niedziela, 6 marca 2011

MAGICZNE PUDEŁKO


DOMINIQUE MAINARD
„DLA WAS”
(TŁ. JOANNA POLACHOWSKA)
MUZA SA, WARSZAWA 2011

Ta książka jest jak prezent – opakowany w piękny błyszczący papier, przewiązany dużą kokardą. Do którego chcemy się dostać jak najszybciej, ale odpakowujemy powoli, żeby nie naruszyć zabawnych obrazków na opakowaniu. To trochę drżenie. Trochę niepewność. Trochę nadziei i trochę strachu przed rozczarowaniem.
Rozchylamy papier, a tam kolejne pudełko. I kolejne. By na końcu znaleźć gałązkę z czterolistną koniczyną.
Ta książka przed cały tydzień była ze mną. Nie jest długa. Dobrze się czyta. Ale w tym tygodniu brak mi było czasu na lekturę. Przysiadałam tylko na chwilę na krześle jedząc śniadanie. Albo wieczorem z kubkiem herbaty. Odkładałam ją z konieczności na długo. I nie mogłam przestać o niej myśleć. Nie mogłam się od niej uwolnić. Omotała mnie. Omamiła.
Jest frapująca. Inna.
Sam pomysł na fabułę jest nowatorski. Oto Delphine M., kobieta po trzydziestce, kobieta sukcesu, kobieta interesu. Nie wyróżnia się wyglądem. Nie wyróżnia się strojem. Nie wyróżnia się niczym prócz swojej pracy. Delphine prowadzi bowiem nietypową agencję „Dla Was” – spełnia życzenia, budzi do życia umarłych, fotografuje duchy, wypożycza skrzydła… Agencja jest bardzo ekskluzywnym, elitarnym miejscem. Nie można tak po prostu wejść i skorzystać z jej usług. Trzeba o niej wiedzieć i trzeba mieć dużo pieniędzy. Ale „Dla Was” spełnia niemal każde życzenie – może wypożyczyć kobietę do wyprowadzania uciążliwego, starego dziadka na spacer, dorzucając udawanie jego wnuczki przez parę godzin, może wypożyczyć dziecko parze, która swoje straciła, może spreparować film z wesela – wstawić innego pana młodego obok ślicznej panny młodej w bieli… Cokolwiek przyjdzie do Twojej głowy – Delphine M. dołoży wszelkich starań, abyś to otrzymał.
Sprzedaje złudzenia, sprzedaje ulotność, sprzedaje fikcję. Jak twierdzi sprzedaje też trochę siebie, ale robi to dla dobra ludzi – jedyne, czego pragnie, to dawać. I paradoksalnie przy tym dawaniu jest zimna, głazowata, bez uczuć, bez grymasów ust. Wszystko w niej jest wyuczone. Zapomniała wspomnienia. Nauczyła się czterdziestu min. Postawiła w poczekalni chusteczki lawendowego koloru – wie, że klienci płaczą, wie, w którym momencie podać im kawałek materiału, choć sama nigdy nie płacze. Zna ludzkie odruchy, zachowania, mimikę, emocje, ale wchłonęła je w siebie poprzez osmozę, sama nigdy nie uczestnicząc we łzach, w uśmiechu, w zakochaniu. Chce się wzbogacić, notuje każdą monetę i banknot, jaki wydaje i jaki otrzymuje. Przelicza, kalkuluje. Ale pieniądze są jej potrzebne tylko po to, by otworzyć większą agencję, w innym, ładniejszym miejscu. Jej marzenia sprowadzają się do firmy, w niej nawet mieszka. Jakby nikt nigdy nie nauczył jej odczuwania.
To dziwna osoba. Hipnotyczna. Władcza. Nigdy nie zagubiona. Zaprogramowana na cel. Pocisk. Nabój. Odłamek szkła. 
Ale i ona trafia na zlecenie, które ją zmieni, przeinaczy, wywierci dziurę w skórze kamienia, zadraśnie. Czy Delphine ma w żyłach krew?
Ta książka jest o Człowieku – o tym pisanym przez duże C, o tym Człowieku modelowym – o emocjach, reakcjach, o pozorach, o miłościach. O tym, jak bardzo człowiek w gruncie rzeczy podobny jest do drugiego człowieka. I o pozorach, o tym wkładaniu skrzydeł, żeby dolecieć do słońca i o tym, że te skrzydła często są papierowe.
To książka z gatunku tych nie do zapomnienia. W środku ma ten prezent, na który się czekało, który nie rozczarowuje. 

Moja ocena: 5/6

[Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa MUZA SA]

3 komentarze:

  1. Duszno-aromatyczna pozycja... Ciekawe :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. piękna okładka zaprasza do pięknego wnętrza? chyba tak ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Barbaro - duszna - tak, to dobre słowo na tę książkę, aromatyczna niekoniecznie, bo aromaty (to słowo głownie) kojarzy mi się z uczuciami, emocjami, a Delphine działa jak robot, jak ktoś kto świadomie emocji się wyzbył.
    Pozdrawiam.

    tola - tak, tak, tak...

    OdpowiedzUsuń