wtorek, 14 czerwca 2011

O RADOŚCI ŚMIERCI/O RADOŚCI ŻYCIA


ERLEND LOE
„MULEUM”
(TŁ. MILENA SKOCZKO)
SŁOWO/OBRAZ TERYTORIA, GDAŃSK 2011 

Na ”Dopplera” trafiłam przez przypadek. Na „Muleum” czekałam już świadomie i z niecierpliwością. 
Julia ma 18 lat, a do kwietnia 2005 roku miała też mamę, tatę i starszego brata Toma. Byli zgraną, kochającą się rodziną, która lubiła razem spędzać czas, podróżować, poznawać, czerpać ze świata pełnymi garściami. 
„Według mamy ‘muzeum’ było jednym z pierwszych słów, które wypowiedziałam, tylko z jakiegoś powodu zamiast ‘muzeum’ mówiłam ‘muleum’. Zanim nauczyłąm się poprawnie mówić, zwiedziałam muleum Prado, British Muleum, Muleum if Modern Art., Stedelijk Muleum i Muleum Van Gocha, Muleum Wazy, Muleum Picassa i Luwr, i wiele innych muleów. Reszta rodziny przejęła to słowo i od tamtej pory nigdy nie mówiliśmy ‘muzeum’(…). Teraz tylko ja mówię ‘muleum’ i rozumiem, co to słowo oznacza, i wiem, dlaczego jest to dobre słowo, ale jego czar prysł, albo przynajmniej został mocno zredukowany, tak samo jak radość z wielu rzeczy, które dzielimy z innymi, zostaje zredukowana, kiedy ci inni giną w katastrofie lotniczej.” [s.127]
Tym razem bowiem na wycieczkę do Afryki Julia nie pojechała. Miała zostać w domu, uczyć się, kończyć rok szkolny, czekać na powrót swojej rodziny a Czarny Ląd zobaczyć, gdy już dostanie się na studia. Czekała na powrót rodziny, a zamiast tego dostała sms od Taty, w którym było pożegnanie. Ich samolot rozbił się nad Afryką i teraz Julia została całkiem sama, z wielkim domem, ogromnym majątkiem, wielkim smutkiem i przykazaniem, że ma robić w życiu to, co chce. No a Julia chce się zabić.
Jej terapeuta zasugerował, żeby zaczęła prowadzić dziennik, który ma jej ułatwić poradzenie sobie z ogromną ilością emocji, z żalem i ze złością, trochę też z poczuciem winy. Julia taki pamiętnik zaczyna prowadzić, a w pamiętniku czytamy jeden wielki plan skutecznego samobójstwa. Koncepcje się zmieniają w miarę nieudanych prób – od prób y powieszenia się, po próbę zarażenia się ptasią grypą. Absurdalne i namacalne próby. Śmieszne i groźne. Rozważania, przygotowania i statystyki. I błyskotliwość osiemnastoletniego umysłu, który nawykł do myślenia. 
Loe ma niesamowite poczucie humoru – ironiczne i cięte. Na pewno nie dla wszystkich i na pewno wielu czytelników święcie się oburzy i obruszy. Czasem bowiem ten humor jest tak czarny, że barwię sobie nim czubki palców. Ale ja lubię to, że Loe nie boi się śmiać. Nie boi się żartować z poważnych tematów. Że je oswaja w ten sposób – nie bagatelizuje. To znak, że człowiek jest dla niego ważny i że chciałby rozwiązać ludzkie problemy. Oczywiście, że to niemożliwe. Że nie zawsze wszystko kończy się tak, jak w książkach. Ale możliwe jest, aby tym problemom zrobić sekcję, jako skalpela używając rozciągniętych ust, z których wydobywa się gromkie „ha, ha, ha!”. Obejrzeć je, zanalizować, postawić diagnozę. Zastanowić się. 
To nie bluźnierstwo, by śmiać się ze śmierci. To znak, że i śmierć i śmiech zaczynają się na tę samą literę i obydwa te stany dzieją się w człowieku. 
Lepiej się do problemu uśmiechnąć, niż organizować nic nie znaczące debaty, niż protestować bez sensu, a jeszcze lepiej śmiać się do bólu brzucha, niż schować problem w wielkiej skrzyni i wyrzucić kluczyk. 
Ja się uśmiałam do łez. I ja się zastanowiłam nad wszystkim, co wśród tych słodkich łez było przemyconymi łzami smutku. I zgadzam się z, na pozór, szokującą i przewrotną tezą, że „świat jest przeludniony. I dlatego byłoby dobrze, gdyby ci, którzy tu zostaną, naprawdę mieli na to ochotę.” [s.52] Bo ta teza, czytana głęboko pod farbą drukarską mówi o tym, żeby ludzie znaleźli w życiu sens i radość życia.

Moja ocena: 5/6

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Słowo/Obraz Terytoria]

3 komentarze:

  1. Nie znałam dotychczas autora, ale na pewno mnie zachęciłaś do zmiany tego stanu rzeczy. Nie wiem, czy najpierw oswoję "Dopplera" czy inne książki Loe, ale najwyraźniej trzeba to czytać :)

    A tak z całkiem innej beczki, skojarzyło mi się mocno pokątnie, bo do Loe tej skojarzonej książce chyba daleko - czytałaś może "Królową żurawin"? Nie, żeby bez tej lektury nie można było żyć, ale z bliżej nieokreślonych powodów bardzo mi się ta książeczka swego czasu spodobała i tak sobie teraz pomyślałam, że jak nie będziesz miała kiedyś pomysłu, co czytać, to mogę podrzucić taki tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marto Droga,
    Uwielbiam czytac Ciebie, kiedy piszesz "Czasem bowiem ten humor jest tak czarny, że barwię sobie nim czubki palców." Dziekuje Ci za ten obraz o poranku. Twoje slowa maja magiczna moc, a ksiazke juz zapisuje do listy najblizszych zakupow. Serdecznosci,
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  3. liritio - "Królową żurawin" dodałam do swojego notesu, jeśli się natknę, to z chęcią porównam, bo motyw faktycznie mocno podobny.
    A Loe czytaj!!!!

    anno - Dzięki wielkie wielkie :-) Twoje słowa też mnie zawsze kołyszą przyjemnie, jak małe stateczki na delikatnie rozhuśtanej wodzie, spokojnej, jeziornej... Więc mam nadzieję, że wiesz, że też masz talent do słów oswajania... Ściskam, mocno, letnio, bardzo!

    OdpowiedzUsuń