wtorek, 22 marca 2011

SOMETHING ABOUT…


RACHEL CUSK
„WARIACJE NA TEMAT RODZINY BRADSHAW”
(TŁ. AGNIESZKA POKOJSKA)
WYDAWNICTWO LITERACKIE, KRAKÓW 2011 

„Wariacje, forma muzyczna oparta na modyfikacjach określonego tematu lub jego najbardziej charakterystycznych motywów” (powiedział Onet). 
To idealny tytuł dla tej książki. Bo to historia rodziny Bradshaw, podana w porwanych scenach, w obrazkach, w migawkach, w kilkunastu miniaturach. Są rodzice, dzieci, wnuki (pięć rodzin) – każda z rodzin zupełnie inna, mieszkająca w innych warunkach, żyjąca z czego innego i mająca kompletnie rońże hierarchie wartości. To właśnie taka wariacja na temat tego, jakie drogi mogą wybrać dla siebie poszczególne jednostki, jak bardzo te drogi będą odległe od siebie. 
To nie jest łatwa książka. Jeśli miałabym streścić fabułę, to okazała by się banalna – jedno małżeństwo kupuje psa, mąż pracuje, a żona jest nieszczęśliwa i nie może się spełniać w swojej pasji, bo musi zajmować się dzieckiem. Druga rodzina przeżywa swoisty cichy kryzys. w trzeciej jest ukrywany problem z alkoholem… Jedni jada na urlop, a drudzy zmagają się z chorobą. Nic niezwykłego, nic zapierającego dech w piersiach.
Nie ma typowej linearnej budowy, nie ma też typowych retrospekcji. Są bardziej myśli, uczucia, domorosłe filozofowanie, na którym oparta jest narracja. Muzyczność tej książki w tym właśnie się objawia – w wynikaniu rozdziałów, tak jak nuta pojawia się za nutą, tak obraz idzie za obrazem. A na samym końcu mamy pełny obraz – tak jak w układaniu puzzli.
Odczytuję tę książkę tak, jakby każdy z bohaterów był innym instrumentem, wszystko razem gra – raz lepiej, raz gorzej – jest allegro, albo fortissimo, czasem śmiech, a czasem łzy, niezaspokojona ochota na seks, rozbita głowa dziecka, wymiotujący pies i kłótnie przy kolacji - to utwór, który pędzi i zwalnia, kołysze się i mami.
Intensywność tej książki sprawiała, że musiałam ją na chwilę odkładać – to swoistego rodzaju perwersja – jak odkręcanie czyjejś czaszki i zaglądanie do środka, do mózgu. Jak śledzenie przez dziurkę od klucza, ukrywanie się pod stołem. 
Postaci są tak autentyczne, tak ludzkie, nie pokolorowane nadmiarem cech, niedoskonałe, zwykłe, nie przydarzają im się „przygody”, ale życie. Takie codzienne życie dzieje się za ścianą i dzieje się w nas samych, dlatego tak trudno się tę książkę czyta, tak trudno się przyznaje rację bohaterom, bo ta racja zazwyczaj jest gorzka w smaku. 
A jest gorzka, bo okazuje się, że każdy z bohaterów, a więc każdy z nas, jest zamkniętym, osobnym światem – czasem się stykają, otwierają ramiona, oczy lub nogi na drugą osobę, na chwilę, ale zaraz znów zatrzaskują się wszystkie drzwi. 
To taki ludzki teatr, rozpisany na poszczególne głosy, prawdziwy do bólu. A gdy się go czyta, to wygląda jak teatr absurdu. A gdy się go analizuje, to już wiadomo, że takie jest życie.
Przenikliwa proza, skupiona na szczególe. Piękny język. Kolejny raz dałam się porwać Rachel Cusk i kolejny raz stwierdzam, że to nie proza dla wszystkich.

Moja ocena: 5/6

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Literackiego]

3 komentarze:

  1. Rachel Cusk wraca w marcu (i to w 22. dzień tego miesiąca - co za zbieżność!).
    Marpil, poruszyłaś we mnie kilka strun. Zrobiłam rekonesans, przeczytałam wywiad z "Wysokich obcasów", wynotowałam tytuły. Za rok możesz zabookować bloga na "Ostatnią wieczerzę". Może i nie dla wszystkich, ale mam ochotę przetestować.

    "To taki ludzki teatr, rozpisany na poszczególne głosy, prawdziwy do bólu. A gdy się go czyta, to wygląda jak teatr absurdu. A gdy się go analizuje, to już wiadomo, że takie jest życie."

    Rozumiem, że trzeba zapiąć pasy, by nie wyskoczyć przez okno przy pierwszej eksplozji przytłaczającej niezasadności naszych ról. Albo nie zapinać i ryzykować wywrotkę. Ciekawe, czy jest tu miejsce na wyzwolenie. Z jednej strony wydaje się, że tak, bo nazywanie już oczyszcza. Z drugiej, że nie, bo to nie jest pióro, które prowadzi do "nowego życia po przemianie".
    Tak sobie mniemam, nie mając jeszcze za sobą niczego, co napisała Rachel Cusk.

    ren

    OdpowiedzUsuń
  2. zaintrygowałaś recenzją.. to ważne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ren droga - trzeba zapiąć pasy, zdystansować się, trochę nie myśleć, trochę skupić się na pięknie języka, trochę się wyłączyć, bo ta proza boli bardzo. Przeczytaj. Warto.
    (Czy muszę mówić, że brak mi tamaryszka?)

    Pomylone gary - zaintrygowałam - to czytaj - sama książka jest jeszcze bardziej intrygująca :-)

    OdpowiedzUsuń