyznań gejszy" hmmm... ja nie byłam zachwycona tą książkę, wręcz przeciwnie, raczej rozczarowaniem dla mnie była. Ale może dlatego, że wcześniej czytałam trochę o Japonii i mi się ta Japonia w pewnym momencie przejadła? W każdym razie "Gierki" to dla mnie inna półka - wyższa i lepiej zaopatrzona do tej Goldenowskiej...